Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Szymon Gebert 10.05.2011

USA szykowały się do starcia z Pakistanem. Decyzja Baracka Obamy

Barack Obama osobiście zdecydował, by w operacji w Abbottabadzie wzięło udział dwa razy więcej komandosów, na wypadek gdyby doszło do starć z Pakistańczykami - pisze "New York Times".
Komandosi podczas szkoleń morskichKomandosi podczas szkoleń morskichFot. Navy SEALs

Według nowojorskiej gazety amerykański prezydent zdecydował, że dwie ekipy komandosów SEALs, które miały czekać w odwodzie w bazie w Afganistanie, zostały wysłane wraz z grupą uderzeniową do Abbotabbadu.

Ten krok miał zabezpieczyć żołnierzy na wypadek, gdyby doszło do walk ze służbami bezpieczeństwa Pakistanu - pisze "New York Times". Decyzja prezydenta o powiększeniu siły uderzeniowej dowodzi, że był gotów na wojskową konfrontację z jednym z bliższych sojuszników, byleby schwytać, lub zabić Osamę bin Ladena.

"NYT" cytuje swojego informatora w administracji Białego Domu, który powiedział, że komandosi "byli upoważnieni do odpowiedzenia ogniem" gdyby "musieli wywalczyć sobie wyjście". Wcześniej, jeszcze w fazie planowania operacji, wykluczono poinformowanie Pakistanu. Ukazuje to jak głębokim brakiem zaufania darzy Islamabad amerykańska administracja.

Tożsamość szefa placówki CIA zdradzona

Wtorkowy "Washington Post" pisze zaś, że Pakistańczycy wciąż są bardzo niezadowoleni, że na ich terenie przeprowadzono tak dużą operację bez ich wiedzy. Gazeta pisze, że ISI (pakistańska służba bezpieczeństwa) zdradziła tamtejszym mediom tożsamość szefa placówki CIA w Pakistanie. To w języku służb wywiadowczych forma protestu przeciwko działalności Agencji. "WP" przypomina, że niecałe pół roku temu doszło do identycznego wydarzenia, wówczas rozmówcy gazety z CIA obwinili odpowiedzialnością właśnie wywiad Pakistanu.

"Pakistan miał tupać i płakać, ale nas nie powstrzymywać"

Brytyjski "Guardian" ujawnił, że te dwa kraje już blisko dekadę temu zawarły potajemną umowę w sprawie operacji w Pakistanie. Według gazety administracja prezydentów Musharrafa i Busha uzgodniła, że jeśli okaże się, że Osama bin Laden zbiegł do Pakistanu (umowę uzgodniono po jego ucieczce z oblężenia w Tora Bora), Amerykanie będą mogli przeprowadzić operację bez wiedzy Islamabadu. W ramach umowy przewidziano nawet to, że Pakistan będzie później głośno protestował przeciwko naruszeniu swojej niezależności. - Pakistańczycy mieli tupać i płakać, ale nas nie powstrzymywać - cytuje "Guardian" swoje źródło.

Oznaką tego, że relacje na linii ISI-CIA, czy też Islamabad-Waszyngton, nie są jeszcze tak złe, jest zgoda na przesłuchanie trzech wdów po Osamie bin Ladenie przez amerykańskich śledczych. W niedzielę w telewizyjnym talk-show wystąpił doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Tom Denilon, mówiąc że to bardzo ważne dla śledztwa przeciwko al-Kaidze, żeby Amerykanie mieli dostęp do więźniów. We wtorek telewizja ABC została poinformowana przez Pakistańczyków, że została wydana zgoda.

Szpiegowali pakistańskie bazy

"New York Times" napisał, że śledczy byli gotowi przesłuchać samego Osamę bin Ladena, gdyby udało się go schwytać żywcem. Według gazety na pokładzie lotniskowca Carl Vinson czekała grupa specjalistów od przesłuchań, prawników i tłumaczy. Dziennik pisze też, że amerykańskie samoloty szpiegowskie obserwowały w czasie operacji nie tylko wydarzenia w Abbottabadzie i postępy działań komandosów, ale też pobliskie bazy wojska i służb bezpieczeństwa, obawiając się ich reakcji.

/

sg