Do tej pory przy liczeniu długu publicznego pod uwagę brane były kursy walut z 31 grudnia, co jest zgodne z metodologią unijną. Ministerstwo Finansów chce tę zasadę zmienić. Od przyszłego roku liczony ma być średni kurs z 12 miesięcy. – Około 1/3 całego zadłużenia naszego kraju stanowi suma, która dzisiaj jest denominowana w innych walutach, czyli np. w euro, w dolarach, w jenach – mówiła na antenie Programu 1 Elżbieta Glapiak z dziennika "Rzeczpospolita". – Tę kwotę pod koniec roku trzeba przeliczyć na złote, aby pokazać, jakie są nasze rzeczywiste zobowiązania.
Roland Paszkiewicz z Centralnego Domu Maklerskiego PEKAO SA uważa, że Polska może zmienić metodę liczenia długu. – Trudniej jest zmienić wysokość progów ostrożnościowych, natomiast sposób liczenia długu jest zapisany w ustawach. Chociaż trzeba pamiętać o tym, że Eurostat posługuje się inną metodologią. To jest tylko sztuczka księgowa. Nie zmieni to wielkości długu – zaznacza analityk. Według Elżbiety Glapiak jedyną korzyścią z wprowadzenia tej zamiany jest ograniczenie ryzyka ataków spekulacyjnych na złotego w ostatnich dniach grudnia.
W tym roku Narodowy Bank Polski interweniował na rynku walutowym co najmniej 4 razy. Jak mówi Roland Paszkiewicz, efekty takich działań nie są jednak długotrwałe. – Nie znam przypadku nawet znacznie zasobniejszych banków centralnych, które potrafiłyby odwrócić trend rynkowy. Przypadek chociażby Banku Anglii i ataku na funta pokazuje, że nawet bardzo duże rezerwy i pomoc innych krajów czasami nie jest w stanie zmienić trendów – dodaje analityk, który wątpi, aby NBP skutecznie udało się odwrócić trend deprecjacji złotego.
Rozmawiała Halina Lichocka.