Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Elżbieta Szczerbak 11.09.2013

Związkowcy upominają się o prawa pracownicze

Związki zawodowe żądają m.in. podwyższenia płacy minimalnej, skrócenia czasu pracy, obniżenia wieku emerytalnego i cofnięcia ostatnio wprowadzonych zmian w Kodeksie Pracy
Związkowcy maszerują sprzed Ministerstwa Zdrowia w kierunku Sejmu w trakcie pierwszego dnia Ogólnopolskich Dni Protestu w Warszawie. Największe centrale związkowe zorganizowały kilka jednoczesnych demonstracji przed siedzibami ministerstw. Manifestanci zakończą swój protest przed Sejmem, dokąd przejdą w marszu gwiaździstym.Związkowcy maszerują sprzed Ministerstwa Zdrowia w kierunku Sejmu w trakcie pierwszego dnia Ogólnopolskich Dni Protestu w Warszawie. Największe centrale związkowe zorganizowały kilka jednoczesnych demonstracji przed siedzibami ministerstw. Manifestanci zakończą swój protest przed Sejmem, dokąd przejdą w "marszu gwiaździstym".PAP/Przemysław Piątkowski
Posłuchaj
  • Związkowcy upominają się o prawa pracownicze

 

23 sierpnia tego roku weszły w życie przepisy, które pozwalają rozliczać czas pracy pracowników w ciągu 12 miesięcy, a nie jak do tej pory przez okres 4 miesięcy. Związkowcy są przeciwni tym zmianom, uważają je za niekorzystne dla pracowników. Jednak zdaniem pracodawców i ekspertów to dobre rozwiązanie.

Jak mówi Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha, elastyczny czas pracy to nowoczesne rozwiązanie, właściwe dla współczesnej gospodarki.

-Dzisiaj ludzie potrzebują dostosowania się do dzisiejszego świata, a uelastycznienie czasu pracy jest niczym innym jak próbą nadgonienia prawa do XXI wieku z gospodarką opartą na wizji, z gospodarką wykorzystującą technologie mobilne, Internet do pracy na odległość. A próba utrzymania Kodeksu Pracy jest elementem powrotu do głębokiej przeszłości i to przeszłości, która była wroga dla gospodarki.

Elastyczny czas pracy, jak dodaje Dominika Staniewicz z BCC, pozwala pracodawcy lepiej zaplanować produkcję. Dzięki temu w branżach charakteryzujących się sezonowością, np. takich jak produkcja lodów, pracodawca w porozumieniu z pracownikami może wydłużyć czas pracy do 12 godzin w sezonie letnim, kiedy pracy jest więcej i skrócić do 4 godzin w sezonie zimowym, kiedy pracy jest mniej.

Co ważne, elastyczny czas pracy pozwala też na ustalenie indywidualnych czasów pracy, dostosowanych do potrzeb pracownika.

Inny postulat podnoszony przez związkowców, to również podniesienie płacy minimalnej do poziomu 11 zł za godzinę pracy brutto, także na umowach cywilno –prawnych.

Andrzej Sadowski uważa, że państwo nie powinno regulować płac, bo jest od tego rynek. Jak mówi, „próba ustalania jednakowych cen dla całego kraju, powoduje wypychanie części osób z legalnej pracy do szarej gospodarki, bo przy każdym podwyższaniu wynagrodzenia minimalnego osoby te są nieopłacalne z punktu widzenia przedsiębiorcy do oficjalnego zatrudnienia, bo kosztują więcej niż efekty ich pracy wyceniane przez rynek.”

Ale płacę minimalną ma nie tylko Polska, a także kraje uznawane za bardzo wolnorynkowe. Wychodząc więc naprzeciw potrzebom społecznym, w Komisji Trójstronnej prowadzone są obecnie prace nad zróżnicowaniem minimalnego wynagrodzenia w zależności od regionu. Nie jest to jednak takie proste, podkreśla Dominika Staniewicz, „ponieważ będzie wymagało zmiany ustawy i analizy ekonomicznej danego regionu.”

A jak podkreśla Marek Wołos z Domu Maklerskiego TMS Brokers, choć płaca minimalna nie jest w Polsce wysoka, to jednak stale rośnie.

-W ciągu ostatnich 5 lat, to wynagrodzenie minimalne w Polsce wzrosło o ponad 20 proc.. gdzie w krajach takich jak Grecja, czy nawet Litwa, Łotwa i Estonia, ono znacząco spadało bądź nie było podnoszone.

Oprócz 11 zł za godzinę pracy brutto, związkowcy chcą też skrócenia tygodnia pracy z 40 do 38 godzin. Ten pomysł jednak krytykują zarówno eksperci, jak i pracodawcy,

którzy uważają, że w efekcie odbije się to negatywnie na samych pracownikach. Stała godzinowa stawka, przy krótszym tygodniu pracy, oznaczała by bowiem niższe zarobki dla pracownika. A gdyby postulaty związkowców zostały jednak przeforsowane, straciłaby też sama gospodarka. Bo jak mówi Dominika Staniewicz, rozwijalibyśmy się wówczas mniej dynamicznie i mielibyśmy mniejszą możliwość konkurowania z innymi krajami na pozyskanie np. zagranicznych inwestycji. Z rynku zniknęłoby też sporo małych firm, a bezrobocie byłoby znacznie wyższe niż obecnie. 

 

Rozmawiał Robert Lidke.

 

Projekt powstaje we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim w ramach programu edukacji ekonomicznej:

''