Projekt ustawy o ratownictwie górskim trafił pod obrady rządu. Ratownicy z TOPR i Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego już alarmują, że zawiera on wiele niepotrzebnych lub nie dających się egzekwować przepisów.
Proponowane w projekcie przepisy mówiące o konieczności podpisywania przez właścicieli stoków oddzielnych umów z ratownikami, co wiąże się także z ich bezpośrednim finansowaniem, jest według prezesa ośrodka narciarskiego rekreacyjnego „Harenda” Jana Strączka bezsensowne.
Większość stacji narciarskich jest już obsługiwanych przez ratowników górskich, a na ich samodzielne finansowanie właściciele stoków nie mają funduszy. Wyjściem z tej sytuacji byłaby możliwość zatrudnienia tzw. ratowników narciarskich, którzy jednak nie gwarantują tak szybkiej i fachowej pomocy.
Rafał Miksiewicz, kierownik techniczny w stacji narciarskiej Polana Szymoszkowa w Zakopanem, dość krytycznie wypowiadał się o pomyśle egzekwowania przez ratowników prawa mówiącego o obowiązku jazdy w kasku, które dotyczy osób poniżej 14 roku życia.
- To jest bubel prawny, bo ratownicy nie mają podstaw prawnych do jego egzekwowania - mówi Miksiewicz.
- Większość zapisów wydaje nam się zbędna i powielona z innych ustaw. Będziemy wnioskować za ich wykreśleniem – mówił Jan Krzysztof, naczelnik TOPR. Ubolewa także, że ratownicy od początku nie mieli szansy uczestniczyć w tworzeniu ustawy.
Ratownicy muszą czekać aż dokument trafi pod obrady Sejmu. Dopiero wówczas będą mieli szanse dojść do głosu i przedstawić istotne, z swojego punktu widzenia, propozycje zmian.
Główne zarzuty dotyczyć będą proponowanego systemu kontroli i nadzoru ratowników górskich ze strony Ministerstwa Spraw Wewnetrznych i Administracji oraz kwestii bezpieczeństwa na stokach. Na przykład zapis wprowadzający potrzebę uzyskania zgody przez pogotowie na prowadzenie działalności ratowniczej, który kiedyś obowiązywał, spowodować może poważne utrudnienia w jego działalności.
Przygotował Łukasz Bobek.
(ap)
Stoki bez ratowników - Jedynka - polskieradio.pl