Potrzeba cierpliwości

Data publikacji: 25.10.2010 17:42
Ostatnia aktualizacja: 25.10.2010 17:42
Ten tekst przeczytasz w 7 minut
Wrak rządowego tupolewa w Smoleńsku
Wrak rządowego tupolewa w Smoleńsku, Autor - fot. Włodzmierz Pac, Polskie Radio

POSŁUCHAJ

Musimy cierpliwie czekać na wyjaśnienie przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem

Nie można dopuścić do sytuacji, w której śledczy będą podawać opinii publicznej sprzeczne komunikaty.

Zdaniem Tomasza Białoszewskiego, publicysty lotniczego, nie jest dobrze kiedy informowanie o przebiegu śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej prowadzi do nieporozumień. Może do nich dojść zarówno na poziomie relacji śledczy a opinia publiczna, jak i w gronie samych badających. To zaś nie służy szybkiemu wyjaśnieniu przyczyn tragedii.

- Do śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej mamy wyjątkowo emocjonalny stosunek. Każda zwłoka w badaniach wywołuje u części z nas agresję, u innych powątpiewanie, zaciekawienie lub potrzebę tworzenia dodatkowych teorii – tłumaczy gość radiowej Jedynki.

- Wśród ponad siedemdziesięciu wniosków, które znajdą się w raporcie MAK, wiele dotyczyć będzie czasu z przed zaistnienia katastrofy – zaznaczył Tomasz Białoszewski. – Ostateczne sprawozdanie ze śledztwa wzbudzi wiele emocji i kontrowersji i zapewne dla wielu okaże się niespodzianką – dodał.

W rozmowie z Przemysławem Szubartowiczem poinformował on, że najprawdopodobniej jeszcze w tym roku ukaże się książka, którą napisał wspólnie z Janem Osieckim, prezentująca ich własne śledztwo w tej sprawie.

- Najważniejsze było dla nas przeanalizowanie wszystkich ogólnodostępnych materiałów i dotarcie do ludzi, którzy bardzo dobrze znają Tu-154 i tych, którzy byli w czasie katastrofy w Smoleńsku – podkreślił gość "Popołudnia z Jedynką".

Aby wysłuchać całej rozmowy wystarczy kliknąć "Musimy cierpliwie czekać na wyjaśnienie przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem" w boksie "Posłuchaj".

"Popołudnie z Jedynką" codziennie w godz 15.00-19.30

(pp)

*

Przemysław Szubartowicz: Dzisiaj pełnomocnik rodziny Olewników wypowiedział się na temat właśnie katastrofy, a właściwie na temat tego, co się działo po katastrofie. Bogdan Borkowski dla portalu Niezależna.pl stwierdził, że widział w telewizji, jak Rosjanie cięli kadłub samolotu na kawałki już kilka godzin po tragedii, i według niego oznacza to czy mogło to raczej oznaczać zacieranie śladów. Taki komunikat idzie w świat, ludzie słuchają i co? I rzeczywiście mogło tak być?

Tomasz Białoszewski, publicysta lotniczy: Ja przyjmuję do wiadomości tego rodzaju komunikaty, a czy zgadzam się z nimi, czy nie, to jest zupełnie odrębna kwestia.

P.S.: Ale one się pojawiają właśnie wokół tego śledztwa, są bardzo rozmaite komunikaty, już trudno je oceniać, czy one są prawdopodobne, czy nieprawdopodobne, w każdym razie jest wiele niewiadomych. I dlaczego właściwie wygląda to tak, że to śledztwo się toczy i pozwala się na to, żeby tak dużo było takich niewiadomych?

T.B.: Może dlatego że my mamy do tego śledztwa wyjątkowo emocjonalny stosunek. Mówię my, Polacy. Na pewno dużo chłodniejszy mają Rosjanie, bo dla nich jest to jedna z katastrof samolotu Tu-154, która zdarzyła się czy na ich terenie, czy gdziekolwiek na świecie, ta akurat na terenie ich państwa, natomiast my mamy oczywiście stosunek uzasadnienie niezwykle emocjonalny i każda pozorna z punktu widzenia takiego ogólnego spostrzegania tej kwestii zwłoka w śledztwie wywołuje u niektórych agresję, u niektórych powątpiewanie, u niektórych zaciekawienie, a u niektórych jeszcze chęć do tworzenia dodatkowych teorii na temat jej przyczyn.

P.S.: A według pana władza, nie wiem, prokurator, ktoś, kto nadzoruje takie śledztwo, powinien informować regularnie o tym, co się dzieje w tym śledztwie, czy to wszystko musi być i powinno objęte być tajemnicą w przypadku tego typu katastrof i w ogóle katastrof lotniczych?

T.B.: Mam tutaj pewne déjà vu, dlatego że z jednej strony bardzo chciałbym wiedzieć, co się kryje za milczeniem na danym etapie śledztwa panów śledczych, choćby z racji tego, że wraz z kolegą Jankiem Osieckim piszemy książkę na ten temat, prowadzimy własne śledztwo dziennikarskie, książkę, która chciałbym, żeby w wydawnictwie Prószyński ukazała się jeszcze w tym roku. Zresztą dodam, że równolegle powstaje książka napisana przez człowieka ze Smoleńska, Siergieja Amielina, który na miejscu prowadzi coś w rodzaju śledztwa obywatelskiego. Nasze jest typowo dziennikarskie. Ale wracając do pańskiego pytanie – ja byłbym tym zainteresowany, ale z drugiej strony rozumiem, że na pewnych etapach informowanie może wprowadzić ewidentne zakłócenia nie tylko w przekaz w relacje między śledczymi a opinią publiczną, ale także w relacje wewnętrzne osób badających, a to nie służy także szybkiemu wyjaśnieniu przyczyn katastrofy.

P.S.: W zeszłym tygodniu dostaliśmy projekt tego raportu końcowego dotyczącego katastrofy, Międzypaństwowy Komitet Lotniczy przekazał Polsce projekt i minister spraw wewnętrznych Jerzy Miller mówi, że za jakieś dwa-trzy tygodnie będzie znana odpowiedź na ten projekt. No i ten Międzypaństwowy Komitet Lotniczy sformułował 72 wnioski dotyczące pośrednich i bezpośrednich przyczyn katastrofy. No to co to oznacza? Co to może oznaczać?

T.B.: To oznacza ni mniej, ni więcej, że... dla mnie, patrząc z boku i posługując się za panem zimną statystyką, że wśród tych siedemdziesięciu iluś wniosków jest co najmniej kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt dotyczących czasu sprzed zaistnienia katastrofy, ponieważ na tym etapie prowadzonego przez siebie wraz z przyjacielem śledztwa dziennikarskiego wiemy, że można tych takich przyczyn bezpośrednich, nazwijmy to umownie, wymienić kilka, kilkanaście. Więc jak sądzę, przeanalizowano wiele, wiele procedur, także sięgających, jak mówię, w czasie wstecz i to być może jak klocki domino układa się do tego feralnego dnia zaistnienia katastrofy.

P.S.: Ale to już może zapytam o te pana wniosku czy pana śledztwo, to skłania się pan bardziej ku tym spiskowym teoriom, które się pojawiały, czy to bardziej jest jednak bałagan, bardziej jednak wypadek, bardziej jednak pomyłka dramatyczna?

T.B.: Wolałbym odpowiedzieć na pańskie pytanie tak – skłaniam się ku temu, aby rzetelnie przeanalizować wszystkie dostępne ogólnie, bo my nie docieramy do żadnych tajnych materiałów, nie mamy takiej możliwości, żeby przeanalizować wszystkie ogólnie dostępne materiały, ale jednocześnie dotrzeć do ludzi, dotrzeć do ludzi przede wszystkim, którzy latali tymi samolotami, co nam się po wielokroć udało, którzy świetnie znają z punktu widzenia technicznego, pilotażowego, eksploatacyjnego. Dotarliśmy także sami do ludzi tam na miejscu, w Smoleńsku, gdzie – nie ukrywam – nie wszyscy chcieli na początku z nami rozmawiać, ale jakoś te lody udało się przełamać. I to skłania nas do wyciągania własnych wniosków.

P.S.: I zastanawiam się, to może zapytam inaczej: czy znając już pewne wnioski i przynajmniej jak pan zna już swoje wnioski ze śledztwa dziennikarskiego, czy do tej katastrofy mogło nie dojść?

T.B.: Tak, mogło nie dojść. I gdybyśmy... powtórzę tutaj za jednym z panów, którzy użyli takiego określenia w którymś z mediów, że gdyby ustawić kilkanaście klocków domino (już powiedziałem, użyłem tego określenia) i ostatnim klockiem w rzędzie byłby klocek katastrofalny, nazwijmy tak umownie, to gdyby wyjąć jeden i jakby uderzyć w odwrotną stronę, w stronę wstecz, czasu wstecz, to wyjęcie jednego być może zapobiegłoby tej katastrofie. Natomiast to tak naprawdę do oceny śledczych, czyli już tych, którzy po ekspertach będą oceniać te historie dowodowe, należy, czy ta przyczyna akurat, ten klocek umowny domino wyjęty mógłby tej katastrofie zapobiec. Jest taka możliwość.

P.S.: A czy pana nie dziwi taka sytuacja, że Edmund Klich, czyli ten polski ekspert akredytowany przy MAK, mówi, że z kolei minister Miller w obecności Rosjan go poniża i że na przykład dochodzi do sytuacji, jeśli chodzi o odbiór czarnych skrzynek, i że panowie podobno nie mogą się dogadać. Czy na tle takiej katastrofy i wyjaśniania w ogóle dochodzi do takich sytuacji gdzieś w świecie? Powinno być aż tak nerwowo? I w ogóle skąd taka nerwowość?

T.B.: Nie do końca to rozumiem i zgadzam się tutaj z panem, bo w głosie wyczuwam jakby pewną intencję tego pytania, także pański stosunek do tego faktu. Niemniej chcę powiedzieć, że wolałbym zdecydowanie, żebyśmy na zewnątrz bez względu na animozje wewnętrzne, zakładając, że mają one jakiekolwiek podłoże logiczne czy nie, prezentowali jednolite stanowisko, a już na pewno w przypadku kontaktów z MAK-iem czy z każdą inną instytucją zewnętrzną. Zresztą historia pokazuje, że my, Polacy, zawsze na zewnątrz się konsolidowaliśmy. W tym przypadku jest jakoś inaczej. Nie ukrywam, że trochę mnie to dziwi i niepokoi.

P.S.: Jeszcze ostatnia kwestia. Czy według pana dzisiaj można powiedzieć, że wyciągnęliśmy wnioski z tej katastrofy, ale pod kątem bezpieczeństwa lotniczego, pod kątem przewożenia VIP-ów, pod kątem floty, pod kątem zarządzania tego typu sytuacjami?

T.B.: Posłużę się takim bardzo utartym sloganem: tak krawiec kraje, jak mu materii staje, bo tak zdaje się dosłownie brzmi to przysłowie. Nie na każde rozwiązanie nas stać, nie stać nas na przykład na to, tak jak w przypadku ostatniej wizyty najważniejszych osób państwa w Łodzi, żeby każda z najważniejszych osób poleciała zgodnie z dyrektywą BBN-u osobnym samolotem. W związku z tym dwóch poleciało razem, jeden osobno, starając się rozdzielać to w miarę logicznie. Dwie najważniejsze osoby w państwie poleciały osobnymi samolotami. Więc ja myślę, że przykładamy trochę ten przepis, skądinąd bardzo mądry i dobrze wymyślony, do naszych po prostu autentycznych polskich warunków.

P.S.: Słyszałem gdzieś taką opinię, że ostateczny raport czy podana oficjalna wiadomość o przyczynie katastrofy będzie dla Polaków druzgocąca. Myśli pan, że tak będzie?

T.B.: Ja nie wiem, co to znaczy „druzgocąca”, ale na pewno wzbudzająca wiele emocji, wiele kontrowersji i dla wielu bardzo możliwe, że niespodziewana, bo być może ktoś, kto tak głęboko, jak ja osobiście czy moi przyjaciele współautorzy, nie są zaangażowani w proces dochodzenia do prawdy czy do wniosków, mogą przypuszczać, że to są nawet wnioski wręcz rewolucyjne. Mogą być dla nich niezwykle zaskakujące.

P.S.: Wnioski rewolucyjne niezwykle zaskakujące. Zobaczymy, przyjdzie nam jeszcze na nie poczekać. Tomasz Białoszewski, publicysta lotniczy. Bardzo dziękuję za rozmowę.

T.B.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)

Tak to bywało
Tak to bywało
cover
Odtwarzacz jest gotowy. Kliknij aby odtwarzać.