Okolice PKiN to ścisłe centrum Warszawy. Czy pszczołom nie przeszkadzają spaliny z zakorkowanych ulic stolicy? - Pszczoła miodna ma taką cudowną umiejętność, jeśli chodzi o produkcję miodu, że zanieczyszczenia, które przynosi z jednej strony autostrada koło sadu, a z drugiej wielkie, zakorkowane ulice Marszałkowska i Świętokrzyska, są czymś, co jest w stanie doskonale filtrować - wyjaśnia Wiktor Jędrzejewski.
- Owszem te zanieczyszczenia odkładają się w organizmach pszczół i mają wpływ na jakość ich życia, tj. pszczoły żyją nieco krócej, ale są to bardzo niewielkie różnice. Natomiast w miodzie nie znajdzie się tych zanieczyszczeń. Pszczoły mają za to kłopot z filtrowaniem zanieczyszczeń typowych dla rolnictwa. Chodzi o środki ochrony roślin i chemię, którą stosujemy w uprawach. Tego nie potrafią filtrować, przez co takie rzeczy odkładają się w miodzie - dodaje.
Jak zauważa Wiktor Jędrzejewski, pszczoły każdego roku produkują całkiem inny miód. - W mieście na przykład za dwa miesiące będzie kwitła lipa, która jest dla pszczół superatrakcyjnym pokarmem. Może jednak być tak, że kiedy akurat lipa będzie kwitła, będzie padał deszcz i pyłek z kwiatów zostanie wypłukany. Wtedy w tym miodzie nie będzie miodu lipowego. Dlatego każdy sezon jest inny. To, co ląduje w słoiku, jest zależne od tego, co w danym roku przyniesie przyroda - słyszymy.
Zasięg pszczół do pięciu kilometrów
Jak okazuje się, pszczoły miodne są zasięgowymi rekordzistkami. - Efektywny zasięg pszczoły wynosi do pięciu kilometrów, więc stąd jest w stanie polecieć naprawdę daleko. Na przykład na Mokotów, a stamtąd może przynieść różne atrakcyjne towary. Trzeba tylko pamiętać, że taka pięciokilometrowa wyprawa powoduje konieczność zużycia przez pszczołę bardzo dużej ilości energii, dlatego to kompletnie się nie opłaca - tłumaczy Wiktor Jędrzejewski.
- Podobnie jest z trzymaniem pszczół na dachach. Pokonanie wysokości od parteru do piętnastego, szesnastego czy dwudziestego piętra jest tak dużym wydatkiem energetycznym, że w takich miejscach pszczoły nie są w stanie naturalnie funkcjonować i cały czas muszą być sztucznie dokarmiane - zauważa ekspert.
Najpierw było bartnictwo
Na terenie naszego kraju pszczoły początkowo były hodowane w lasach. Ta dawna forma pszczelarstwa nazywana jest bartnictwem. Została nawet wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
- Pierwsze ule wyglądały kompletnie inaczej niż te obecne. Pszczoły mieszkały w dziuplach drzew w lasach i bartnicy musieli fatygować się do nich, żeby wybrać miód. Bartnik miał pod opieką nawet 60 takich barci, które były rozrzucone w lesie - opowiada Joanna Sprys z Muzeum Pszczelarstwa w Swarzędzu.
To nie dziwi, bo dawne tereny Polski były gęsto porośnięte lasami. Z czasem bartnictwo zaczęło zmieniać się w typowe pszczelarstwo, ale wyraźna granica, kiedy do tego doszło, jest trudna do określenia. Na samym początku pszczoły mieszkały w dziuplach, później na drzewa były naciągane kłody bartne, następnie ustawiono je na rusztowaniach, aż w końcu zaczęły znajdować się przy domach.
Czytaj także:
Tytuł audycji: Cztery pory roku
Prowadziła: Joanna Racewicz
Materiał: Maciej Walecki
Goście: Wiktor Jędrzejewski (Fundacja Miejskie Pszczoły), Joanna Sprys (Muzeum Pszczelarstwa w Swarzędzu)
Data emisji: 22.04.2022
Godzina emisji: 9.00-10.00
DS
Pszczoły w mieście. "Są w stanie filtrować zanieczyszczenia" - Jedynka - polskieradio.pl