To placówka opiekuńczo-pielęgnacyjna z rehabilitacją. Są w niej 94 miejsca. W tej chwili wszystkie zapełnione. Podopieczni są w różnym wieku. Najmłodszy ma 33 lata. Najstarszy ponad 100.
- Nie przeraża mnie nic, choć na początku dla każdego to trudne. Boże, ludzie starsi, co to będzie, kąpanie, pieluchy – mówi jedna z opiekunek. Opowiada, że do pracy jeździ w mundurku. – Wszystkie jesteśmy tak samo ubrane. Jak ktoś zapyta, to niby, że z jakiejś firmy jak przy sprzątaniu – dodała.
Więźniarki dowożone są z aresztu śledczego Warszawa-Grochów oraz Białołęki. - Niczego nie można wynieść i niczego zanieść. Nawet się boją zjeść cukierek z alkoholem - tłumaczy jedna z ich podopiecznych.
Więźniarki nie mogą się kontaktować ze światem poza ośrodkiem. Nie przyjeżdżają przecież ze swoich domów. - Ale naprawdę jest ok - tłumaczy jedna z opiekunek.
Wszystkie pracują w godz. 8-16. Wykonują codzienne następujące prace: kąpanie, sprzątanie, karmienie, rozmowy. - Przyjechał pan, który twierdzi, że pogorszył się jego stan. Nie ma palców, po odmrożeniach amputowane. On tak przeżywa, że żona miała go dość, że przestanie przyjeżdżać i go odwiedzać. Tak patrzy, siedzi przy tych schodach na wózku - po rehabilitacji każe się tam zawieść - jakby patrzył, czy ona przyjdzie - powiedziała jedna z opiekunek-więźniarek.
Posłuchaj reportażu Patrycji Gruszyńskiej-Ruman pt. "Ludzkie odruchy".
Ludzkie odruchy. Więźniarki w domu opieki społecznej - Jedynka - polskieradio.pl