"Live"

Data publikacji: 02.05.2022 15:00
Ostatnia aktualizacja: 02.05.2022 22:47
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Okładka płyty "Live"
Okładka płyty "Live", Autor - mat. prasowy
O tym albumie opowiada sam Andrzej Dąbrowski. Trochę niezręcznie pisać samemu o sobie, prezentować i oceniać własną muzykę. Jeszcze gorzej oceniać przyjaciół, z którymi się koncertuje. Postanowiłem jednak sam wprowadzić Państwa na widownię Amfiteatru Bemowo, gdzie w ciepły, słoneczny wieczór 2 czerwca 2018, miał miejsce jazzowy koncert Andrzej Dąbrowski & All Stars. Zanim więc nabiję tempo pierwszego utworu... powrócę na moment do historii. Tak, do historii! Przecież moją muzyczną przygodę życia rozpocząłem jako dyplomowany perkusista.

Koncertowałem i nagrywałem płyty z takimi gwiazdami światowego jazzu jak Stan Getz, Art Farmer, Don Ellis, "Lucky" Thompson, Jon Hendricks, Bernt Rosengren. Polskich solistów jazzu nie wymieniam, bo jako perkusista, grałem z wszystkimi najwybitniejszymi – jacy pojawili się na polskiej scenie jazzu - do... 15 kwietnia roku 2013. W tym pamiętnym dla mnie dniu, sprzedałem swój komplet Gretscha koledze po fachu, kończąc tym samym 55-letni, wspaniały czas perkusyjnych uniesień…

Śpiewanie jazzu miało początek na krakowskich Zaduszkach Jazzowych w 1965 roku. Tam właśnie, na jednym z koncertów w filharmonii, za namową kilku muzyków, odważyłem się zaśpiewać trzy standardy. Publiczność przyjęła mnie sympatycznie. To był początek. Potem, kiedy w Skandynawii grywaliśmy razem z Urbaniakiem, Karolakiem i Ulą Dudziak, nagrałem jako wokalista swój pierwszy singiel. Śpiewałem jazz coraz częściej, improwizowałem scatem i w 1970–1971 w europejskiej ankiecie magazynu Jazz Forum zająłem dwukrotnie drugie miejsce pomiędzy takimi sławami jak Georgie Fame i Jon Hendricks, z tym ostatnim później śpiewałem na dwóch koncertach w sztokholmskich klubach. Były różne festiwale. Wokalistów w Zamościu, w Lublinie, Jazz Jamboree, w Pradze, a nawet w Kalkucie, gdzie najczęściej akompaniował mi kwartet Ptaszyna Wróblewskiego. Nagrałem standardy dla radia w Hamburgu. W 1995 roku udało się zrealizować studyjne nagranie standardów jazzowych w krakowskim radiu z Jarkiem Śmietaną, Januszem Muniakiem i Andrzejem Cudzichem. Byłem wokalistą i perkusistą. Płyta nosi tytuł A Time For Love. Ilekroć wracam do niej, ogarnia mnie smutna refleksja o zawiłościach ludzkiego życia. Trzej wspaniali muzycy grają teraz u św. Piotra, a ja zostałem na płycie sam i tym wspominkiem kończę niezręczne słowa autoreklamy.

Chyba na początku stycznia 2018 padła propozycja koncertu organizowanego przez Bemowskie Centrum Kultury. Myślałem, że chodzi o polski repertuar, ale okazało się, że ma to być koncert jazzowy. Zawsze mam problem jeśli chodzi o śpiewanie jazzu, bo nie mam własnego zespołu. Zapytałem więc, kto będzie mi akompaniował? Kiedy usłyszałem w telefonie nazwiska muzyków, byłem zaskoczony. Boże, przecież to najlepsi z najlepszych! Byłem szczęśliwy. Miałem skontaktować się z Robertem Majewskim w sprawie aranżacji i doboru repertuaru. Czas minął szybko. Dwie krótkie próby i ostania dłuższa w dniu koncertu. Wtedy właśnie wpadłem na pomysł, żeby cały koncert nagrać. Taki skład w jednym koncercie, nie trafia się często. Klasyczny, prawdziwy jazz, jaki pamiętam z lat 70. i 80., pełen radości, fantastycznych improwizacji na światowym poziomie. Mówię tu o muzykach, którzy – moim zdaniem – wznieśli się na wyżyny swojego talentu. Doskonale wiem, że są takie momenty podczas koncertów, że artysta improwizując zapomina o świecie i całkowicie łączy się duszą i ciałem z muzyką. Taki stan nirwany słychać w tym nagraniu, może też dlatego, że jest na żywo. Tu nie da się już nic poprawić, nagrać powtórnie. Co do mnie, to starałem się dorównać kolegom, improwizowałem scatem, „grałem” na puzonie, imitując – jako jedyny w Europie – jego barwę głosem. Są nieczystości, ale to live jazz, a pojedynki z prawdziwym puzonem są ciekawostką. Polecam także balladę My Romance zaśpiewaną w duecie z Andrzejem Jagodzińskim – praktycznie bez próby. No i niespodzianka – dwie kompozycje Ptaszyna Wróblewskiego. Polskie piosenki na jazzowo: Przygoda z Marią i Zielono mi, w której godne uwagi sola gra Robert Majewski. Nie wypada mi już dłużej chwalić naszego koncertu, nabijam tempo i jedziemy…

Ale jeszcze chwileczkę. Muzyczna niespodzianka w postaci bonus tracka. Posłuchacie Państwo znanego evergreena My Way po polsku. Piękny tekst napisał Antoni Libera i zatytułował: Bądź wierny sobie. W tym wyjątkowym nagraniu, dokonanym latem 2021 w Studio S2 i S4/6 Polskiego Radia, towarzyszą mi kwintet Piotra Barona i wspaniała Polska Orkiestra Sinfonia Iuventus pod dyrekcją Marka Wroniszewskiego. Muzyka i polskie słowa godne są posłuchania.

Całość ukazała się pod patronatem Programu 1 Polskiego Radia.

Andrzej Dąbrowski – śpiew, gębofon (1, 4)
Robert Majewski – trąbka, flugelhorn
Henryk Miśkiewicz – saksofon altowy
Michał Tomaszczyk – puzon
Andrzej Jagodziński – fortepian
Sławomir Kurkiewicz – kontrabas
Marcin Jahr – perkusja

Tracklista:

1.Walkin' 08:30
2.I Wish You Love 06:27
3.Przygoda z Marią 02:42
4.Undecided 08:46
5.Come On Home 08:33
6.My Romance 04:09
7.Cute 07:47
8.Zielono mi 04:14
9.Fly Me To The Moon 06:51
10.Bądź wierny sobie 04:35

mat. prasowy

Hejnał z Wieży Mariackiej
Hejnał z Wieży Mariackiej
cover
Odtwarzacz jest gotowy. Kliknij aby odtwarzać.