"Planetoida o średnicy około jednego kilometra przeleci w pobliżu Ziemi 18 stycznia" - taką informację można było znaleźć w prowadzonym przez NASA serwisie CNEOS, poświęconym przelotom planetoid bliskich Ziemi. I choć naukowcy twierdzą, że na razie Ziemi nic nie grozi, to faktem jest, że w przyszłości zderzenie jest nieuniknione. Co więc możemy zrobić, aby odpowiedzieć na takie zagrożenie?
Planetoida, kometa... Jakie obiekty jesteśmy w stanie dostrzec przed katastrofą?
Jak dotąd odkryto około miliona asteroid i sześć tysięcy komet. To jednak zaledwie niewielki odsetek podobnych ciał niebieskich znajdujących się gdzieś w kosmosie. Gdy zdarzy się, że tzw. kosmiczny gruz wpadnie w atmosferę, na niebie widzimy go w postaci spadających gwiazd. W nie tak odległej przeszłości miały miejsca wydarzenia o dużo poważniejszych skutkach. 15 lutego 2013 roku meteor o średnicy zaledwie 20 metrów spadł w okolicy Czelabińska w Rosji. Fala uderzeniowa spowodowała obrażenia u 1500 osób, uszkodziła też prawie 7500 budynków. Moc eksplozji oceniono wówczas na trzydzieści bomb atomowych. - Kierunek, z którego akurat ten obiekt nadleciał, jest naszą piętą achillesową. Słońce oślepia nas jak wielka lampa - mówi Tomasz Kokowski, inżynier, informatyk i entuzjasta badań kosmosu.
Istnieje spór dotyczący minimalnej wielkości obiektów, które astronomowie są w stanie dostrzec. Dzisiejsza technologia pozwala identyfikować nawet obiekty o średnicy 0,5 centymetra. Te jednak nam nie zagrażają. - Jesteśmy w stanie dostrzec każdy obiekt większy niż pół metra, który nadlatuje z kosmosu, i nadlatuje z takiego kierunku, który pozwala prowadzić obserwacje bez wysilania wzroku i patrzenia pod światło - tłumaczy gość audycji. Prawdziwe zagrożenie niosą jednak obiekty ponadstumetrowe. Planetoida, która 18 stycznia zbliżyła się do Ziemi, miała średnicę powyżej kilometra i z całą pewnością - w wypadku kolizji - dokonałaby poważnych spustoszeń w biosferze oraz zaszkodziłaby ludzkiej cywilizacji.
Dlaczego wyginęły dinozaury?
Istnieją też obiekty nazywane "zabójcami planet". Mają one średnicę powyżej dziesięciu kilometrów. Właśnie ten typ doprowadził do wyginięcia dinozaurów. Człowiek za wszelką cenę stara się jednak przeciwdziałać zagrożeniom czyhającym w kosmosie. W ubiegłym roku podjęto pierwszą próbę obrony planetarnej na skalę światową, poprzez zmianę kursu asteroidy. Jesienią tego roku amerykańska sonda ma uderzyć w księżyc planetoidy Didymos. - Na pewno jesteśmy w stanie doskonalić techniki obserwacji. Dostrzeżenie takiego obiektu nie oznacza natychmiastowego uderzenia w Ziemię - wyjaśnia inż. Kokowski.
To obiekty krążące w kosmosie po trajektoriach, na które ma wpływ wiele czynników: m.in. oddziaływanie grawitacyjne obiektów, wśród których asteroidy się poruszają. Jeśli będziemy umieć wyznaczyć orbity z bardzo dużym prawdopodobieństwem na kilka lub nawet kilkanaście lat do przodu, to niewątpliwie wpłynie to znacząco na nasze bezpieczeństwo. - W ten sposób kupujemy coraz więcej czasu na podjęcie konkretnych działań - nie ma wątpliwości gość audycji. Przestrzega jednocześnie przed upatrywaniem szans w zestrzeliwaniu czy wyłapywaniu takich nadlatujących obiektów. Jego zdaniem to pomysły z pogranicza science fiction i kabaretu.
Planetoida to nie kometa
W powszechnym wyobrażeniu ciała niebieskie mają postać zbliżoną do kamieni. Takie wyobrażenie często jest jednak błędne. Planetoidy to przede wszystkim stosy odłamków i pyłu, spajane grawitacją. Walka z nimi przypomina strzelanie do piaskownicy: piasek rozpryskuje się, a następnie wraca na to samo miejsce. - Sonda DART ma sprawdzić, czy potrafimy trafić w taki obiekt, a po drugie, jakie będą jego właściwości - mówi Tomasz Kokowski. Stosownie do wyników, będzie można rozważyć dobranie odpowiednich "pocisków". Prawdziwym zagrożeniem są jednak komety, których średnica przekracza kilometr.
- To już nie jest drobnica. Składają się w znacznej części z zestalonych substancji, które znamy pod postacią płynną: wody zmieszanej z pyłem kosmicznym. To coś jak zamarznięte, brudne kule śniegowe o właściwości kamienia - tłumaczy gość "Eureki". Lecąc w kierunku Słońca, taka kometa ogrzewa się i topi, dymiąc, stanowiąc nieustanne zagrożenie i problem. - Roje meteorów, które obserwujemy, to po prostu śmieci po kometach, których orbity znamy. Ziemia przecina tory lotu komet i musi przebić się przez takie śmieciowisko - dodaje. To symbol prawdziwego niebezpieczeństwa, wizytówka obiektów, które możemy śmiało nazwać zabójcami.
W audycji również:
ATHENA – czyli "Kosmiczna Wizja"
ATHENA (Advanced Telescope for High ENergy Astrophysics) to misja kosmiczna, której celem jest m.in. zbieranie informacji w zakresie promieniowania rentgenowskiego, powstawania i ewolucji grup galaktyk oraz czarnych dziur. W ten sposób jeszcze nie obserwowano tych intrygujących zjawisk. Sonda będzie składać się z dużego teleskopu rentgenowskiego połączonego ze specjalistycznymi instrumentami naukowymi, które umożliwią badanie rozbłysków gamma, interakcji między planetami pozasłonecznymi i ich gwiazdami, gazów otaczające grupy galaktyk, zórz polarnych Jowisza oraz komet w Układzie Słonecznym. ATHENA to druga tzw. duża misja Europejskiej Agencji Kosmicznej w ramach programu naukowego "Kosmiczna Wizja" (Cosmic Vision). Polscy naukowcy i inżynierowie zbudują bardzo ważny Mechanizm Selekcji Instrumentów (ISM - Instrument Selection Mechanism), którego zadaniem jest skierowanie zwierciadła teleskopu do jednego z dwóch urządzeń pomiarowych umieszczonych na teleskopie. O tym przedsięwzięciu opowie Katarzyna Okulska-Gawlik z SENER Polska.
Zobacz także:
Tytuł audycji: Eureka
Prowadzi: Dorota Truszczak
Gość: Tomasz Kokowski (inżynier, informatyk i entuzjasta badań kosmosu), Katarzyna Okulska-Gawlik (SENER Polska)
Data emisji: 25.01.2022
Godzina emisji: 19.30
mg
Kilometrowa planetoida w pobliżu Ziemi. Czy jest się czego bać? - Jedynka - polskieradio.pl