Czarna Wieś Kościelna na Podlasiu była największym w Polsce zagłębiem ceramiki siwej. Obecnie prawdopodobnie jedynym. Wyroby z ceramiki siwej, zwane także siwakami charakteryzują się srebrno-siwym kolorem, specyficznym procesem wypału i są garncarską wizytówką tego regionu od przeszło 200 lat.
Gościem Kiermaszu pod kogutkiem był Paweł Piechowski – najmłodszy garncarz z Czarnej Wsi. Piechowski pochodzi z rodziny garncarskiej, która od czterech pokoleń zajmuje się wyrobem ceramiki siwej. Z początku pradziadek pana Pawła nie miał pracowni garncarskiej i ceramikę wytwarzał w domu. Brakowało mu też pieca – wysuszone, opakowane sianem wyroby woził do innych garncarzy, by je wypalić.
Choć na kilka lat uciekł od gliny, Paweł Piechowski zajmuje się garncarstwem już 25 lat! Do tej pory w jego pracowni znaleźć można narzędzia pamiętające poprzednie pokolenia garncarzy Piechowskich. Doświadczenie zdobywane od małego, gdy pomagał ojcu, dziś procentuje. Pan Paweł jest w stanie znaleźć pokłady gliny, która będzie odpowiednia do pracy. Jak sam mówi: Są gliny „krótkie” i „giętkie”. Nie każda glina nadaje się do toczenia dzbanów. Ta „krótka” jest wredna, rwąca...
Gdy już znajdzie się materiał o dobrym składzie, trzeba odpowiednio go przygotować: składować w zbiornikach, w których rozmaka, tzw. kotuchach, potem walcować, odpowietrzać, wyrabiać ręcznie. Dopiero wtedy glina może trafić na koło.
Proces wypalania tzw. siwaków jest dwuetapowy – ceramikę najpierw wypala się z udziałem powietrza. Później piec szykowany jest do redukcji – wsad z naczyniami szczelnie zasypuje się piaskiem, do komory dorzuca się sosnowe polana, po czym całkowicie zasypuje się piec piaskiem. W wyniku odcięcia dopływu powietrza wytwarza się dwutlenek węgla, który barwi naczynia na siwo-czarny kolor. Tak zasypany piec czeka na ponowne otwarcie do tygodnia czasu. Kiedy temperatura z około 1000’C spadnie do około 300’C.
Co ciekawe, piece Piechowskiego są bezkominowe. To tzw. Piece ziemne, których większa część jest na stałe wkopana w ziemię. Dym wychodzący z pieca podczas wypału uchodzi specjalnie rozszczelnionym dachem pracowni. Istnieje teoria głosząca, że nazwa wsi pochodzi właśnie od tego uchodzącego przez dachy dymu, czerniącego dachówki pracowni.
- Nie raz była taka sytuacja, że przybiegali do mnie ludzie z krzykiem „pali się”! A ja im na to mówiłem: „Musi się palić. Spokojnie. To ceramika się wypala” – mówił z rozbawieniem Paweł Piechowski
W części drugiej Piotr Dorosz przedstawił rozmowę z Agatą Kusto - etnomuzykolog z Uniwersytety Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie i redaktor naczelną Pisma Folkowego, wcześniej znanego jako Gadki z Chatki. To, co rozmówczyni uważa za wielki sukces periodyku, to fakt, że łączy on spojrzenie naukowców, badaczy ze spojrzeniem praktyków - folkowców.
- Fascynowała mnie aktywność i pasja ludzi tworzących wówczas scenę folkową, które bardzo walczyły o status muzyki inspirowanej tradycjami i kulturą autentyczną – mówiła dr Agata Kusto.
Pismo powstało w 1996 r. w formie biuletynu, gazetki festiwalowej. Było odpowiedzią na potrzebę posiadania miejsca, w którym można by się dzielić informacjami o raczkującym wtedy jeszcze ruchu folkowym – wspominała Agata Kusto.
Połączenie sił i pasji Animatorów Ruchu Folkowego – stowarzyszenia będącego współwydawcą Pisma Folkowego – i badaczy uniwersyteckich dało nadspodziewany efekt! To swoisty ewenement na rynku wydawniczym: współistnienie dwóch spojrzeń: praktyków - folkowców i badaczy uniwersyteckich. Świata amatorskiego i naukowego.
- Doświadczenie źródła, tego jakie ono jest, pozwala łatwiej docenić świadomą inspirację tym źródłem. Nie bójmy się zmian dokonujących się na scenie, w kreacjach artystycznych! Oczywiście, o ile będziemy wiedzieć, że ci wykonawcy są świadomi, po co do źródeł sięgają i na ile mogą sobie pozwolić na operowanie nimi – mówiła z przekonaniem redaktor Pisma Folkowego
harmonia pedałowa z warsztatu Mielnickiego, fot. Tomiktomi
- Był taki okres, że od harmonii uciekałem, jak mogłem – przyznał Sylwester Chojnacki – Kiedy zaczynałem grać, miałem około 12 lat. Należałem do Zespołu Pieśni i Tańca, kierownik, Bonifacy Kozłowski, zaszczepił we mnie miłość do folkloru Puszczy Białej. Czerpię właściwie tylko z jego zbiorów. Pamiętam, jak opowiadał, jak chodził z magnetofonem szpulowym po wsiach… - wspominał gość "Kiermaszu pod kogutkiem".
- Były u nas tylko pedałówki na początku. Podstawowym składem była harmonia pedałowa, bębenek i skrzypce. Do tego składu dołączał czasem klarnet. Skąd się brał? Żołnierze, wracający z służby umieli grać na takich instrumentach. W przypadku Puszczy Białej popularną harmonią był instrument wyrabiany przez Boruckiego z Warszawy. – mówił Sylwester Chojnacki.
Laureat tegorocznego konkursu Ogólnopolskiego Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych łączy pasję muzyczną z pracą w straży pożarnej. Niekiedy uświetnia okolicznościowe imprezy, nie tylko grą na harmonii, ale i na akordeonie.
- Harmonia jest delikatniejsza, bardziej złożona od akordeonu, staram się to szanować i grać na niej przy ważniejszych okazjach – tłumaczył.
Tytuł audycji: Kiermasz pod kogutkiem
Prowadził: Piotr Dorosz
Data emisji: 27.09.2020
Godzina emisji: 5.05
mg
Glina bywa wredna. Ceramika siwa z Czarnej Wsi Kościelnej - Jedynka - polskieradio.pl