Kolędniczy kiermasz w eterze

Data publikacji: 29.12.2024 06:00
Ostatnia aktualizacja: 30.12.2024 14:12
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Kolędowanie grudzień 1928 , Kozłów, powiat gliwicki, woj. śląskie
Kolędowanie grudzień 1928 , Kozłów, powiat gliwicki, woj. śląskie, Autor - Narodowe Archiwum Cyfrowe

POSŁUCHAJ

Kolędniczy kiermasz w eterze (Jedynka/Kiermasz pod kogutkiem)

W "Kiermaszu pod kogutkiem" słuchamy opowieści śpiewaczki i gawędziarki Marii Bienias. Tym razem - o kolędowaniu w okolicy Garwolina. Z kolei z archiwalnego nagrania redaktora Mariana Domańskiego dowiadujemy się o herodowym graniu - teatrze kolędniczym, popularnym na polskich wsiach. 

Jak wyglądała kolęda w okolicach Garwolina?

Południowo-wschodnie Mazowsze, okolice Garwolina. Między polami, w śniegu drepcze pochód kolędników. W Woli Koryckiej Górnej mieszka kilkuletnia Marysia. Z niecierpliwością patrzy przez okno, wyczekując aż barwne maszkary przyjdą do jej chaty. Dziś ta dziewczynka jest już starszą panią. To sławna gawędziarka i śpiewaczka Maria Bienias. Pani Maria jest chodzącą encyklopedią kultury i tradycji swojego regionu, zatem i o Świętach Bożego Narodzenia ma wiele do powiedzenia. W audycji słuchaliśmy rozmowy z artystka autorstwa Piotra Dorosza.

- Po kolędzie chłopaki chodzili w Szczepana, a dziewczyny w Nowy Rok. Cały Adwent się uczyły kolęd, a potem chodziły. Dziewczyny chodziły z szopką. To było takie pudełko tekturowe, siana tam nakładzione i jakie osóbki. Jak ktoś nie miał, to samemu się robiło jakieś laleczki i się tam wstawiało – tłumaczyła Maria Bienias. – A chłopaki chodzili z gwiazdą. Gwiazda to była robiona z kolorowego papieru, na przetaku, czyli takim dużym sicie, co się przesiewało żyto w stodole. Jak sito było zepsute, to w to okrągłe wsadzał się świeczkę, taką normalną co się paliła.,

Ówczesne zimy? Okropne i mroźne. „Mało kto wołał do mieszkania, żeby się im zimna do chałupy nie naniesło” – wspomina nasza bohaterka.

- Kolędy to chłopaki śpiewali inne i dziewczyny inne. Dla dziewczyn to „Tryumfy Króla Niebieskiego”, „Lulajże, Jezuniu”, a do chłopaków to więcej z kantyczki: „Bracia, patrzcie jeno”, „Dnia jednego o północy”. Tylko jedna była taka, którą mogli śpiewać i chłopaki, i dziewczyny. Bo jak kawaler chodził do dziewczyny w zaloty, to jak tę kolędę razem zaśpiewali, to znaczyło, że się ożenią i będą szczęśliwie żyć. To była „W polu kalinka…”.

W polu kalinka pochyliła się, kolęda!
Kasia z Jasiuniem polubiły się, kolęda!
Pojechał Jasio na polowanie, kolęda!
Zostawił Kasię jak malowanie, kolęda!

Ludzie dawali mało pieniędzy, bo i nie mieli. Maria Bienias pamięta, że jak chodziła po kolędzie, to zawsze z kozikiem. Mogła nim sobie odkroić kawałek placka, chleba, kaszanki czy kiełbasy.

Z takimi łupami kolędnicy mogli już zorganizować zabawę. Szli do największej chałupy, zapraszali muzykanta-samograja – „takiego, co by dużo pieniędzy za granie nie wziął” – dzielili darowane wiktuały i mogli już hulać do białego dnia.

Jeśli po zabawie zostały jeszcze jakieś pieniądze, kolędnicy kupowali ogólne dobra do domu: cukier do kawy, kilka cukierków czy odrobinę lepszej szynki.

Jak mówi Maria Bienias, po kolędzie w jej okolicach chodziła młodzież – dzieci od drugiej do siódmej klasy szkoły podstawowej. Gospodarze nie częstowali więc „kieliszeczkiem”. Odwiedzano wszystkie domy, choć nie zawsze s dobrym skutkiem. Śpiewaczka nie rozumie, dlaczego niektórzy nie chcieli przyjmować kolędników. Bywało tak, że gasili światła i udawali, że nie ma ich w domu. Ale bywało i tak, że gospodarz wychodził przed dom i życzył sobie usłyszeć jeszcze kilka kolęd!

 

Marian Domański o herodach

Usłyszeliśmy także fragment archiwalnego nagrania Mariana Domańskiego (1927-1991). Folklorysta, dziennikarz radiowy, wieloletni redaktor Redakcji Muzyki Ludowej (czyli obecnego Radiowego Centrum Kultury Ludowej).

- Herodowe granie, muzykowanie, a także wielki teatr, który odbywał się szczególnie na wsi. Każda rola tego przedstawienia – postać Żyda, Dziada, Heroda – zawsze przypadała jakiemuś wybitnie grającemu mieszkańcowi wsi i towarzyszyła mu prze większość życia. Taki aktor dorobił się własnych tekstów i specyficznych zachowań. Nierzadko rola była przekazywana z pokolenia na pokolenie – z ojca na syna, z sąsiada na młodszego sąsiada. Te przedstawienia tętniły życiem! I choć niekiedy były rozpisane, zawsze się rozwijały w przekazie ludowym. Wszystko, co było dobre pozostawało w przedstawieniu. Gorsze sceny były odrzucane.

Z chwilą, kiedy zjawili się kolędnicy, cała wieś była postawiona na nogi. Dzieci bały się śmierci, która wymachiwała kosą, dziewczyny podskubywał Dziad czy Diabeł. To było przedstawienie, które odbywało się w ciasnej izbie, na podwórzu, ale i na ulicy, w całym miasteczku…


Tytuł audycji: Kiermasz pod kogutkiem 

Prowadził: Piotr Dorosz

Data emisji: 29.12.2024

Godzina emisji: 5.05

mg

Noc z reportażem
Noc z reportażem
cover
Odtwarzacz jest gotowy. Kliknij aby odtwarzać.