Logo Polskiego Radia
Audycje
Miłosz zdystansowany 11.03.2011
- Tam był tłum, ja nie mam pojęcia ile osób może się zmieścić w Stodole, ale wydaje mi się, że było ponad 1000 osób. Miłosz później w wielu swoich wypowiedziach wracał do tego spotkania i użył kiedyś takiego określenia „że atmosfera była taka, jakby za chwilę miało wybuchnąć Powstanie Warszawskie” - tak spotkanie poety ze studentami w 1981 roku wspomina Piotr Bratkowski.

Piotr Bratkowski, dziś publicysta Newsweek Polska, a kiedyś przewodniczący Koła Młodych przy ówczesnym Związku Literatów Polskich był jednym z prowadzących pierwszego (po 30 latach) spotkania Czesława Miłosza ze studentami. Postanowiliśmy zapytać go o tamten czas, atmosferę spotkania, a także samego Miłosza.

Paulina Jakubowska: Latem 1981 wraz z Krzysztofem Kopczyńskim prowadził Pan pierwsze  spotkanie Czesława Miłosza ze studentami w warszawskim klubie studenckim Stodoła. Jak Pan po kolejnych 30 latach wspomina tamten czas, jak to się stało, że Panowie wpadli na pomysł zorganizowania spotkania z Czesławem Miłoszem?

Piotr Bratkowski: To nie był nasz pomysł to było związane z tym, że Czesław Miłosz dostał Nobla i pozwolono mu pierwszy raz, po emigracji przyjechać do Polski.

Zaplanowano serię spotkań. Nie wiem, kto wymyślił, że pierwsze z tych spotkań to będzie to ze studentami, organizowane w klubie studenckim Stodoła. Organizacją tego spotkania zajmowały się dwie instytucje: Warszawskie Koło Polonistów czyli koło naukowe studentów przy polonistyce Uniwersytetu Warszawskiego i Koło Młodych przy ówczesnym Związku Literatów Polskich, w którym ja ostro działałem, wtedy nawet byłem jego przewodniczącym. Istniał wtedy ruch młodoliteracki i byłem tam osobą aktywną i rozpoznawalną

PJ: Skąd przyszła decyzja o organizacji spotkania?

PB: Nie pamiętam skąd. Ja się dowiedziałem o tym pomyśle, od któregoś ze starszych kolegów pisarzy. Być może od Krzysztofa Karaska lub niedawno zmarłego profesora Janusza Maciejewskiego, dokładnie nie pamiętam. Na pewno od kogoś, kto był pisarzem i był w związku literatów. ZLP wtedy był organizacją mocno nastawioną przeciw władzy. Był to ktoś z ramienia „dorosłej” części tej organizacji i z tego powodu zajmował się kontaktami z nami, czyli z młodymi początkującymi pisarzami.

PJ: W zapisie spotkania, tuż przed częścią, w której uczestnicy mogli zadawać pytania Nobliście, padła wyraźna prośba o pytania dotyczące twórczości. Czy to znaczy, że pewnych pytań nie należało zadawać?

PB: Powiem, co pamiętam. Spotkanie z Miłoszem poprzedziła seria zebrań w gronie osób związanych z przygotowaniem tego wieczoru. Bardzo aktywny na tych spotkaniach był brat Czesława Miłosza, pan Andrzej Miłosz, który reprezentował interesy Noblisty.

Jest wielce prawdopodobne, że jeśli padło takie hasło, że prosimy o pytania związane z twórczością to znaczy, że było to życzenie Czesława Miłosza. Może wyrażone przez jego brata, może przez niego samego tuż przed spotkaniem.

PJ: Jaki był Czesław Miłosz na tym spotkaniu?

PB: Z jednej strony był spięty, a z drugiej zdystansowany.

Dla mnie ciekawym doświadczeniem było przeczytanie, po latach, materiałów służby bezpieczeństwa, która monitorowała to spotkanie. Fragmenty tych materiałów były publikowane w prasie. Była to akcja o kryptonimie „Liryka” lub coś podobnego.
W tych materiałach była jedna informacja, niezależnie od tego, że było to paskudne źródło: zauważono, że czy ja, czy Krzysztof Kopczyński próbowaliśmy prowokować Miłosza do zajmowania stanowiska w bieżących sprawach politycznych, poeta jednak nie dał się sprowokować. O ile pamiętam aurę tego spotkania, nie wykluczone, że to była prawda. Byliśmy dość radykalni, młodzi, chcieliśmy walki, więc jest wielce prawdopodobne, że takie próby pytań miały miejsce z naszej strony. Miłosz się jednak dystansował, nie chciał się w to zaangażować.

Był to czas pierwszej Solidarności, ostrego konfliktu politycznego i Czesław Miłosz bardzo wyraźnie nie chciał być w to wciągany.

PJ:  Ile osób było wtedy w Stodole?

PB: Tam był tłum, ja nie mam pojęcia ile osób może się zmieścić w Stodole, ale wydaje mi się, że było ponad 1000 osób. Miłosz później w wielu swoich wypowiedziach wracał do tego spotkania i użył kiedyś takiego określenia „że atmosfera była taka, jakby za chwilę miało wybuchnąć Powstanie Warszawskie”. To troszkę oddaje klimat tego wieczoru. Tłum ludzi. To niby było spotkanie ze studentami, ale byli też ludzie ze środowiska literackiego. Było duże napięcie. Przez to, z samego tego spotkania bardzo niewiele szczegółów w tej chwili pamiętam. Byłem człowiekiem młodym, i jako taki dobrze czułem się na publicznych dużych wystąpieniach. Jednak, aby dobrze poprowadzić to spotkanie, wykonać swoją robotę, potrzebowałem gigantycznej koncentracji, aby doprowadzić je do końca.

Kiedy to napięcie opadło zadałem Miłoszowi jedno pytanie. Pytanie o wiersz „Kołysanka”, który rozpoczyna się słowami „Nad filarami z których smoła ścieka...” a kończy „...dalej nie umiem”. Zapytałem Czesława Miłosza jak to możliwe, że jest to wiersz tak wczesny? Czytając go zawsze miałem wrażenie, że jest to utwór związany z jego emigracją. I on mi odpowiedział: „proszę pamiętać, że ja wyjeżdżając z Wilna do Warszawy też emigrowałem, pierwszy raz w życiu”. I nic poza tym nie pamiętam z tego spotkania.

PJ: Jak na przełomie lat 70. i 80. docierało się do dzieł Czesława Miłosza?

PB: Krzysztof Kopczyński był z Koła Polonistów, ja byłem absolwentem polonistyki i Miłosz w tych czasach w obiegu akademickim funkcjonował jako poeta. Nawet na egzaminie z literatury współczesnej dostałem pytanie, które, co prawda nie było pytaniem o Miłosza, ale odpowiedź miała brzmieć: Miłosz. Zakładano, że ludzie wykształceni polonistycznie wiersze Miłosza znają np. z wydawnictw emigracyjnych. W momencie, kiedy Czesław Miłosz przyjechał, to już od ładnych paru lat funkcjonował drugi obieg. Jego twórczość była wydawana w Niezależnej Oficynie Wydawniczej. Moja ówczesna znajomość Miłosza, nie tylko poezji, może była daleka od kompletności, ale była dość dobra – dobrze znałem ważniejsze wiersze, oba Traktaty i Poetycki i Moralny.

PJ: Czy na kolejne dzieła Miłosza się „czekało”, czy dopiero Nagroda Nobla przyniosła jego większą popularność?
 
PB: Trudno powiedzieć, to zależy kim się było. Na pewno w środowisku mniej związanym z literaturą to dopiero po Noblu się "czekało". Nawet jeśli wcześniej ludzie kojarzyli, że jest ktoś taki, to Miłosz bardziej funkcjonował jako autor „Zniewolonego umysłu” niż jako poeta. Znajomość jego poezji była dość pobieżna, jeśli już występowała.

Ja nie pamiętam żeby się czekało na Miłosza, tak jak np. czekało się na nową książkę Konwickiego czy innych wybitnych pisarzy. To zapewne było związane z tym, że Miłosz funkcjonował jako poeta emigracyjny. W tamtych czasach wiedza o tym, co się dzieje na emigracji była ograniczona. Myśmy nie mieli pojęcia czy Miłosz pisze właśnie jakieś eseje, czy pracuje nad tomem poezji. My nie mieliśmy wiedzy, potrzebnej do atmosfery oczekiwania. Kiedy jakaś książka Miłosza się ukazywała, to wtedy ta wiedza do nas docierała i staraliśmy się do niej dotrzeć.

PJ: Czy jeszcze kiedyś spotkał się Pan osobiście z Czesławem Miłoszem?

PB: Tak. Spotkałem się raz lub dwa, później. To było bardzo ciekawe. Jednym takim spotkaniem o charakterze quasi-prywatnym, był bankiet po tym, jak Miłosz dostał nagrodę NIKE za „Pieska przydrożnego”, a ja akurat byłem w jury nagrody. Był tam tłum ludzi, ja na chwilę znalazłem się obok Czesława Miłosza. Próbując zagaić rozmowę wspomniałem, że współprowadziłem to spotkanie w Stodole, ale Miłosz w ogóle nie podjął tego wątku. Nie chcę nadinterpretowywać, ale takie miałem wrażenie, jakby zrobił to ostentacyjnie. Jakby nie chciał o tym mówić. Z tego faktu nic nie wynikło. Nie było nawet kurtuazyjnego podjęcia rozmowy. Zamieniliśmy jeszcze ze dwa zdania i rozmowa się skończyła.

Na pewno bardzo charakterystyczne dla tego, co moja pamięć emocjonalna mi podpowiada, to był duży dystans Miłosza do tego wszystkiego, co jest związane z tym wieczorem w 1981 roku. Również wtedy nie pojawiła się żadna wspólnota miedzy nami prowadzącymi, a Miłoszem - był bardzo zdystansowany.