Jak przypomina Agnieszka Romaszewska na swoim profilu na portalu społecznościowym, premier Beata Szydło na początku roku deklarowała, że MSZ wypracuje nową formę współpracy ze stacją. Jednak od tego czasu nic się nie zmieniło. Dziennikarka podkreśliła, że 30 grudnia 2016 roku resort zerwał umowę o finansowanie Biełsatu na następne lata, a kolejnych nie zawarto. W związku z tym stacja została z niczym.
Jak informował kilka dni temu portal WirtualneMedia.pl, w związku z tą sytuacją Jacek Kurski jako prezes TVP, instytucji współfinansującej Biełsat, wystosował do premier i MSZ listy z pytaniem, czy rząd zamierza likwidować Biełsat. Tłumaczył przy tym, że nie chce sam przykładać do tego ręki. Agnieszka Romaszewska powiedziała wtedy portalowi WirtualneMedia.pl, że na początku września TV Biełsat musi zdobyć finansowanie, by wystartować z nową ramówką. Poinformowała przy tym, że w 2016 roku budżet stacji wynosił 26,3 mln zł – w tej kwocie 8,4 mln zł to środki z TVP, 0,9 mln zł dotacje zagraniczne, pozostałe pieniądze pochodziły z MSZ. Dyrektor stacji zaznaczyła także, że w tym roku MSZ dał Biełsatowi tylko 5,6 mln zł i rozwiązał umowy na dalsze lata, nie podając powodów.
Szefowa stacji do tej pory wyrażała nadzieję, że zdrowy rozsądek zwycięży i zostanie rozwiązany problem finansowania stacji, która przez lata zbudowała sobie markę na Białorusi i jest istotnym źródłem informacji dla Białorusinów. Biełsat skupił wokół siebie opiniotwórcze środowisko intelektualistów, naukowców, twórców nie tylko dziennikarzy. Agnieszka Romaszewska tłumaczyła, że mając to przekonanie, nie chciała uczynić z Biełsatu przedmiotu politycznych brutalnych rozgrywek.
Wiele osób, na czele z Agnieszką Romaszewską, podkreśla, że Biełsat jest istotnym elementem polskiej polityki wschodniej. Jego znaczenie wzrosło jeszcze bardziej w związku z wojną hybrydową Kremla, która stała się coraz intensywniejsza. Z punktu widzenia niedawnej historii Polski jest to również spłata moralnego długu - Polsce również pomagały społeczeństwa Zachodu, tzw. Wolnego Świata, rozumiejąc, że potrzebuje wsparcia z zewnątrz na drodze do wolności.
Na Białorusi króluje łukaszenkowska propaganda, w wielu punktach zbieżna z rosyjską, a nawet radziecką. Media niezależne są represjonowane przez władze. Część redakcji musiała opuścić Białoruś - a te, które zostały, muszą liczyć się z represjami. Wolność słowa i informacji jest ograniczana na wiele sposobów, również poprzez represje, w tym więzienie i wysokie grzywny. Aparat władzy, łącznie z KGB, czuwa nad tym, by innych punktów widzenia, niż forsowany przez władze łukaszenkowskie i wspierany przez aparat ideologoczny postradziecki w swej istocie światopogląd, nie rozpowszechniano w społeczeństwie. Oficjalny Mińsk przekonuje swoich obywateli do sojuszu z Kremlem i uzależnia kraj coraz bardziej od Rosji. Przemilcza jednocześnie niewygodne kwestie historyczne, jak na przykład miliony ofiar stalinowskich represji. Zamknięcie Biełsatu w znacznym stopniu ograniczyłoby szanse Białorusinów na dotarcie do obiektywnej informacji.
Przedstawiciele środowisk niezależnych na Białorusi w imię wartości takich jak walka o wolność, suwerenność, demokrację, prawa człowieka, tracą możliwość kariery, ryzykują życiem, zdrowiem, majątkiem, dobrobytem swoich rodzin, często zmuszani są wprost do emigracji. Niejednokrotnie wyrażali opinię, że Biełsat jest wielką wartością dla Białorusi, m.in. dlatego, że dostęp do informacji jest jednym z najważniejszych czynników w walce o wolność kraju. Na wieść o możliwość zamknięcia Biełsatu, wielu zarzuca polskim urzędnikom zdradę niezależnych, proeuropejskich, prowolnościowych środowisk na Białorusi.
***
Agnieszka Kamińska, PolskieRadio.pl
Na podstawie portali społecznościowych/WirltualneMedia.pl/in.