Choć w dobrej wierze w akcji tej wzięło udział wielu Białorusinów, w szeregach uczestników znaleźli się ludzie niosący nie tylko portrety Stalina, ale też symbolikę separatystów ukraińskich i liczne wstążeczki św. Jerzego, które, jak podkreślają niezależne media na Białorusi, stały się symbolem rosyjskiego imperializmu, napaści na Ukrainę i propagandowego wykorzystania pamięci o wojnie.
„Przemarsz ulicami Mińska +Nieśmiertelnego Pułku+ to największa demonstracja sił prorosyjskich na Białorusi od czasów (aneksji – PAP) Krymu, a może nawet od początku niepodległej Białorusi. I jest to wyzwanie dla władz” – ocenił na łamach portalu Radia Swaboda politolog Waler Karbalewicz, którego zdaniem 9 maja na ulicach stolicy Białorusi można było zobaczyć „rosyjską V kolumnę”.
„Tam, gdzie powinna być tylko pamięć o ofiarach, weszła propaganda” – ocenił dziennikarz telewizji Biełsat w materiale o "Nieśmiertelnym Pułku" w Mińsku.
9 maja do dzisiaj jest obchodzony w większości państw byłego ZSRR jako Dzień Zwycięstwa, pokonania III Rzeszy w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Tak od czasów sowieckich określana jest ta część II wojny światowej w latach 1941-45, w której Sowieci walczyli przeciwko
Niemcom.
Według publicysty Alaksandra Kłaskouskiego, który porusza ten temat na łamach portalu Biełorusskije Nowosti, Moskwa, zwłaszcza po agresji na Ukrainę w 2014 r., „zaczęła wykorzystywać temat zwycięstwa do propagandy szowinizmu, polityki imperialnej, uzasadnienia roszczeń do dominacji na terenie bliskiej zagranicy”.
Jednocześnie jednak dla Białorusinów, podobnie jak dla Rosjan, a także obywateli innych państw b. ZSRR, Dzień Zwycięstwa i pamięć o licznych ofiarach po stronie państwa radzieckiego ma bardzo duże znaczenie.
Białoruscy niezależni publicyści zwracają uwagę, że władze w Mińsku znalazły się w trudnej sytuacji.
„Siłowe powstrzymanie tego pochodu wywołałoby nieporozumienie i oburzenie większości społeczeństwa, które widzi świat przez pryzmat rosyjskiej telewizji, uważa, że +Krym jest nasz+, a Rosja to główna twierdza sił dobra” – uważa Karbalewicz.
Jak pisze Kłaskouski, wielu Białorusinów, którzy po prostu wychodzą, by upamiętnić swoich krewnych, „nie ma pojęcia o związanej z tym walce sensów i polityk”.
Dlatego właśnie Aleksander Łukaszenka, pytany 9 maja przez dziennikarzy o „Nieśmiertelny Pułk”, stwierdził, że nikt go zabraniać nie zamierza, bo to „wielka, święta sprawa”.
Wcześniej jednak, podczas oficjalnego wystąpienia przed Pomnikiem Zwycięstwa, białoruski prezydent mówił o tym, że nie powinna mieć miejsca „prywatyzacja zwycięstwa”, co według białoruskich analityków było adresowane do władz na Kremlu.
"Moskwa narzuca formułę"
„Dzisiaj zwycięstwo to temat wiodący Ruskiego Miru. Obchodzenie go według formuły, którą narzuca Moskwa, oznacza włączenie w agresywną przestrzeń tego Ruskiego Miru” – uważa z kolei politolog Paweł Usau, cytowany przez Biełorusskije Nowosti. „Łukaszenki oczywiście taki obrót spraw nie urządza, tym bardziej, że oficjalny Mińsk nie ma alternatywnej idei, która mogłaby zastąpić tematykę Wielkiej Wojny Ojczyźnianej” – ocenia.
Akcję "Nieśmiertelny Pułk" zainicjowali w 2012 roku rosyjscy dziennikarze z Tomska na Syberii, którzy zaapelowali do mieszkańców, by wyszli na ulice z fotografiami swoich przodków walczących w II wojnie. Była to wówczas akcja spontaniczna i niezwiązana ze strukturami państwowymi.
Pomysł szybko się rozpowszechnił, a w roku 2015 pochód stał się częścią oficjalnych obchodów 9 maja w Moskwie. Dla bardzo wielu Rosjan akcja jest manifestacją patriotyzmu i pamięci.
Nie brak jednak ocen, że inicjatywa ta straciła na autentyczności, odkąd jej organizacją zajęły się władze, niekiedy przymusowo zapewniające frekwencję. Pojawia się również szereg głosów krytykujących „zawłaszczenie” tej idei i wykorzystanie jej do celów propagandowych.
Z Mińska Justyna Prus (PAP) / agkm