Związek Polaków na Białorusi, od długich lat nieuznawany przez oficjalne władze na Białorusi, jest największą organizacją społeczną w tym kraju. Aleksander Łukaszenka walczy z działaczami od lat - trafiali do aresztu, byli prześladowani i nękani.
Władze Białorusi zgodnie z taktyką stosowaną i na innych polach, doprowadziły do utworzenia kontrolowanego przez siebie klona związku o takiej samej nazwie, odebrały też związkowi Andżeliki Borys majątek, w tym 16 Domów Polskich, w których organizowano wydarzenia dla polskiej mniejszości.
Obecnie relacje polsko-białoruskie uległy pewnemu przynajmniej formalnemu ociepleniu, jeśli oceniać po liczbie wizyt i ich szczeblu.
Jednak stosunek władz do ZPB w gruncie rzeczy się nie zmienił. Związek Polaków na Białorusi nie był w stanie znaleźć sali na 100-lecie obchodów niepodległości.
To wszystko pokazuje, jaki jest stosunek władz Białorusi do Polski. – Podczas gdy inne kraje podświetlały na biało-czerwono swoje najsłynniejsze budowle – tutaj mamy taki incydent – mówiła prezes ZPB Andżelika Borys w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl.
Zapraszamy do lektury wywiadu.
Niedokończone obchody niepodległości
PolskieRadio24.pl: Czy mogłaby pani opowiedzieć, co się stało w czasie obchodów?
Prezes Związku Polaków na Białorusi, Andżelika Borys: Oddziały Związku Polaków na Białorusi co roku organizują obchody z okazji świąt narodowych. W tym roku szczególnie się zaangażowały, mamy setną rocznicę odzyskania niepodległości. Działacze związku opiekują się setkami, tysiącami krzyży, miejsc pamięci, które upamiętniają tamte wydarzenia. To dla nas bardzo ważne – tu są mogiły dziadków, pradziadków, którzy polegli w walce o niepodległość.
W tym roku oddział ZPB w Mińsku organizował uroczysty koncert z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości. W związku w tym próbowano znaleźć salę. Jednak trzy razy działacze spotykali się z odmową, pod różnymi pretekstami.
Z trzecią salą było tak, że stało przed nią kilkaset osób i przed koncertem poinformowano, że w tej sali impreza nie może się odbyć. Zatem podjęliśmy czwartą próbę – znaleźliśmy jeszcze jedną salę, zapłacono za nią. Miała miejsce wędrówka po Mińsku, kilkaset osób udało się do owej czwartej sali.
INFORMACJE O BIAŁORUSI: bialorus.polskieradio.pl >>>
Ale i tam nagle poinformowano nas, że mamy pół godziny, po czym mamy opuścić to pomieszczenie. Oczywiście zaczął się koncert. Portier zaczął gasić światło. Zespół śpiewał, jednak grożono, że jeśli nie wyjdziemy, przyjedzie milicja. A przepychanki, awantury nie były nam do niczego potrzebne – mogłaby mieć miejsce jeszcze większa prowokacja.
Uroczystość podwójnie zakłócono, bo ludzie wędrowali po Mińsku od jednej sali do drugiej i już nie wspominam o tym, że za wszystkie te sale zapłacono.
Na uroczystości był też ambasador Polski, byli przedstawiciele korpusu dyplomatycznego. Tłumaczyłam im, jak postąpiono, że pozwolono nam na parę piosenek i musimy wyjść. Na koniec poprosiłam wszystkich na sali, by zachowali spokój, nie poddawali się prowokacjom, bo nie było pewności, jakie osoby są wśród naszych gości.
Zapewniłam, że będziemy świętować uroczystość bez względu na trudności, z którym cały czas się zmagamy.
Odśpiewaliśmy rotę, przeprosiłam wszystkich. Nie chciałam, by to się skończyło przepychankach z milicją, żeby gości wzywano na posterunek,
Na całym świecie podświetlano pałace w setną rocznicę niepodległości. A tu taki policzek.
Bardzo przykro nawet słuchać.
To bardzo nieprzychylny gest - tak to nazwę językiem dyplomatycznym.
Był to uroczysty koncert na 100 lat odzyskania niepodległości – organizowali go Polacy, obywatele Białorusi. Nie chcę podsycać emocji wokół tego incydentu, bo w naszym interesie nie jest dolewanie oliwy do ognia, ale fakt miał miejsce. Było to bardzo nieprzyjemne. Ten fakt pokazał: tak traktujemy polską mniejszość.
Mieliśmy już różne tego rodzaju incydenty. Gdy w Grodnie organizowałam konkurs dla dzieci, w całym budynku raptem zabrakło światła, prądu. To było tydzień przed przyjazdem na Białoruś ówczesnego szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego, a tydzień wcześniej byli na Białorusi delegaci z Senatu.
W całym konsulacie nie było prądu, musieliśmy użyć generatorów, potrzebnych choćby do uruchomienia mikrofonów.
W przypadku obchodów 100-lecia była presja na właścicieli lokali, to były decyzje podjęte z góry.
Tak właśnie to się rysuje.
Niedawno wiceminister spraw zagranicznych Białorusi w Mińsku mówił piękne słowa, gratulował, etc. Jak zatem rozumieć jego słowa, jakie one mają przełożenie na rzeczywistość? Nie wiem, jak to skomentować. Co się zmieniło po tygodniu?
12 listopada w w Mińsku na przyjęciu u ambasadora padły inne słowa z ust wiceministra spraw zagranicznych Białorusi - o przyjaźni, bratnich narodach – a tydzień później taki incydent.
Bardzo przykry. Chciałoby się mieć nadzieję, że to już się nie powtórzy, ale już niestety zdarzyło się ich nawet zbyt dużo.
No tak. Kraj niespodzianek. Nie ma konsekwencji. Tydzień temu padają inne słowa, dzieją się potem takie rzeczy.
Związek Polaków na Białorusi organizował też inne uroczystości.
Wiele struktur związanych z ZPB organizuje różne wydarzenia. I na przykład również w Grodnie w ostatniej chwili odmówiono dostępu do sali na zawody sportowe, piłkarski puchar dziecięcy i młodzieżowy o Puchar Niepodległości.
Właściciel też w ostatniej chwili powiedział, że nie może się zgodzić.
Podał przyczynę?
Można znaleźć masę różnych pretekstów żeby odmówić.
A efekt jest taki jak zawsze.
Odmówiono. Musieliśmy przenieść imprezę na później. Natomiast w innych oddziałach wszystko przebiegało spokojnie. Bez niespodzianek.
Każdy oddział ZPB coś organizuje. Związek Polaków na Białorusi liczy 105 struktur. To ponad 12 tysięcy ludzi. To większe, mniejsze oddziały. W tym roku większość przedsięwzięć była poświęcona setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Były i warsztaty dla dzieci, i konkursy, i festiwale, przeglądy, zawody sportowe, był objazd miejsc pamięci. Przez cały rok organizowaliśmy różne przedsięwzięcia.
***
Z Andżeliką Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi, rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl