- Wyrok ws. OPAL-u oznacza, że zapisana w Traktacie UE zasada solidarności energetycznej otwiera nam nowe możliwości do walki – m.in. w kwestii Nord Streamu 2
- Dania (de facto sądy Danii) mogą zapytać, czy można budować na jej terenie sprzeczny z tą zasadą gazociąg Nord Stream 2 i odpowiedź TSUE w tej sprawie może brzmieć: "nie”
- Ograniczenie przepustowości OPAL-u, co nakazuje wyrok Trybunału, oznacza poważne ograniczenie wolumenów gazu transportowanych za pomocą Nord Streamu 1 - stąd więcej gazu Rosja będzie musiała transportować szlakiem ukraińskim
- Ukraina negocjuje teraz z Rosją nowy kontrakt gazowy. Rosja musi go zawrzeć, choć zrobi to najpewniej w ostatnim momencie i będzie prawdopodobnie straszyła Europę kryzysem gazowym zimą
- Poza tym: o Novateku, który sprzedaje rosyjski gaz skroplony LNG (m.in. przez terminale w Holandii), o tym, że to Rosji bardziej zależy, by nam sprzedawać gaz (Europa to 90 procent jej eksportu
***
Dr Szymon Kardaś, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, zwrócił uwagę, że orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 10 września otwiera przed Polską wiele nowych możliwości działania, także w kwestii Nord Streamu 2.
Podkreślił, że to było ogromne zaskoczenie, bo wcześniejsze wyroki w sprawie OPAL-u kończyły się odrzuceniem wniosków skarżących. Teraz Trybunał stwierdził, że od tej chwili, w trybie natychmiastowym, Gazprom nie może korzystać ze 100 procentów przepustowości OPAL-u, wynika to z prawa UE, które Komisja Europejska usankcjonowała swoją decyzją z października 2016 roku, jest sprzeczne z traktatową zasadą solidarności energetycznej. To oznacza, że znacznie zmniejszy się tranzyt gazu przez Nord Stream.
MH17
Ekspert podkreślił, że ten wniosek stawia w lepszej pozycji Ukrainę przed nadchodzącymi negocjacjami gazowymi z Rosją i Komisją Europejską. Moskwa bowiem będzie musiała zapewne korzystać w większym zakresie z ukraińskiego tranzytu. Rosja choć będzie próbowała straszyć Europę kryzysem gazowym – jednak prawdopodobnie nie wcieli tego scenariusza w życie – ocenił analityk.
Szymon Kardaś postawił pytanie, czy luka powstała wskutek poważnego obniżenia wolumenów tranzytu Nord Streamem zostanie wypełniona - czy cena gazu wzrośnie.
Analityk OSW zwrócił uwagę, że na rynki Europy wkracza z impetem inny rodzaj rosyjskiego gazu – LNG z Novateku
Podkreślił przy tym, że to Rosja jest zależna bardziej od Europy niż my od niej – Rosja eksportuje tu ponad 84% procent gazu, a w pakiecie Europy rosyjski gaz stanowi około 35 procent.
Więcej w rozmowie.
PolskieRadio24.pl: Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej stwierdził, że decyzja Komisji Europejskiej z 26 października 2016 roku w sprawie gazociągu OPAL jest nieważna. Komisja Europejska zaakceptowała wtedy wyłączenie OPAL-u z unijnych reguł i zwiększenie przepustowości gazociągu OPAL wykorzystywanej przez Gazprom z 50 do 100 procent. Skutki wyroku są natychmiastowe. Gazprom musi o połowę ograniczyć przesył gazu tym rurociągiem. A to ma olbrzymie konsekwencje dla całej Europy. Pozew złożył polski rząd, stwierdzając, że decyzja KE zagraża bezpieczeństwu energetycznemu Polski.
Słuszne jest przypuszczenie, że wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w sprawie OPAL-u było ogromnym zaskoczeniem? Nikt nie oczekiwał takiej rangi energetycznego prezentu?
Dr Szymon Kardaś, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich: Spodziewać się tego mogli ci, którzy prowadzili sprawę, pełnomocnicy, ci, którzy mieli wgląd do dokumentów i toku postępowania.
Przechodząc do oceny, której możemy dokonać na podstawie otwartych źródeł, to wyrok TSUE, kwestionujący decyzję Komisji Europejskiej, był ogromnym zaskoczeniem, dlatego że w kwestii OPAL-u i decyzji wyłączenia tego gazociągu spod unijnego prawa i dania możliwości Gazpromowi korzystania z pełnej jego przepustowości, toczyło się kilka postępowań.
Wnioski zaskarżające tę decyzję wniosła nie tylko Rzeczpospolita Polska, wsparta przez Litwę i Łotwę, jako interwenientów. Wnioski zaskarżające wniósł też PGNiG, niemiecka spółka córka PGNiG, ukraiński Naftohaz. Wszystkie te pozostałe skargi zostały przez TSUE odrzucone jako niedopuszczalne.
Argumentacja, którą stosował Trybunał w poprzednich orzeczeniach, nastrajała pesymistycznie przed orzeczeniem 10 września.
Wydawało się, że może to być przypieczętowanie czarnej serii?
Tymczasem okazało się, że nastąpił przełom. Największą wartością tego orzeczenia jest dowartościowanie zasady solidarności energetycznej (zapisanej w artykule 194. Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej) – jako zasady prawnej. Pojawiła się ona w prawie pierwotnym UE dzięki Traktatowi z Lizbony.
Kluczowe jest to, że Trybunał Sprawiedliwości UE wyraźnie podkreślił, iż zasada ta nie powinna być stosowana tylko w sytuacjach nadzwyczajnych, kryzysowych, gdy istnieje zagrożenie dla dostaw surowców. TSUE stwierdził, że zasada solidarności energetycznej powinna być stosowana w praktyce dnia co dziennego, w zwyczajnych okolicznościach.
W związku z tym, podejmując decyzje dotyczące wielu państw, a tak było w tym przypadku, bo konsekwencje wyłączenia OPAL-u spod unijnego dotyczyły nie tylko Niemiec, ale i innych państw w regionie, powinno się brać pod uwagę interesy i polityki energetyczne innych graczy, których tego typu decyzje potencjalnie dotykają.
To wniosek niezwykle doniosły. Może mieć niezwykle ważne konsekwencje w przyszłości, w zakresie decyzji dotyczących kwestii energetycznych i działania innych państw członkowskich UE, które niosą ze sobą konsekwencje dla innych państw członkowskich i dla ich interesów i polityk energetycznych.
Jeśli myśleć o tym post factum, to jest oczywiście jedyna słuszne wyjście. Solidarność energetyczna gwarantuje bowiem stabilność i bezpieczeństwo Europy, energetyczne, ale nie tylko. Do tego Rosja prowadzi politykę energetyczną w celu realizacji pewnych politycznych celów i tę solidarność stara się rozbijać. Wszyscy do tej pory się zgadzali z tym, że surowce energetyczne nie mogą być wykorzystywane jako polityczne narzędzie podważające bezpieczeństwo Europy. Wszyscy zgadzali się, że solidarność energetyczna jest potrzebna - był taki zapis w traktacie – ale można go jednocześnie ten zapis ignorować w razie potrzeby, nie egzekwowano go w pełni.
Orzeczenie TSUE przywołuje argumenty stron – zarzuty i kontrargumenty. Komisja Europejska używała argumentacji, która zasadzie solidarności energetycznej przydawała zawężające, niezbyt doniosłe prawnie znaczenie.
Komisja Europejska stwierdziła, że solidarność energetyczna stanowi koncepcję polityczną, wyrażoną w komunikatach i dokumentach. Pomniejszała rolę fragmentu Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, który o tej solidarności stanowi.
KE chciała więc zostawić kwestie solidarności energetycznej jako de facto deklaracji politycznej, programowej , rezygnując z nadawania jej w praktyce poważniejszego znaczenia prawnego, do tego mającej zastosowanie wtedy, gdy dzieje się coś wyjątkowego, np. gdy bezpieczeństwo dostaw jest zagrożone.
Trybunał tej argumentacji nie podzielił i nadał tej zasadzie o wiele większe znaczenie.
I to jest niezwykle istotne, dlatego, że orzeczenie to może stać się teraz bardzo poważnym orężem w obronie przeciwko tej polityce, którą Federacja Rosyjska wobec Europy, od momentu dojścia Putina do władzy, bardzo konsekwentnie prowadzi.
Warto przypomnieć, że już w strategii energetycznej Rosji – w horyzoncie do 2020 roku – przyjęto takie postanowienie, że surowce energetyczne będą instrumentem polityki zagranicznej.
Rosjanie to wprost przyznawali.
Bo to jest ich atut. Mogą taniej sprzedać gaz Włochom, jeśli nie – wielu będzie zimą marzło. A Rosjanie mogą obiecać dostawy.
Duże projekty energetyczne, typu Nord Stream, South Stream – zastąpiony w 2014 roku przez TurkStream, budowanie osi współpracy gazowej na północy, na południu, miały uniemożliwić i wyhamowywać proces budowania wspólnej polityki energetycznej Unii Europejskiej, polityki, która byłaby wspólnym głosem UE i wypadkową różnych interesów państw członkowskich.
Wiadomo, że nigdy nie uda się osiągnąć na poziomie tak wielu państw członkowskich rozwiązania, które wszystkich usatysfakcjonuje w 100 procentach. Ważne jest, by to co się wpisuje w dokumentach korelowało z praktyką i było formą równoważenia interesów różnych państw.
Chodzi z jednej strony o tych, którzy opowiadają się za zacieśnioną współpracą z Rosją w sferze energetycznej – Niemcy, Austria, Holandia, Włochy, choć tu różnie bywa w różnych okresach politycznych, a z drugiej strony o kraje, które mają znacznie gorsze doświadczenia we współpracy energetycznej, czyli państwa Europy Środkowej. Te ostatnie chcą zmniejszyć wysoki poziom zależności od dostaw surowców energetycznych z Rosji.
Te grupy państw mają różne spojrzenie, zatem ta wspólna polityka musi być wypadkową, uwzględniać różne interesy.
Orzeczenie TSUE właśnie taką logikę wzmacnia – to znaczy, kiedy podejmuje się pewne decyzje na poziomie unijnym, one w znacznie większym stopniu powinny brać pod uwagę to zróżnicowanie interesów. W orzeczeniu dotyczącym OPAL-u zastrzeżenia krajów, które mają innego rodzaju doświadczenia relacji energetycznych z Rosją, nie zostały dostatecznie uwzględnione. Dlatego stwierdzono nieważność decyzji z października 2016.
Mały jest margines wątpliwości, czy orzeczenie pozostanie w mocy?
Powinno być wykonane. Nawet w przypadku gdy KE, czy Niemcy, którzy dołączyli do Komisji jako interwenient, wnoszą odwołanie, to samo wszczęcie procedury odwoławczej nie zawiesza wykonywania tego orzeczenia.
Postępowanie prawdopodobnie trwałoby kilka, kilkanaście miesięcy – procedury są długie. Przypomnijmy, że na to orzeczenie czekaliśmy prawie trzy lata. Skarga została wniesiona w grudniu 2016 roku, a orzeczenie zapada we wrześniu 2019.
Co istotne, nie zawieszono by skutku orzeczenia – nieważności wyłączeń dla gazociągu OPAL.
Czyli Gazprom w dalszym ciągu mógłby wykorzystywać 50 procent, nie 100 procent tego gazociągu.
Strona rosyjska i pewne podmioty w Niemczech muszą się podporządkować orzeczeniu. Oznacza to, że eksploatacja gazociągu OPAL, a pośrednio także Nord Stream I, musi wrócić do warunków obowiązujących w 2016 roku przed wydaniem decyzji wyłączeniowej.
To oznacza ograniczenie przepustowości o 12,8 mld m sześc. gazu rocznie.
Lepiej zobrazować to patrząc na przesył gazu Nord Streamem I w czasie gdy tej decyzji wyłączającej nie było i potem, gdy Gazprom zyskał wyłączenie na OPAL-u, ergo prawo wykorzystania Nord Streamu prawie bez ograniczeń.
Pułap przesyłu przed decyzją – to sumaryczne dane tranzytu Nord Streamem I - w 2016 wyniósł 43,8 mld metrów sześć. (mld m3), a po wyłączeniu – w 2018 roku – 58, 7 mld metrów sześc (mld m3).
Wzrósł prawie o połowę.
Jeśli założymy, że popyt na rosyjski gaz pozostaje na tym samym poziomie, to Rosjanie musieliby z tych 58,7 mld metrów sześc. wrócić do poziomu około 44 mld metrów sześc. Rocznie (mld m3), a pozostała część musiałaby być przekierowana na szlak ukraiński.
Są szacunki, że popyt na rosyjski gaz raczej nie ulegnie znaczącym zmianom w najbliższych latach.
Bo na razie nie ma mimo wszystko aż tak wielu nowych źródeł gazu dla Europy?
Znikną pewne wolumeny gazu przesyłane Nord Streamem i pojawią się na szlaku ukraińskim, ale pojawia się pytanie, co wypełni lukę w dostawach w Północno-Zachodniej Europie.
Jeśli nic – może dojdzie do wzrostu cen gazu na hubach w tej części Europy. Ale może być taka sytuacja, że w to miejsce pojawi się inny gaz.
Wiemy, że w tym roku będzie miał miejsce wzrost importu LNG do Europy z różnych źródeł. Otwarte jest pytanie, czy wolumeny w tej części Europy zostaną zastąpione przez LNG i z jakiego źródła będzie pochodzić owo LNG.
Trzeba pamiętać, że Rosjanie bardzo mocno wzmacniają swój udział w europejskim rynku LNG, dzięki polityce koncernu Novatek. Od 2018 roku działa na pełną moc duży terminal eksportowy w ramach projektu Jamał-LNG (roczna moc produkcyjna ok. 22,3 mld m3); Novatek planuje do 2026 roku oddać do użytku kolejny duży terminal – Arktyczny LNG 2 (łączna moc produkcyjna 27,3 mld m3). To największy po Gazpromie producent gazu w Rosji i motor rozwoju rynku gazu LNG. Zwiększa mocno swoje udziały, co widoczne jest także na rynku europejskim. Pytanie zatem, czy jeden rosyjski gaz - przynajmniej częściowo nie zostanie zastąpiony przez rosyjskie LNG. To pytanie jest otwarte.
Jeśli ten ”wycofany” wolumen gazu” zostanie zastąpiony, ceny gazu mogą się nie zmienić. Pytanie jednak, czy to nie będzie oznaczać wejście w ten sektor zamiast gazpromowskiego - rosyjskiego gazu skroplonego z Novateku.
O tym nie mówi się jeszcze zbyt często. Gaz skroplony kojarzy się raczej z amerykańskim, albo z Kataru.
Ciekawostką jest, jeśli patrzeć na dane statystyczne, że Novatek odnotował bardzo duży wzrost dostaw w stosunku do poprzedniego roku. Dane statystyczne dotyczą pierwszych 6 miesięcy tego roku – jeśli porównać te okresy, to Novatek zwiększył udział w rynku o 9,5 mld metrów sześciennych. W zeszłym roku w tym samym okresie dostarczał 2, w tym roku 11,5 mld metrów sześć.
Pokazuje to, że z jednej strony zmniejszamy wpływy Gazpromu, jego możliwość elastycznego korzystania z rurociągów w związku ze zmianą popytu na rynku europejskim, ale z drugiej strony mamy zwiększający się udział LNG z Rosji. Przy tym rosyjskie LNG nie kieruje się na rynek Azji, ale właśnie na europejski.
Trzeba patrzeć, jaka będzie reakcja na deficyt gazu przesyłanego rurami – może pojawi się w to miejsce gaz skroplony Novateku.
Czy wiadomo, które terminale Novatek wykorzystuje?
Najważniejsze dla niego terminale są obecnie m.in. w Holandii, w Belgii i we Francji. Trybunał stwierdził nieważność decyzji, ignorującej zasady solidarności energetycznej. I to będzie niesie ze sobą konsekwencje – i w tym kontekście mówi się o Ukrainie, o Nord Streamie. Mówi się, że to orzeczenie jest dla Ukrainy kołem ratunkowym w kwestiach gazowych rozgrywek z Rosją. Moskwa wcześniej zamierzała w 2020 roku zamknąć tranzyt przez Ukrainę. Co zatem teraz się zmieniło?
Od pewnego czasu było wiadomo, że po wygaśnięciu obecnego kontraktu tranzytowego (1 stycznia 2020 roku o godzinie 10 rano), Rosjanie będą musieli zawrzeć z Ukrainą nową umowę.
Nawet gdyby nie było orzeczenia w sprawie OPAL-u, nawet jeśliby powstał do końca 2019 roku Nord Stream 2 i uruchomiono dostawy gazu do Turcji pierwszą nitką TurkStreamu, to wiadomo było, że Gazprom będzie potrzebował wciąż jakiegoś kontraktu z Ukrainą. Pozostawało pytanie – jakiego (wolumeny przesyłu) i na jak długo. Rosjanie zakładali, że biorąc pod uwagę zaawansowany charakter budowy Nord Stream 2 oraz wysiłki na rzecz porozumień z państwami Południa Europy w sprawie przedłużenia drugiej nitki TurkStream, w pewnym momencie będą mogli odciąć Ukrainę z sieci tranzytu. Dlatego z perspektywy rosyjskiej celem negocjacji gazowych z Ukrainą i UE było zawarcie krótkoterminowej (najlepiej tymczasowej) umowy tranzytowej. Jednak to ostatnie orzeczenie TSUE sprawia Gazpromowi problem – jeśli chce przesłać tę wycofaną z gazociągów pulę gazu szlakiem alternatywnym – to pozostaje tylko szlak przez Ukrainę.
Wydanie tego orzeczenia w tym momencie, gdy toczą się trójstronne negocjacje gazowe między UE, Rosją i Ukrainą, wzmacnia pozycję Kijowa, osłabia pozycję Moskwy. Kolejna tura rozmów ma mieć miejsce jeszcze we wrześniu (19 września), ale zapewne nie przyniesie rezultatów.
Ukraina dostała szansę, by wynegocjować jak najkorzystniejszy dla siebie kontrakt, na jak najdłuższy czas i największe wolumeny, co oczywiście będzie miało określone konsekwencje finansowe dla Kijowa (obecnie Ukraina zarabia na tranzycie rosyjskiego gazu 2-3 mld USD rocznie) .
Propozycja KE w styczniu brzmiała: 10-letni kontrakt na co najmniej 60 mld metrów sześc. rocznie. Gazprom odwrotnie – chciał jak najkrótszego kontraktu, na jak najmniejszy wolumen, licząc na to, że w ciągu dwóch-trzech lat uruchomi szlaki alternatywne.
Rosja w związku z tym próbuje oskarżać TSUE o to, że wydał decyzję polityczną, która ma zmusić Gazprom do zawarcia długiej tranzytowej umowy z Ukrainą. Taki sposób postrzegania TSUE świadczy o nieznajomości zasad funkcjonowania tej instytucji.
Wydanie orzeczenia, jak pan wspomniał, trwało trzy lata, prawdopodobnie każdy moment nie byłby dobry.
TSUE jest organem niezależnym, nie kieruje się polityką. Rozstrzygnięcie ma charakter prawny, a kalendarz polityczny zawsze może podsunąć oskarżenia o upolitycznienie.
Jaka będzie reakcja Moskwy? Rosjanie na pewno będą demonstrować swoje niezadowolenie. W zasadzie już to czynią i ustami polityków, i ekspertów ds. energetycznych. Często pierwsze ich reakcje na takie niepomyślne dla nich rozstrzygnięcia są nieco irracjonalne. Na przykład: gdy okazało się , że Gazprom de facto przegrał arbitrażowe postępowania z ukraińskim Naftohazem, dotyczące dostaw i tranzytu, i okazało się, że to on musi zapłacić Ukraińcom 2,6 mld dolarów, to po dwóch dniach milczenia Gazprom ogłosił, że rozpoczął procedurę wypowiadania wszystkich kontraktów w trybie jednostronnym.
To było z prawnego punktu widzenia bez znaczenia – bo nie można tego zrobić. Gazprom sam o tym przypominał wcześniej Ukrainie. I tu zapewne będzie jakaś reakcja. Może odwołają trójstronne spotkanie 19 września, poświęcone kwestii nowego kontraktu tranzytowego. Może wystąpi z oświadczeniem ktoś z przedstawicieli najwyższych rosyjskich władz. Rosjanie będą zapewne usztywniać stanowisko podczas najbliższych spotkań, a porozumienie zapewne zdecydują się zawrzeć w trybie „last minute”, strasząc trochę Europę, że wszystkim grozi kryzys gazowy, przez „nieodpowiedzialność Ukrainy”, „nieodpowiedzialność Europy”, która wprowadza tutaj ograniczenia, blokuje możliwości handlowe.
I że Europa blokuje sama sobie dostawy gazu…
Rosjanie będą chcieli wywołać wrażenie nadciągającego kryzysu gazowego, strach przed kryzysem zimą. Pytanie jednak, czy zdecydują się na tak radykalne działania w rzeczywistości, bo kolejny kryzys gazowy, biorąc pod uwagę wcześniejsze z lat 2005/6, 2008/9, kończyły się zawsze dla Rosjan niekorzystnie. Potem Europejczycy podejmowali pewne kroki, które miały per saldo zabezpieczyć ich na przyszłość. Po sezonie 2008/2009 pojawił się trzeci pakiet energetyczny, pojawiły się nowe regulacje unijne wzmacniające mechanizmy współpracy dotyczące bezpieczeństwa dostaw, część państw zaczęła intensywniej myśleć i działać na rzecz zmniejszenia zależności od dostaw gazu z Rosji. Po raz kolejny Rosjanie mogliby ponieść poważny uszczerbek.
Trzeba pamiętać, że Rosjanie jako dostawcy są od nas uzależnieni o wiele bardziej niż my od nich jako odbiorcy. Udział Gazpromu w rynku, w zeszłym roku rekordowy – to 35 procent. Europa, liczona z Turcją – to ok. 84 % procent rynku eksportowego Rosji.
Pytanie, czy Rosjanie będą zatem ryzykować gazowy kryzys, bo potem z pewnością część krajów postara się od nich jeszcze bardziej uniezależnić.
Pytanie, czy taka kalkulacja zostanie przez nich uznana za racjonalną. Wiadomo z drugiej strony, że czasem Kreml potrafi nas zaskakiwać, podejmując decyzje z naszego punktu widzenia nieracjonalne.
Pytanie, jakiego rodzaju korzyści będą wliczać w rachunek i jak je ważyć.
W Azji Rosja buduje sobie gazową alternatywę, ona jednak jest pozorna. Wolumeny, które będą tam przysyłane po uruchomieniu w grudniu 2019 roku gazociągu Siła Syberii będą nieporównywalne z tym wysyłanymi do Europy. Rynek europejski będzie więc dla nich absolutnie strategiczny co najmniej w ciągu najbliższej dekady.
Nie sądzę zatem, by Rosjanie zdecydowali się na radykalne kroki. Jednak z pewnością będą starali się stworzyć wrażenie, że czeka nas kryzys. I będą dodawać, że on wynika z nieodpowiedzialnej polityki ukraińskiej i z tego, że niektóre państwa i instytucje europejskie zachowują się nieodpowiedzialnie, blokując dobre, korzystne dla wszystkich nowe szlaki tranzytowe. Tego można spodziewać się do końca roku, do końca negocjacji.
W przypadku Europy – jak pan wspomniał, to 35 procent. Czy się dywersyfikujemy, czy trochę się w tym ociągamy?
Trzeba pamiętać, że każdy kraj prowadzi samodzielną politykę w zakresie zaopatrzenia w surowce energetyczne, w tym w gaz. Unia Europejska nie koordynuje zakupów gazu, więc ciężko rozliczać ją z tego, na ile skutecznie przebiega proces dywersyfikacji źródeł dostaw do poszczególnych państw UE. Tym samym mamy z jednej strony kraje, które systematycznie zwiększają zakupy surowca z Rosji, jak Niemcy czy Austria i państwa, które chcą zależność od zakupów z Rosji zmniejszyć – jak Polska, czy Litwa.
Rosyjski, wciąż wysoki udział w rynku, jest więc konsekwencją tego, że spora część krajów postrzega Rosję jako najlepsze dla siebie źródło dostaw surowca.
Warto jednak także odnotować rosnące znaczenie LNG i szczególnie obserwowany w ostatnim okresie wzrost importu gazu skroplonego na europejski rynek. Czy i na ile ten trend się utrzyma , będzie zależało od wielu czynników, w tym od cen kształtujących się na regionalnych rynkach gazowych (Ameryka Północna, Azja, UE).
Wspomniał pan kilka razy, że wiele zależy od popytu na rosyjski gaz. Czyli zależy on nie tylko od dywersyfikacji.
Także od rozwoju gospodarczego poszczególnych krajów, założenia ich polityki energetycznej, warunków pogodowych etc..
I jeszcze przy okazji OPAL-u, jak czytamy w analizie OSW, warto pamiętać o kwestii Nord Streamu 2. I to, jak tutaj należy podkreślić, w Pana ocenie główny wniosek, jaki powinniśmy wyciągnąć po orzeczeniu ws. OPAL-u.
Nie wiadomo oczywiście nigdy, jak w konkretnej sprawie zachowa się sąd. Ale orzeczenie TSUE otwiera potencjalnie bardzo ciekawe możliwości jeśli idzie o walkę z Nord Stream 2; chodzi o dwie fundamentalne kwestie dotyczące tego projektu.
Po pierwsze, zakładając, że zostanie ukończony (choć Dania nie wydała jeszcze pozwolenia na budowę na swoim terytorium) to orzeczenie TSUE utrudni KE akceptowanie wyłączeń dla NS2 spod prawa unijnego, w szczególności z zasady TPA (czyli tzw. zasady dostępu strony trzeciej). To może mieć poważne implikacje, gdy pojawiłaby się kwestia wyłączenia ograniczeń wynikających ze znowelizowanej dyrektywy w sprawie NS2.
Orzeczenie TSUE formuje pewną linię decydowania o takich sprawach
Orzeczenie TSUE zawęża możliwości KE w tej sprawie. W procedurze zatwierdzania ewentualnych wyłączeń spod unijnego prawa, KE musiała być brać pod uwagę, w ramach potwierdzonej przez TSUE zasady solidarności energetycznej, obiekcje państw członkowskich przeciwnych projektowi.
Jest i poziom drugi, który dziś nie jest powszechnie sygnalizowany, ale moim zdaniem to ścieżka, nad którą warto by się zastanowić.
Jeśli w orzeczeniu TSUE orzekł, że w orzeczeniu dla OPAL-u nie uwzględniono interesów innych państw, polityk energetycznych innych państw, to per analogiam mamy taką samą sytuację, a nawet w poważniejszym wymiarze, jeśli chodzi o stosunek części państw UE do Nord Streamu 2. Sprzeciw wobec inwestycji ze strony Polski, państw bałtyckich jest bardzo duży.
Można zadać pytanie, jak podważyć legalność tego projektu, jak go uniemożliwić - od strony prawnej?
Wyrok Trybunału otwiera tu bardzo ciekawą ścieżkę. Nord Stream 2 realizują teoretycznie firmy prywatne – czyli tak naprawdę firma szwajcarska kontrolowana w 100 procentach przez Gazprom. Wspierane są finansowo przez firmy z zachodniej Europy, które wspólnie z Gazpromem ten projekt forsują.
Rurociąg powstaje w części na terenie państw członkowskich UE. Wydają one pozwolenia na budowę – przy tym jak zaznaczaliśmy wcześniej jedno państwo jeszcze tego nie zrobiło.
Powstaje pytanie, czy wydawanie pozwoleń na budowę zgodnie z prawodawstwem tych krajów, wobec projektu który wywołuje sprzeciw i jest sprzeczny w interesami innych krajów UE, nie narusza zasady solidarności energetycznej, wyrażonej w Traktacie?
Można postawić takie pytanie. Nie wiem, jak zareagowałby TSUE. Jednak ocena zachowania poszczególnych organów administracyjnych państw UE wydających pozwolenia, mogłaby być potencjalnie przedmiotem oceny Trybunału.
W przypadku Danii – sytuacja jest jeszcze ciekawsza. W przypadku Niemiec, Szwecji, Finlandii – pozwolenia wydano i rurociąg został ułożony, co oczywiście nie wyklucza, że można to zakwestionować.
Ale Dania dostała do ręki potężny instrument, bo tam sprawa się jeszcze nie rozstrzygnęła. W prawie europejskim istnieje instytucja pytania prejudycjalnego. Może je zadać sąd państwa UE, w sytuacji gdy istnieje wątpliwość – czy na przykład wydane rozstrzygnięcie i charakter regulacji jest zgodne czy sprzeczne z prawem UE.
Skoro Duńczycy mają problem z wydaniem decyzji, wyrok TSUE stwarza im dodatkową ścieżkę działania.
To pytanie mogłoby wydłużyć wydawanie pozwolenia na budowę, opóźnić realizację Nord Streamu 2, a być może w ogóle nie dopuścić do finalizacji tej inwestycji.
Nie wiem, czy by tak było. To skomplikowana wielopiętrowa konstrukcja. Tutaj wiele zależy od szczegółów. Jednak orzeczenie TSUE, wzmacniające tak bardzo zasadę solidarności energetycznej – potencjalnie otwiera nowe ścieżki dla tych, którzy są przeciwni Nord Streamowi 2.
Rzeczywiście: gdy już to pan powiedział, to wydaje się oczywiste, że Duńczycy mając przed oczyma taki wyrok muszą się zastanawiać, czy pozwolenie jest tutaj zgodne z prawem UE, skoro już setki razy powtarzano, że Nord Stream 2 nie jest zgodny z zasadami solidarności energetycznej UE. Ale do tej pory nie można było oprzeć się tak konkretnie.
Ta kwestia jest do doprecyzowania na poziomie konkretnych działań. Jednak potencjał jest olbrzymi. Komisja Europejska bagatelizowała zasadę solidarności energetycznej, bo stwierdzała, że to polityczne deklaracje. Tymczasem TSUE nadał tej zasadzie niezwykle poważną rangę i to jest niezwykle cenne dla krajów naszego regionu.
Wcześniej nie rozważałem takiej możliwości, bo nie spodziewałem się, że TSUE wyda tak fantastyczne dla Polski orzeczenie. Miałem obawy , że będzie to kolejna odrzucona skarga. I warto szukać ścieżek związanych z tym orzeczeniem – zwłaszcza w przypadku tych krajów, które chcą konsekwentnie prowadzić batalię z tym projektem.
Orzeczenie otwiera nam zatem nowe korytarze działania.
Dobrze, że są niezależne europejskie sądy, które przyglądają się stosowaniu prawa. Dzięki temu można równoważyć różne interesy państw członkowskich, kiedy jest poczucie, że te interesy nie zostały dostatecznie zbalansowane, także w przypadku decyzji Komisji Europejskiej.
Z dr. Szymonem Kardasiem z Ośrodka Studiów Wschodnich rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl