Czego boi się Łukaszenka? Były urzędnik Pentagonu o tym, jak wprawiano w ruch relacje z Białorusią
Tradycja otwierania bufetów przy lokalach wyborczych sięga czasów Związku Radzieckiego. Były formą zachęcania wyborców do wzięcia udziału w głosowaniu. Wtedy w takich bufetach można było kupić deficytowe towary: kiełbasę czy dobre cukierki. Szefowa kuchni jednego z bufetów w Mińsku zachęcała korespondenta Polskiego Radia do kupna próbując mówić po polsku. - Wszystko jest. Mamy wyroby cukiernicze i mięsne. Można też napić się kawy i herbaty - mówi.
BUFETY WYBORCZE: GALERIA ZDJĘĆ >>>
Za oszkloną ladą chłodniczą leżały też kanapki z kiełbasą i rybami, a na stołach całe stosy ciastek, bułeczek i owoców. Osobno stały napoje alkoholowe: piwa, wina gazowane i wódki - wszystko białoruskiej produkcji i w przystępnych cenach. Nie wszyscy wyborcy pozytywnie oceniają jednak otwieranie bufetów na wybory.
"Po co są te bufety? To sowiecka tradycja" - mówiła jedna z głosujących. "Teraz w sklepach można kupić, co się chce, aby były tylko pieniądze. Po co to?".
Krytycy bufetów zwracają również uwagę, że lokale wyborcze często otwierane są w obiektach oświatowych, a sprzedaż alkoholu w szkole jest zupełnie nie na miejscu.
O bufetach
- My jesteśmy starej daty, nauczeni chodzić na wybory – mówili emeryci, którzy przyszli zagłosować w lokalu wyborczym w dzielnicy zbudowanej wokół Mińskiej Fabryki Traktorów. - Trzeba zagłosować, żeby wybrać godnego przedstawiciela - mówili.
- Dla mnie wybory to naprawdę jest święto – przekonywała pani Janina, która, jak mówiła, "w swoim czasie” angażowała się w prace komisji wyborczych.
Młodzieży w lokalach wyborczych jest zdecydowanie mniej. Państwowe gazety publikowały wprawdzie na pierwszych stronach zdjęcia głosujących studentów i przypominały o „obywatelskim obowiązku” oraz odpowiedzialności za przyszłość państwa, ale wielu młodych ludzi nie dało się przekonać.
- Nie wierzę, że to ma jakikolwiek sens. I tak już za nas wszystkich wybrali - powiedziała Jana, która pracuje w kawiarni. Jej koleżanka pytanie o wybory w ogóle potraktowała jako żart.
- Ludzie idą, idą. Wszystkiego najlepszego! Dzisiaj święto – mówił jeden z obserwatorów, przedstawiciel Białoruskiej Fundacji Pokoju, która działa od 1950 r.
Oprócz niego obserwatorami byli jeszcze przedstawiciel partii komunistycznej, Czerwonego Krzyża, stowarzyszenia weteranów z Afganistanu i Białoruskiej Partii Społeczno-Sportowej. Przedstawicieli opozycji nie ma. Wszyscy zapewniali, że wybory przebiegają bez zakłóceń.
Przed wejściem do lokalu wyborczego młodzi ludzie śpiewali piosenki w rytmie zbliżonym do disco polo, dalej można się było za darmo napić kawy i herbaty, kupić tanie bułeczki i ciastka z piekarni przy fabryce, a także alkohol.
- Tak patrzę, że bułki tanie, ale owoce i słodycze kosztują tyle samo, co w sklepie – oceniła jedna z pań.
Tort z mięsa
W głębi lokalu było jeszcze stoisko z pościelą i ręcznikami lnianymi. Ogólnie jednak zaopatrzenie w tym lokalu można było uznać za skromne w porównaniu np. z uniwersytetem kultury fizycznej, w którym głosował Alaksandr Łukaszenka.
Tam za przygotowanie bufetu odpowiadał Centralny Dom Towarowy. Portal TUT.by doniósł, że wystawiono tam imponujący „tort z mięsa” z różyczkami zwiniętymi z plastrów słoniny, dynie z wyciętymi patriotycznymi napisami oraz bogatą ofertę ryb i wyrobów garmażeryjnych.
"Chodzi o to, by wybory pozbawić treści politycznej"
Białoruscy niezależni obserwatorzy i aktywiści zwracają uwagę, że tradycja przeprowadzania wyborów jako „ludowego święta” jest pozostałością jeszcze z czasów sowieckich.
- Chodzi m.in. o to, żeby pozbawić je treści politycznej, a sprowadzić do jakiejś ludowej zabawy, imprezy” – mówił PAP Aleś Ancipienka, aktywista niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy.
Niezależni aktywiści, którzy prowadzą obserwację wyborów, mówią o fałszerstwach i poważnych nadużyciach. Od wtorku, gdy rozpoczęło się głosowanie przedterminowe, zarejestrowali ok. 600 nieprawidłowości, w tym zawyżanie liczby głosujących, nieprawidłowe zabezpieczenie urn, usuwanie z lokali niezależnych obserwatorów i pozbawianie ich akredytacji.
PAP/AIR/agkm