Więcej informacji na temat Białorusi: Raport Białoruś
Żeby zobaczyć fragmenty rozmowy wideo z Alesiem Michalewiczem i Mileną Michalewicz nagrane przez Skype, kliknij w ikonki kamery w ramce po prawej stronie. Żeby posłuchać rozmowy, kliknij w ikonkę megafonu.
Były kandydat na prezydenta Białorusi Aleś Michalewicz mówi, że w czasie pobytu w więzieniu KGB poddawano go drastycznym torturom. Opisał je w raporcie dla prokuratury i dla specjalnego sprawozdawcy ONZ do spraw tortur. Jako pierwszy zdecydował się ujawnić, co się dzieje za murami izolatora KGB w Mińsku, tzw. amerykanki.
Pytany, jak można pomóc opozycji, wskazuje na problem z adwokatami. Zaleca uwięzionym politykom i działaczom, żeby korzystali z pomocy kilku adwokatów. Ci ostatni także są zastraszani - adwokatowi Alesia Michalewicza odebrano licencję, co oznacza dla niego koniec kariery zawodowej. A według białoruskiego prawa tylko adwokat może spotykać się z więźniem w areszcie KGB. Można więc pomóc opozycjonistom pomagając im zebrać środki na pomoc prawną.
Aleś Michalewicz, by wyjść z więzienia, musiał podpisać sprawozdanie o współpracy z KGB jako tajny agent. Zrobił to jednak tylko po to, żeby móc opowiedzieć innym co dzieje się w więzieniu. Został zwolniony z aresztu dopiero po dwóch miesiącach, 19 lutego. Opozycjonista czeka teraz na rozprawę, w związku z wiecem przeciw Łukaszence oskarżony jest o organizację i udział w masowych zamieszkach, za co grozi mu do 15 lat pozbawienia wolności. Podobne zarzuty ma usłyszeć jeszcze kilkudziesięciu działaczy opozycji. W pierwszym procesie aktywista Wasyl Parafiankou został skazany na 4 lata kolonii karnej o zaostrzonym rygorze.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Przeczytaj rozmowę z Alesiem Michalewiczem, kandydatem na prezydenta w wyborach na Białorusi:
------------------------------------------------------------------------------------------------
Zdecydował się Pan ujawnić na konferencji prasowej w Mińsku, że w czasie dwumiesięcznego pobytu w więzieniu KGB był Pan często torturowany, przetrzymywany w nieludzkich warunkach. Napisał Pan o tym sprawozdanie dla ONZ i prokuratury. Chciałabym zapytać co się działo kiedy Pan był w więzieniu i dlaczego zdecydował się Pan o tym opowiedzieć?
Około trzeciego, czwartego dnia mojego pobytu w wiezieniu, przyjechali tam ludzie, którzy nie byli pracownikami aresztu śledczego. Byli to wojskowi, ale bez żadnych oznaczeń. Od początku zaczęli kierować całym procesem. Wywozili nas z celi do oddzielnego pomieszczenia, gdzie stawiali nas, rozsuwając nam nogi obok ściany. Musiałem siadać prawie w szpagacie. To było naprawdę bardzo bolesne. Jak się okazało, to był dopiero początek. Ponieważ odmówiłem współpracy z ludźmi z KGB – przeniesiono mnie do innego więzienia, MSW, gdzie były o wiele gorsze warunki, na przykład 15 osób na 8 miejsc sypialnych. Ale tam zdążył przyjść do mnie mój adwokat, bo otrzymał informację od innego prawnika, że tam jestem i może się ze mną się spotkać.
Już 10 stycznia wróciłem do aresztu śledczego KGB. Pierwszego dnia, gdy mnie tam przywieźli, ludzie w przebraniu i w maskach, również nie byli to pracownicy więzienia KGB, zakuli mi ręce z tyłu w kajdanki. Podnoszono mi ręce aż tak wysoko, że nie wytrzymywały kości, było to bardzo bolesne. Chcieli, żebym powiedział, że będę robił wszystko, czego domagało się KGB.
W ciągu jednego dnia, 10 stycznia, przeżyłem to kilka razy. Były oczywiście elementy presji psychologicznej. Przez półtora miesiąca nie otrzymywałem listów od rodziny. Pierwsze listy przynieśli pracownicy KGB, przedstawiając mi to jako swoją dobrą wolę, że zaczynam dostawać listy. Pewnego razu przyszedł list bez adresu zwrotnego. Tam było napisane, żebym uważał, że mam dla kogo żyć, mam żyć dla żony, dzieci i swoich córek, żebym uważał na siebie. Presja była totalna. Przede wszystkim jednak, stosowano tortury fizyczne. Funkcjonariusze zobaczyli, że na mnie nic innego nie działa: nie ma znaczenia dla mnie, gdzie i ile śpię, nie ma znaczenia, że nie ma ubikacji w celi więziennej. Zaczęli stosować bezpośrednią presję.
Czy to się często powtarzało?
W moim przypadku chyba z pięć razy. Trzeba jeszcze powiedzieć, że w czasie gdy wywozili całą celę do większego pomieszczenia, było strasznie zimno, Zmuszano nas, by stać bez ubrania, po 40 minut pod ścianą, trzymając ręce wysoko na górze, nogi maksymalnie rozsunięte w szpagat.
Pana i Pana współwięźniów,,
Współwięźniów też. Oni też to widzieli, i też to na nich praktykowali. Jeden z kolegów, który siedział w więzieniu, miał zawał serca, ale dla niego były takie same warunki. Stał goły bez ubrania w tej celi.
To byli też więźniowie polityczni?
Ja siedziałem tylko z innymi więźniami. Nie byli to jednak więźniowie kryminalni. U nas są też np. więźniowie gospodarczy, których ja traktuję jako politycznych.
Panu udało się wyjść z więzienia, bo podpisał Pan zobowiązanie.
Jedyną możliwością, by wyjść z więzienia jest podpisanie zgody na współpracę z Komitetem Bezpieczeństwa Państwowego w charakterze tajnego agenta. Zgodziłem się, nie przez tortury, ale żeby opowiedzieć o torturowaniu, o tym co się robiło ze mną, i co najprawdopodobniej robi się z innymi więźniami. Jestem przekonany, że nimi jest podobnie. Niektórzy więźniowie nie mogli się spotkać z adwokatami przez dwa miesiące. To naprawdę coś strasznego, bo przez te dwa miesiące można zrobić bardzo dużo. Dużo złego.
Napisał Pan o tym sprawozdanie do prokuratury.
Tak, ale nie wierzę, że w prokuraturze coś naprawdę zbadają. Napisałem też do pełnomocnika do spraw tortur w ONZ. Na to naprawdę liczę, że oni zareagują.
To naprawdę drastyczne przypadki, te które Pan opisuje. Czy wcześniej były tego rodzaju relacje z więzień?
To się zaczęło parę dni po tym, gdy więźniowie przyjechali do aresztu śledczego. Wcześniej zawsze to był areszt, gdzie przynajmniej białoruskie ustawy stosowano. Nie słyszałem, żeby ktoś mówił, że takie rzeczy tam się dzieją.
Pan jest objęty tajemnicą śledztwa. Mimo to uznał Pan, że warto o tym powiedzieć?
Absolutnie. Oni robią wszystko, żeby te informacje nie dotarły do opinii publicznej. Ci wszyscy, których wyzwalają z więzienia „pod podpiskę”, jak to się u nas mówi, to znaczy, nie mają prawa wyjeżdżać poza miasto, muszą w każdym momencie być dostępni dla KGB. Chodzi o to, żeby ci ludzie milczeli, żeby nie mówili, co tam zobaczyli. Oni uważali, że dla mnie to nie wystarczy. Dlatego zmusili mnie, żebym podpisał umowę o współpracy. Sądzili, że to będzie gwarancja mojego milczenia.
Jak można pomóc tym więźniom, którzy jeszcze zostali w celach? Pan próbuje pomóc, nagłaśniając swoją sytuację. To jest też takie wołanie o pomoc dla nich. Ale co można dla nich zrobić na Białorusi, czy w Polsce czy w Europie?
Mój adwokat, który pracował dla mnie, stracił licencję. Nie ma prawa uprawiania zawodu adwokata. Podobnie jak jego matka, która nie uczestniczyła w tej sprawie, ale trzeba zrobić tak, żeby oni ucierpieli. Wszystko się robi, by adwokaci bali się opowiadać torturach, o tym czego dowiedzą się od więźniów. Sądzę, że bardzo ważne, żeby każdy z tych ludzi spotykał się nie z jednym adwokatem, tylko żeby było dwóch-trzech adwokatów, żeby któryś z tych adwokatów mógł zacząć mówić o tym, co się dzieje w więzieniu. Jeśli jest możliwość okazania pomocy bezpośredniej finansowej dla adwokatów. Żeby rodziny mógł wynająć adwokatów, żeby oni mogli mówić o tym, co się dzieje. To jest naprawdę bardzo ważne. Bo według naszej ustawy oficjalnie tylko adwokat może rozmawiać z więźniem w czasie aresztu śledczego.
Rodzina może tylko jeśli KGB zgodzi się na to. A na pewno się nie zgodzi. Adwokaci to jeden z najważniejszych momentów. Najważniejsze jednak jest nagłaśnianie, mówienie o tym, że takie rzeczy się robią. Takie rzeczy się zdarzają.
Z Alesiem Michalewiczem i Mileną Michalewicz rozmawiała Agnieszka Kamińska, polskieradio.pl