Andrzej Poczobut jest oskarżony z dwóch artykułów: o znieważenie i zniesławienie głowy państwa. Sprawa dotyczy ośmiu artykułów dziennikarza w "Gazecie Wyborczej", jednego na opozycyjnym portalu internetowym "Biełorusskij Partyzan" i jednego na prywatnym blogu.
Protest przed sądem
Milicja ostrzegała ludzi, którzy czekali przed sądem na wyrok ws. Andrzeja Poczobuta, że biorą udział w niedozwolonym mityngu.
Przed budynkiem było ok. 70 osób, w tym działacze nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB), bliscy dziennikarza, dziennikarze. Członkowie ZPB trzymali w rękach gazety organizacji z portretem Poczobuta i dużym tytułem "Andrzej Poczobut z więzienia: "Nie złamią mnie. Przyszedł milicjant i uprzedził wszystkich obecnych, byśmy nie mityngowali" - powiedziała dziennikarzom jedna z kobiet. Dodała: "Ale my nie mityngujemy, chcemy tylko wejść do środka, na sąd, do Andrzeja. Ten proces toczy się trzeci tydzień, ale nikt z nas, nawet z jego rodziny, nie może wejść. Nie mityngujemy; nikt nic nie mówi, nie wykrzykuje. Jesteśmy solidarni z Andrzejem" - podkreśliła.
Zgromadzeni, tak jak we wcześniejszych dniach procesu, modlili się po polsku, a potem śpiewali pieśni religijne.
Więzień sumienia
Proces toczy się przy drzwiach zamkniętych. Sąd odrzucił podczas kolejnych rozpraw wnioski obrony i oskarżonego o wezwanie świadków i ekspertów.
W obronie Andrzeja Poczobuta wypowiadali się przedstawiciele Unii Europejskiej, Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), polskie władze jak i politycy opozycji. Organizacja obrony praw człowieka Amnesty International uznała Poczobuta za więźnia sumienia.
to