Żmicier Bandarenka został skazany na dwa lata więzienia w związku z udziałem w demonstracji po wyborach 19 grudnia. Był w sztabie jednego z kandydatów na prezydenta, Andreja Sannikawa. Tego ostatniego skazano na pięć lat kolonii karnej.
Julia Bandarenka mówi, że ojciec miał już wcześniej problemy ze zdrowiem, teraz jego stan się pogorszył. - Druga noga go mocno boli, bardzo cierpi przez to – mówi. Jak dowiedziała się rodzina, Źmicier Bandarenka trafił w ostatnich dniach do szpitala, nie wiadomo jednak, jaką pomoc mu okazano. Rodzina nie wie, jaki jest stan zdrowia więźnia, nie wie, co jest mu potrzebne. – Jakąś pomoc otrzymuje, ale nie wiemy, na czym ona polega – mówi Julia. Rodzina chce, żeby zalecono potrzebne badania, ustalono, co dolega Źmicierowi Bandarence i podjęto decyzję, czy potrzebna jest operacja.
Nie wiadomo, czy przeniesienie do szpitala można odczytywać jako znak, że władze więzienia zdecydowały się nie lekceważyć więżnia, o którym piszą media na świecie – zaznacza Julia. - Może jednak jest z nim tak źle, że nie mieli wyjścia – powiedziała. Dodaje, że władze więzienia wcześniej nie chciały posłać go do szpitala. A opozycjonista, kiedy siedział w celi, nie mógł położyć się w ciągu dnia, mimo że tego potrzebował, bo dyscyplina więzienna wymagała aby siedział lub stał.
Julia Bandarenka poinformowała także, że adwokat złożył odwołanie od wyroku i 15 lipca odbędzie się pierwsza rozprawa.
Źmicier Bandarenka był w tych wyborach mężem zaufania Andrieja Sannikawa, wcześniej zakładał niezależne Radio 101,2 FM, które władze zlikwidowały. Koordynował też akcję społeczną Europejska Białoruś.
Z Julią Bandarenką rozmawiała Agnieszka Kamińska, Raport Białoruś, polskieradio.pl