Od dwóch do kilku tysięcy osób wzięło udział w mityngu opozycji, który odbył się w Mińsku na zakończenie kampanii wyborczej. Na demonstracji opozycja sprzeciwiła się wyborczym fałszerstwom i zachęcała Białorusinów, by nie dali się zastraszyć i walczyli o wolność demokrację, nie schodzili z drogi ku wolności. Akcja zaczęła się wiecem na placu Wolnosci obok ratusza, potem pochód głównym prospektem Mińska (prospektem Niezależności) przeszedł na plac Jakuba Kołasa. Wiele osób dołączało się do marszu.
Skandowano pod adresem szefa państwa Aleksandra Łukaszenki "Odchodź” oraz "Niech żyje Białoruś” i "Wierzymy, możemy, zwyciężymy”. Niesiono plakaty, np. "Łukaszenka, czeka cię Majdan”. Wiele osób niosło biało-czerwono-białe tradycyjne flagi Białorusi.
Działacze opozycyjnej organizacji Młody Front nieśli plakaty z cytatami laureatki Nagrody Nobla Swietłany Aleksijewicz: "Oczywiście chciałabym, żeby Białoruś była podobna do krajów skandynawskich, albo chociażby do państw nadbałtyckich” i "Nie jestem człowiekiem barykad, ale cały czas mnie tam ciągnie. Bo wstyd, wstyd mi za to, co się dzieje”.
Liderzy opozycji zapowiedzieli, że nie planują żadnych akcji na niedzielę, czyli dzień wyborów prezydenckich. Zapowiadali jednak, że dalej będą walczyć o wolność Białorusi.
Jednak po manifestacji, jeden z działaczy Ruchu Solidarności "Razem" Aleś Makajeu, powiedział portalowi Karta 97, że ludzie zapewne sami przyjdą na plac Październikowy, po zamknięciu wyborczych lokali, o godzinie 20 lokalnego czasu.
print screen z materiału filmowego Radia Swaboda; svaboda.org
"Fałszerstwa są oczywiste, a kandydaci milczą"
Mikoła Statkiewicz, którego grupy inicjatywnej (komitetu wyborczego) nie zarejestrowano, powiedział dziennikarzom, że choć fałszerstwa są oczywiste, żaden z kandydatów na liście nie protestuje przeciw temu i nie odwołuje się do społeczeństwa, nie wzywa ich na Płoszczę (plac w Mińsku, gdzie zwykle odbywają się protesty, red.)
Podkreślił, że nie jego zdaniem powinno się iść na wybory.- Nie ma kandydatów, którzy chcą walczyć o zwycięstwo. Dla wszystkich jest jasne, że ma miejsce bezprecedensowa i oczywista falsyfikacja (…) ( A oni) nie reagują na te fałszerstwa – powiedział. Dodał, że akcja miała charakter moralny, bo zupełnie co innego, gdyby któryś z kandydatów wzywał Białorusinów do protestu. A tymczasem milczą - więc to oznacza, że zgadzają się z tym, co się dzieje. Dodał, że opozycja stara się przynajmniej poszerzać przestrzeń wolności, sprawić, żeby Białorusini byli mniej zastraszeni.
Pytany przez dziennikarzy o sankcje, powiedział, że będzie to zależeć od zachodnich krajów, na ile będą wierne swoim wartościom, które leżą u ich fundamentów.
Uładzimir Niaklajeu: nigdy nie zawrócimy ze szlaku wolności
- Zawsze trochę się spóźnialiśmy. Ale nie zatrzymamy się na tej drodze. Białoruś nigdy nie zawróci ze szlaku do demokracji i wolności – mówił z kolei Uładzimir Niaklajeu, pisarz i poeta, były kandydat na prezydenta Białorusi.
Oglądać manifestację na żywo można dzięki transmisji Radia Swabody:
VIDEO
Uładzimir Niaklajeu mówił, że w tym roku wyjątkowo energicznie zaganiano wszystkich kogo się dało, na wybory. - Z naszego kraju (Łukaszenka) stworzył prywatne przedsiębiorstwo. Przez zakłady i instytucji państwowe kontroluje całe społeczeństwo Wszyscy znajdą się w zależności o państwa. U ludzi praktycznie nie ma wyboru – jeśli chcą mieć czym karmić swoją rodzinę – tak tłumaczył obecną sytuację Białorusinów.
Co będzie jutro jest całkiem zrozumiałe, trzeba myśleć co będzie po 11 października. A co będzie – myślę, że najtrudniejszy czas w całej historii naszego państwa - powiedział.
Niaklajeu podkreślał, że opozycja od samego początku wzywała do tego, by Białoruś dołączyła do europejskiego kierunku, szła w kierunku Europy, rozumiała, że sojusz z Rosją, do której ciągnie Białoruś Łukaszenka to „droga na dno”. Pytany o sankcje zaznaczył, że Łukaszenka niszczył język, kulturę, ludzi, a na razie niczego nie zrobił (w zakresie demokratyzacji).
Niaklajeu był pytany o akcję opozycji 11 października - Planować akcje można, jeśli znasz siłę, która ją podtrzyma. Ludzie są mocno zastraszeni przez państwową propagandę, która przekazywała im, że jeśli posłuchają opozycji, będzie to co w Ukrainie, krew i wojna. Reżim zastraszył ludzi. Oni myślą, że mają na ramionach głowę, a tak naprawdę w istocie mają zamiast głowy telewizor – zaznaczył. Dodał, że wyjście na plac z taką liczbą ludzi, jaka obecnie jest skłonna poprzeć protest, to "wystawienie" tych ludzi reżimowi.
Uładzimir Niaklajeu powiedział, żeby nie iść na wybory. - Przedterminowe glosowanie to stuprocentowa falsyfikacja – podkreślił. Mówił, że na poprzednich wyborach w ogóle nie liczono głosów. Wszystkie były podliczone na podstawie napisanych wcześniej protokołów – dodał. Zaznaczył, że i te wybory są już sfałszowane.
Podobnego zdania o wyborach był Dzianis Sadouski, koordynator niezależnej kampanii „Prawo wyboru”, który brał udział w marszu. – Nie można ich uznać – powiedział dziennikarce Radia Swaboda.
Anatol Labiedźka mówił, że jedyne wyjście to wolne i demokratyczne wybory. - Nikt tego jednak nie przyniesie Białorusi na spodeczku – to muszą zrobić sami Białorusini – zaznaczył. Podkreślił, że sytuacja gospodarcza i polityczna na Białorusi jest "nienormalna", wiele razy dochodziło do dewaluacji rubla białoruskiego etc.
Ostatni wiec kampanii
Opozycjoniści powiedzieli również, że nie organizują akcji w dzień wyborów żeby chronić ludzi - o północy kończy się agitacja wyborcza. Pojawiła się z ich strony zapowiedź, że teraz walczyć o zmianę prawa, dotyczącego wyborów parlamentarnych. Jeśli to się nie uda - będą myśleć o innych metodach walki.
Uładzimir Niaklajeu, Mikoła Statkiewicz, Anatol Labiedźka organizowali ostatnio w Mińsku pikiety, na które nie uzyskali zgody władz. Wiec na rzecz wolnych wyborów na placu Wolności 23 września i kolejny przeciwko planom rozmieszczenia na Białorusi rosyjskiej bazy wojskowej 4 października zgromadziły po około 500-1000 osób. Organizatorzy, a także niektórzy inni uczestnicy akcji, zostali ukarani bardzo wysokimi grzywnami. Zwykle tego rodzaju procesy kończyłyby się aresztami, jednak zapewne ze względu na międzynarodowych obserwatorów przed wyborami tym razem poprzestano na karach finansowych.
Organizatorzy podkreślili, że akcje odbywały się na mocy prawa zapisanego w konstytucji i chcieli przywrócić wolności jej przestrzeń i poszerzać ją, dla dalszej walki o niezależną, demokratyczną, pokojową Białoruś.
Na poniedziałek liderzy opozycji zapowiedzieli, że w poniedziałek zorganizują konferencję, na której przedstawią swoje dalsze plany.
Wybory w niedzielę
W niedzielnych wyborach prezydenckich na Białorusi startuje czworo kandydatów, w tym ubiegający się o piątą kadencję prezydencką urzędujący szef państwa Aleksander Łukaszenka, reprezentantka umiarkowanej opozycji, działaczka kampanii „Mów Prawdę!” Tacciana Karatkiewicz, a także szef uważanej za lojalną wobec reżimu Łukaszenki Partii Liberalno-Demokratycznej Siarhiej Hajdukiewicz i naczelny ataman Białoruskiego Kozactwa i szef Białoruskiej Partii Patriotycznej Mikałaj Ułachowicz.
Karatkiewicz nie jest popierana przez większość białoruskich partii opozycyjnych, które twierdzą, że start w wyborach oznacza legitymizację reżimu Łukaszenki i apelują o bojkot głosowania.
Demonstracja po zakończeniu poprzednich wyborów prezydenckich w 2010 roku zakończyła się brutalnym rozpędzeniem przez milicję. Zatrzymano setki osób i wiele trafiło do więzienia. Statkiewicz, którego skazano na 6 lat pozbawienia wolności za "organizowanie masowych zamieszek", wyszedł z więzienia dopiero 22 sierpnia bieżącego rok
PolskieRadio.pl/PAP/IAR/svaboda.org/Charter97.org/agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś, serwis portalu PolskieRadio.pl