Aleksander Łukaszenka wygłosił pięciogodzinne przemówienie: stwierdził w nim m.in., że lekarstwem na problemy Białorusi może być wstrzymanie importu i samowystarczalna gospodarka.
Szef państwa mówił, że na Białorusi „można coś kupić i jest co jeść”. – Nie ma pieniędzy? W ciągu kilku lat wydobędziemy się z tego – mówił Aleksander Łukaszenka. – A jeśli dojdzie do katastrofy, to zamkniemy granicę, odejdziemy od importu, będziemy nabywać tylko to, co niezbędne. Nie daj Boże oczywiście. Jednak będziemy mieli swoje (produkty) – kontynuował.
Na konferencję nie wpuszczono niezależnych mediów – to jest m.in. „Naszej Niwy”, ‘Karty 97” i innych. Aleksander Łukaszenka powiedział za to, że z dwoma tytułami, wobec których ministerstwo informacji wydało ostrzeżenia, zajmie się sąd. Chodzi o „Naszą Niwę” i „Narodnają Wolę”.
Szef państwa wskazał winnych pogłębiającego się kryzysu gospodarczego kraju: to niezależni dziennikarze. Według niego media odpowiadają za panikę, jaka powstała w wyniku dewaluacji rubla białoruskiego.
Łukaszenka nie pominął w swojej przemowie protestów zwoływanych w ostatnich tygodniach przez sieć, przez Facebooka i inne portale społecznościowe. - Teraz próbuje się rozbić Białoruś trochę innymi metodami, między innymi za pośrednictwem tego śmietnika, jakim jest internet. To nowe podejście, które już zyskało aprobatę w niektórych państwach - powiedział. - Już stoją i się ślinią, żebyśmy jak najszybciej upadli. Ale do tego nie dojdzie - zapewnił Łukaszenka.
Szef białoruskiego państwa mówił też o perspektywach prywatyzacji. – Powiadają nam, że reforma to prywatyzacja. Nie mam nic przeciw sprzedaży przedsiębiorstw, byle drożej. Tym bardziej, że to nie moje – oświadczył. Powiedział, że nie neguje ich sprzedaży, jeśli ktoś ma pieniądze i będzie te firmy rozwijał.
Aleksander Łukaszenka wiele czasu poświęcił wsi i rolnictwu. Media cytują między innymi wypowiedź o gorącej wodzie w wiejskim gospodarstwie, „aby dojarka mogła położyć się w łóżku koło swojego mężczyzny, umyta”.
agkm, nn.by, pap