- Męczę się, kiedy słyszę, że komuś jest gorzej ode mnie - mówi Tymon Tymański Raportowi Białoruś, pytany dlaczego zdecydował się pomóc uwięzionym Białorusinom. Mówi, że to dopiero początek, myśli o koncertach na rzecz represjonowanych politycznie na Białorusi. - Akcji trzeba nadać trochę ciała - zauważył. I zaapelował do wszystkich o pomoc, wedle indywidualnych możliwości.
Tymon Tymański wziął udział w akcji Amnesty International, która ma zwrócić uwagę opinii publicznej na los więźniów białoruskich, przeciwników politycznych Aleksandra Łukaszenki, skazanych na lata wiezienia po demonstracji 19 grudnia w wieczór po wyborach prezydenckich. Amnesty International zorganizowała happening: najpierw poinformowano o zatrzymaniu Tymona przez nieznanych sprawców, potem ujawniono, że akcja miała zwrócić uwagę ludzi na bezprawne zatrzymania i wyroki na Białorusi.
W Polsce problem Białorusi jest nieco schowany, mimo że jeszcze w latach 80-tych sami walczyliśmy o wolność. Tymon Tymański uważa, że ludzi uśpiło 20 lat względnego komfortu, a innym powodem takiego zobojętnienia na problemy innych jest ciężka codzienna praca. Tymczasem pomoc dla Białorusinów nie wymaga wielkiego wysiłku ani wielkiego poświęcenia: to czasem kilka telefonów, zorganizowanie akcji zbierania podpisów, organizacja koncertu - przekonuje.
Mówi, że wiele osób nie wie o represjach politycznych, jakie spadają na Białorusinów. - Na pewno, jeśli społeczeństwo dowie się, że po tamtej stronie granicy są ludzie, którzy bardzo ciężko walczą o wolność, będzie reakcja - uważa Tymon.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozmowa z Tymonem Tymańskim, muzykiem i wokalistą
Raport Białoruś: Dlaczego pan wziął udział w akcji Amnesty International? Skąd zainteresowanie Białorusią?
Tymon Tymański: Zawsze biorę udział w akcjach Amnesty International, jeżeli dotyczą one tematów, które są mi bliskie. Wychowałem się w kraju, w którym więzienie ludzi, internowanie, było na porządku dziennym. Stąd jestem na to bardzo czuły. To są różne akcje, na przykład na rzecz wyprowadzenia wojsk z Afganistanu. Brałem udział w akcjach przeciwko olimpiadzie pekińskiej, obozom pracy w Chinach. Jestem dość aktywny politycznie. Jak to muzycy, liberalni, staram się brać w takich akcjach udział, lekko, tak z lewacka do tego podchodzić, działać współczująco. Gramy też dwie-trzy imprezy darmowe w roku.
Muszę powiedzieć, że z dużą przykrością śledziłem historię Andrzeja Poczobuta, zastanawiałem się, do czego to może doprowadzić. Codziennie z poczuciem winy czytałem, ze Poczobut jest przesłuchiwany że będzie miał proces, że proces jest sfingowany, że dostanie parę lat więzienia. Przyglądałem się z uwagą odwadze tego pana i myślałem o nim bardzo ciepło.
To pewnie dopiero początek działań dla Białorusi. Trzeba będzie tej akcji nadać trochę ciała. Myślę, że spróbujemy zrobić zrobimy darmowy koncert w Gdańsku, może pod egidą Amnesty International. Trzeba będzie pomyśleć, jak to zorganizować sensownie, żeby para nie poszła w gwizdek.
Raport Białoruś: Polskie społeczeństwo nie wie zbyt wiele o Białorusi, i być może w związku z tym nie interesuje się tym tematem tak bardzo, jak można by się spodziewać, zważywszy na naszą historię, lata walki o wolność.
Powiedzmy sobie szczerze - część ludzi pozasypiała w wygodzie i komforcie 20-lecia wolności, które nam przyniosło względny spokój, i może nie luksus, ale rodzaj satysfakcji z pracy. Z drugiej strony każdy ma kredyt na samochód, mieszkanie. Radzimy sobie całkiem nieźle, ale pracujemy za dużo. Przez to, że pracujemy za dużo, nie chcemy słyszeć o tym, ze ktoś może mieć dużo gorzej, ktoś mieszkający po sąsiedzku.
Obywatelska powinność wymaga jednak, żeby mimo zmęczenia, mimo że nie mamy siły - zareagować. Jakakolwiek nie byłaby to pomoc, to uważam, że Polacy powinni się organizować i pomagać sąsiadom, bo to są ludzie bardzo nam bliscy, są w tej samej sytuacji co my 20 lat temu. Jeżeli nie pomożemy im, nie będziemy mogli liczyć na pomoc kogoś innego. Tak to jest w historii.
Przechodzą przez to, co my przeżywaliśmy tak niedawno. Tymczasem ludzie nawet jeśli czytają o losach białoruskich opozycjonistów, to myślą sobie "co ja mogę dla nich zrobić, w jaki sposób mógłbym im pomóc". Niektórzy wycofują się, odcinają od tego problemu.
Nie chcę się kreować na wybitnego działacza społecznego. Zawsze męczy mnie, że ktoś może mieć gorzej ode mnie i staram się zagrać te trzy koncerty darmowe w roku. Robię to z przyjemnością. To są różne sytuacje: to dla kolegi, to dla Haiti, to dla rodziny kogoś, kto zginął. Mam wielu kolegów w Trójmieście, i jazzmanów i rockmanów, którzy chętnie i ochoczo z serca przychodzą pomagać.
Białoruś jest tematem w tym zakresie dość świeżym - ale opinia publiczna jest coraz bardziej zbulwersowana sytuacją w tym kraju.
Chodzi o zaangażowanie ludzi, którzy mają trochę więcej współczucia i trochę więcej energii niż normalny śmiertelnik, który przychodzi do domu o godzinie 16, zzuwa buty, gotuje sobie serdelki z musztardą, kładzie nogi na stół i ogląda telewizję. Osoba, która ma więcej energii, może zrobić jakiś koncert, wykonać parę telefonów, wymyślić jakąś akcję. To nic nie kosztuje. Nie tracimy zębów. Nikt nam nie łamie pał na plecach. Na pewno podpisy, lub nawet pieniądze, zebrać jest stosunkowo łatwo.
Nie jest to żaden wysiłek. Na pewno będzie reakcja, jeśli ludzie dowiedzą się, że po tamtej stronie granicy są ludzie, kórzy bardzo ciężko walczą o wolność, tak jak robili nasi wujkowie i dziadkowie.
Mam przyjaciół, którzy w tamtych czasach odnieśli bardzo poważne uszczerbki na zdrowiu. Rozmawiałem z nimi, oni uważają, że trzeba działać, znieczulica donikąd nie doprowadzi.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Z Tymonem Tymańskim rozmawiała Agnieszka Kamińska, Raport Białoruś, portal polskieradio.pl