- To kolejna fałszywka - tak Uładzimir Niaklajeu, były kandydat na prezydenta Białorusi, skomentował oskarżenie Polski przez mińską telewizję o finansowanie demonstracji białoruskiej opozycji po wyborach prezydenckich w grudniu 2010 roku. Film próbuje forsować tezę, powołując się na rzekomą depeszę polskiego MSZ, że to ... Polska stoi za manifestacjami przeciw sfałszowanym wyborom na Białorusi.
We wyemitowanym w niedzielę filmie zatytułowanym "Lekcje polskiego", pokazanym przez pierwszy program Białoruskiej Telewizji, pojawia się teza, że kampania obywatelska "Mów Prawdę", którą kieruje Niaklajeu, otrzymała z Polski 80 tysięcy euro na organizację niepokojów na stołecznym Placu Niepodległosci. Pokazano - jak twierdził głos zza kadru - "depeszę z polskiego MSZ do ambasady w Mińsku" nakazującą wypłacenie Niaklajeuowi 80 tys. euro z funduszy ambasady "na przygotowanie i przeprowadzenie akcji protestu 19 grudnia 2010" po wyborach prezydenckich na Białorusi. Szef kampanii "Mów Prawdę!" Niaklajeu był jednym kandydatów opozycji w tych wyborach. Według telewizyjnego komentatora, to wyjaśnienie, skąd Niaklajeu miał pieniądze "na namioty" i "trzy tysiące atakujących".
"Polska dostrzega więźniów politycznych"
Uładzimir Niaklajeu powiedział dziennikarzom, że film jest fałszywką, nawet jeśli chodzi o wymieniane sumy pieniędzy. Jak stwierdził, 80 tysięcy euro nie wystarczyłoby na organizację niepokojów w Mińsku. - Oczywiście dla naszego mieszkańca to szok: „80 tysięcy euro!”. Ale jeśli podzielić 80 tys. euro na 3 tys. „atakujących”, to na każdego wypadnie 26 euro. Nie sądzę, by ktokolwiek atakował cokolwiek za takie pieniądze" - oznajmił Niaklajeu.
Jego zdaniem, był jeden powód emisji takiego filmu - to stosunek Polski do obecnego reżimu na Białorusi. - Polska jest krajem, który zdecydowanie ocenia to, co odbywa się na Białorusi, a przede wszystkim problem więźniów politycznych - mówi polityk.
Niaklajeu zwrócił uwagę, że wcześniej w Białoruskiej Telewizji pokazany został film mówiący o tym, jak Białorusini z terenów, które należały do Polski w okresie dwudziestolecia międzywojennego, mieli cierpieć za sprawą Polaków.
Niaklajeu dodał, że obecnie telewizja pokazała, "co komu przyszło do głowy, byle tylko skompromitować" opozycję.
W niedzielnym filmie oświadczono, że we wspomnianej depeszy "mowa jest wprost, że zamieszki na placu Niepodległości były opłacone z Warszawy". "Ten sensacyjny dokument pozwala inaczej spojrzeć na to, co się stało wieczorem 19 grudnia i kto stał za zamieszkami przy gmachu rządu" - skomentował głos zza kadru.
W materiale pokazano również rzekomą depeszę dyplomatyczną wysłaną z ambasady w Mińsku 20 września 2011 r., czyli prawie rok po wyborach, w której ambasador Leszek Szerepka zdaje relację ze spotkania z Niaklajeuem. Jest w niej mowa o wsparciu wysokości 28 tys. euro. W filmie zaprezentowano też nagranie przedstawiające innego byłego kandydata na prezydenta Alesia Michalewicza, który uzyskał azyl polityczny w Czechach. Jak mówi komentator, wykonano je podczas przesłuchania w KGB przed wyjazdem z kraju. Michalewicz opowiada w nim - jak twierdzą autorzy materiału - o finansowaniu białoruskiej opozycji przez Polskę.
Po wyborach prezydenckich z 19 grudnia 2010 roku, w Mińsku brutalnie zdławiono protest przeciwko oficjalnym wynikom, dającym prawie 80 proc. poparcia Łukaszence. Do aresztów trafiło około 700 osób, kilkadziesiąt osób skazano, w tym ponad 20 na pobyt w kolonii karnej. Dwaj byli kandydaci w wyborach prezydenckich przebywają do tej pory w więzieniach.
agkm
Informacje o Białorusi: Raport Białoruś