O opisanie tych miejsc poprosiłem Denysa Kazanskiego, znanego bardziej jako blogger Frankensstein publikujący w swoim internetowym dzienniku https:\/\/frankensstein.livejournal.com/ raporty ze swoich podróży po Zagłębiu Donieckim.
Turystyka na Ukrainie zawsze jest kojarzona z dwoma regionami - Krymem i Galicją. Są jednak takie części Ukrainy, których potencjał turystyczny jest jeszcze nie odkryty. Chodzi przede wszystkim o wschodnią część kraju, która jest uważana za region o gorszym stanie ekologicznym, gdzie krajobrazy raczej straszą niż są przyjemne. Ale straszne nie oznacza nieinteresujące. We wschodniej Ukrainie jest dużo do zobaczenia, szczególnie, jeśli ktoś interesuje się przemysłowymi krajobrazami, historią ZSRR i lubi ekstremalny wypoczynek.
Po upadku gospodarki socjalistycznej i narodzinach rynkowej wiele przedsiębiorstw nie mogło dalej działać i zostało zamkniętych. Nierentowne okazało się wydobycie węgla, na którym opierała się gospodarka obwodów: ługańskiego i donieckiego. Niektóre fabryki, jak na przykład UkrCynk w Konstanynowce pozostały bez surowców, ponieważ z powodu błędów radzieckich ekonomistów, zostały zbudowane tysiące kilometrów od miejsca, gdzie je wydobywano.
Kryzys lat ’90 najmocniej uderzył w Zagłębie Donieckie. Po wielu przedsiębiorstwach zostały tylko ruiny. Całe miejscowości zostały bez pracy i wiele ludzi musiało wyjechać do innych miast i krajów, żeby tam zarabiać. W ciągu 20 lat od czasu upadku reżimu komunistycznego, wschodnia Ukraina straciła milion mieszkańców. W niektórych miastach ich liczba zmniejszyła się o 30 – 40%. Wyjeżdżając, ludzie zostawiali po prostu swoje mieszkania i domy, ponieważ nikt nie chciał ich kupić. Do wielu z nich można wejść. Niszczały obiekty miejskiej infrastruktury. Tak jest na przykład w Artemowie (поселoк Артемово) i w Ukraińsku (Украинск).
Miasta te upadły wraz z upadkiem miejscowych zakładów pracy. Dzisiaj porzucone fabryki i półmartwe miejscowości przyciągają masę turystów, dziennikarzy i badaczy. Jedni przyjeżdżają dla ostrych wrażeń, inni chcą zrobić szokujące kadry, kolejni chcą zobaczyć wiodące zakłady radzieckiego przemysłu, na których budowana była siła radzieckiego imperium, a także stalinowską architekturę fabrycznych miast. W niektórych miejscach można kręcić postkapitalistyczne hity kinowe nie wydając dużo na dekoracje. Atmosfery tych miejsc nie przekaże żadna grafika komputerowa. Na przykład, w Gorłowce (Горловка) każdy może przejść się po zamkniętym zakładzie wydobywającym rtęć; posłuchać, jak szumi wiatr w korytarzach kombinatu metalurgicznego i zejść na dno 180-metrowego wykopu, skąd wydobywano rtęć. Jest tam zawsze cicho. Nie działają telefony komórkowe.
Jeżeli odjedziemy trochę dalej od wielkich miast, wtedy zobaczymy jeszcze jedną miejscową specjalność: biedaszyby, czyli nielegalne kopalnie. W ziemi wyryto nory, poprzez które nielegalni górnicy wydobywają leżący blisko powierzchni węgiel.
Takie miejsca dawno interesują zagranicznych, jak i ukraińskich dziennikarzy i fotografów. Prace Amerykanki Carolyn Drake (https:\/\/www.carolyndrake.com/) i Ukraińca Ołeksandra Czekmenewa (https:\/\/www.alexanderchekmenev.com/) znane są daleko za granicami Ukrainy i otrzymały nagrody w międzynarodowych konkursach.
Wiele lat miejscowi dziennikarze i krajoznawcy starają się o możliwość organizowania legalnych wycieczek po opisanych wyżej miejscach. Konserwatywne władze nie są tym zainteresowane. Oprowadzanie nielicznych turystów pozostaje zatem w rękach entuzjastów i bloggerów, którzy proponują swoje usługi w internecie. Być może jednak to właśnie taki sposób pozwala w najlepszy sposób poczuć atmosferę depresywnych górniczych miast.
(Frankensstein)