Trzeba jednak przyznać, że zwyczaj ten jest na drugim krańcu Europy mniej brutalny, niż w Hiszpanii czy w krajach Ameryki Łacińskiej.
Zgodnie z prawem (które niestety czasem bywa łamane, co jednak media konsekwentnie nagłaśniają i piętnują) na portugalskich arenach nie można zabijać byków. W całym kraju istnieją różne odmiany tourady i często oganiczają się jedynie do przepychanek ze zwierzęciem. Na ciekawy zwyczaj natknęłam się na wyspie Terceira na Azorach.
Azory słyną z sielskich warunków, w jakich pasą się krowy i byki. Zwierzęta całe życie spędzają na rozległych, wiecznie zielonych pastwiskach. Półdzikie byki hodowane na touradę są objęte swoistym kodeksem pracy - każdemu między gonitwami należą się co najmniej 2 tygodnie nieprzerwanego odpoczynku z dala od ludzkich siedzib.
Późną wiosną i latem na wyspie organizuje się tourada à corda, czyli touradę na linie. Zwierzęta w specjalnych klatkach są przywożone do miasteczek. Tuż przed gonitwą byki są przygotowywane do "zabawy": do budzących respekt rogów przywiązuje się liny, a na czubki wkręca sie metalowe kulki, które mają zapobiec ewentualnym wypadkom.
Następnie zwierz (zależnie od temperamentu mniej lub bardziej poirytowany) wypada z klatki i gania za setkami śmiałków poukrywanymi w zaułkach, wiszącymi na latarniach czy drażniącymi byka kolorowymi parasolkami.
Dla bezpieczeństwa kilkusetkilogramową bestię kontrolują linami pastores - mężczyźni ubrani w tradycyjne białe koszule i czarne kapelusze. Widowisku przyglądają się z bezpiecznych miejsc dzieci, kobiety i panowie, którzy nie mieli śmiałości zmierzyć się z rozjuszoną bestią. Choć bezpieczeństwo bywa złudne, nie raz bowiem zdarzało się, że byk okazywał się wyjątkowo skoczny i dopadał grupkę przyczajoną na przykład na 1,5-metrowym murku.
Podczas tourady na Terceirze w byka nic nie jest wbijane, nie jest on raniony, a jedynie atakuje pierzchający tłumek. Po zakończeniu gonitwy cały i zdrowy wraca na pastwisko. Nie ulega jednak wątpliwości, że ludzka zabawa (a dla wielu mieszkańców wyspy jest to największa atrakcja w roku) kosztuje go wiele nerwów.
Sondaż przeprowadzony 2 lata temu przez instytut Eurosondagem pokazuje, że 60 procent Portugalczyków uważa walki byków za przejaw narodowej tożsamości. Większość ankietowanych twierdzi też, że tourady pozytywnie wpływają na obraz ich kraju zagranicą. Na Azorach dochodzi jeszcze jeden argument - tamtejsze byki są hodowane wyłącznie na gonitwy, jeśli się więc z nich zrezygnuje, zwierzęta zostaną ubite.
Wygląda na to, że jeszcze trochę wody w Tagu upłynie, nim Portugalia na dobre zrezygnuje z męczenia zwierząt dla zabawy. W porównaniu z innymi walkami byków, te na Terceirze są jednak niewątpliwie "touradą z ludzką twarzą". Jedno tylko mnie zastanawia - pomijając aspekt humanitarny, kogo na Boga bawi przyglądanie się przez kilka godzin, jak nieszczęsne, przerażone i wściekłe stworzenia biegają za rozwrzeszczanymi facetami?! Byłam, widziałam i jedno Wam powiem - po pięciu minutach robi się to nudne jak flaki z olejem.