Na wystawie w Muzeum Narodowym we Wrocławiu pokazanych zostanie prawie 200 dzieł sztuki – od secesji, poprzez ekspresjonizm, art déco do stylów historyzujących – większość z nich nigdy wcześniej nie była udostępniana publiczności.
Historia wrocławskiego rzemiosła artystycznego 1. poł. XX w., które za tworzywo obrało sobie metal, to w dalszym ciągu jeden z mniej rozpoznanych tematów badawczych – pisze we wstępie do katalogu dr hab. Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
Powodem jest ogromne spustoszenie, a w najlepszym wypadku rozproszenie substancji zabytkowej, która nie znalazła jeszcze godnego sobie miejsca w zbiorach muzealnych, a ze względu na wartość materiałową (srebro, miedź, mosiądz, brąz i żelazo) zawsze była i nadal jest "pożądana" i bezmyślnie dewastowana. Nie uchroniły jej znamiona oryginalności, wartość estetyczna, ewidentny związek z architekturą.
Zwrócenie uwagi w przestrzeni ekspozycyjnej na ich wartość artystyczną, ukazanie w kontekście niezwykle dynamicznie ewoluujących zjawisk
stylistycznych, wreszcie też uzmysłowienie ich właścicielom, że są dysponentami cennych dzieł sztuki, które bezwzględnie wymagają ochrony i konserwacji – oto cele postawione przed tą wystawą.
Ekspozycja będzie pokazem metaloplastyki i złotnictwa 1. poł. XX w., ze szczególnym uwzględnieniem nowoczesnych trendów od secesji, poprzez
art déco, aż do późnych nurtów okresu modernizmu (lata 30. i 40.). Zaprezentowane zostaną dzieła sztuki sakralnej: kielichy mszalne, monstrancje, cyboria, chrzcielnice, świeczniki oraz inne przykłady wyposażenia kościelnego i wystroju wnętrz.
Nie zabraknie również zabytków o charakterze świeckim: krat, figur, wyrobów złotniczych. Większość z tych obiektów na co dzień nie jest dostępna dla zwiedzających – przechowywane
są w klasztornych i kościelnych skarbcach, zdobią domy prywatne i instytucje. Wypożyczenie ich do muzeum nie było łatwe.
– Podjęliśmy pewne ryzyko sprowadzenia rzeczy, których zazwyczaj na wystawach nie można oglądać – wyjaśnia Jacek Witecki, kurator wystawy – z jednej strony są to te obiekty, które są cały czas używane w kościołach, z drugiej strony przedmioty o bardzo dużych rozmiarach,
które trzeba było zdemontować z ich stałych miejsc i przetransportować do muzeum. Udało nam się pozyskać na przykład wielką kratę z drzwi banku w Prudniku, chrzcielnicę z kościoła św. Józefa Rzemieślnika z Wrocławia, a nawet fragment ołtarza z kościoła św. św. Zygmunta i Jadwigi Śląskiej w Kędzierzynie - Koźlu.
Wystawa poprzedzona została długimi badaniami naukowymi i prawie detektywistycznymi poszukiwaniami zapomnianych zabytków.
– Najczęściej przy organizacji wystawy bazuje się w jakimś fragmencie na własnych zbiorach, a tym przypadku było inaczej – mówi Jacek Witecki. Wiedzieliśmy, że własnych zbiorów z tej dziedziny prawie nie mamy, podobnie inne muzea. Zabytki były rozproszone. Nasza praca
przypominała pracę detektywa – mieliśmy ogólną wiedzę, pewne wskazówki, które prowadziły nas do różnych miejsc, gdzie zwykle poza zabytkami, których się spodziewaliśmy, odnajdywaliśmy jeszcze inne, nieznane.
materiały prasowe/bch