Nowa era dud

Ostatnia aktualizacja: 28.10.2010 18:00
To muzyka na wskroś nowoczesna, choć osadzona w tradycji - Wojciech Ossowski o płycie "Piper on the roof" szwedzkiej dudziarki Elisabeth Vatn.

Pierwsze dudy kupiła w 2003 roku, w Macedonii. Wkrótce potem, kolejne już w Szwecji. Następnie, grająca kolekcja zapełniła się różnymi szwedzkimi instrumentami. Od Macedonii przez Szwecję do…(?) Długa podróż, geograficznie i estetycznie. Gdzie się zakończy? Nie wiadomo, bo Elisabeth, wciąż w podróży. Dudy to antyczny wynalazek a pierwszy, znany z nazwiska, wykonawca to… Cesarz Neron. Szwedzkie dudy, to odmiana nieco nowsza, średniowieczna, ale i z nią związane są ciekawe historie. Zarówno zapisy jak i wizerunki, nawet z 14 stulecia, ukazują dudy na terenach szwedzkich, jako instrument codzienny, obdarty z niezwykłości zwykły towarzysz wesołej zabawy. Poświęca im swą uwagę biskup Olaus Magnus, który wydał w Rzymie w 1555 roku swą Historię Ludów Północy. Opisuje on dudy jako instrument przygrywający do tańca. W 19 wieku dudy osiągnęły status instrumentu narodowego, by w końcu oddać pole skrzypkom. Ostatni dudziarz, z długiej linii artystycznej sięgającej średniowiecza, Gudmund Nils Larson, zmarł w 1949 roku. Możemy sięgnąć po norweskie źródła, w których czytamy, że w 1849, a zatem sto lat wcześniej, w Kilingenbergu, na otwarciu tamtejszej Sali grano dudziarskie utwory z Valdres. Klevgard, który je wykonywał, wyjechał zaraz potem do Stanów i słuch po nim zaginął, ale to świadectwo żywej tradycji dudziarskiej w tej okolicy. Niewielu ludzi potem podejmowało trud gry na dudach. Mamy niewiele danych, mówiących jak muzykę tę grano.

Wiadomo że była popularna, że ilość dudziarzy imponowała, ale ilość zapisów, jakie mamy do dyspozycji, znikoma. Dziś, wraz ze sztuką wyrobu dud, też zanikłą, rodzi się nowa szkoła, nowa muzyka dudziarska będąca zlepkiem domysłów, pomysłów, jak interpretować skąpe dane i wyobrażeń na ten temat. W kolekcji jedynie 3 utwory są tradycyjne. Reszta to kompozycje Elisabeth. "Springlek aefter Troskari Erik" to tradycyjny temat szwedzki, dudziarski, "Visa Fran Utanmyra" to szwedzka pieśń, znana bardziej z fortepianowej wersji Jana Johansona a Danny Boy to temat, który znają wszyscy, którzy nawet pobieżnie znają celtycki repertuar, hymn z Derry w Irlandii Północnej. Elisabeth robiła wiele wypadów do mistrzów, tych stareńkich, którzy niezgrabnymi już palcami wygrywali stare melodie. Filmowała ich grę, sposoby gry, utrwalając niknący, indywidualny styl. Dla niej to coś więcej niż gra na instrumencie to przygoda wiodąca do początków tej sztuki, w głąb historii, by poznać „duszę” szwedzkich dud i kontekst kulturowy, w jakim sztuka ta się rodziła i dojrzewała. Gdyby ktoś myślał, że oto mamy do czynienia z nudną, etnograficzną płytą, zdziwi się już od pierwszego dźwięku. Początkowy utwór "Fanfare", przypomina bardzo w charakterze "Theme from a Green Land" Dana Ar Braza z Patrickiem Molardem na dudach. A potem już w tym samym klimacie, aż do końca. Połączenie dud, harmonijki ustnej i gitary sidle, z kolei przywodzi na myśl, dawny pomysł Davy’ego Spillane’a (dudy irlandzkie) na płytę „Atlantic Bridge”.

A zatem można powiedzieć, że wszystko już było, że to nie nowość, ale jeśli banał to piękny i od początku, do końca do zasłuchania. Można nawet powiedzieć, że kobieta – dudziarka to też nie atrakcja, bo w samej tylko Galicji mamy i Christinę Pato i Susanę Seveine o Mercedes Peon nie wspominając a w Anglii, choćby kataryn Tickell. No i w tej kolekcji wspomnijmy też i o naszym Mosaik ( a co). Pozostaje jedynie stwierdzić, że Elisabeth Vatn zaproponowała muzykę, jaka nawiązuje do tego co w dudziarskim graniu dzieje się na Wyspach. To muzyka na wskroś nowoczesna, choć osadzona w tradycji. Brzmienie dud wkomponowane w tło organów Hammonda, bałałajki, Kalemby i wielu, wielu instrumentów, które na co dzień nie miały okazji się spotkać. Nadaje to tradycji wymiar futurystyczny a flirt z indyjskimi burdonami, przypadnie do gustu wielbicielom… nowej elektroniki. Słowem – płyta arcyciekawa, różnorodna ale niestety krótka. 9 utworów to stanowczo, w przypadku Elisabeth Vatn, stanowczo zbyt mało. Płytę dostałem od artystki niemalże rok temu. Grałem ją kilkakrotnie w radiu, w Programie 2 i 3-cim. DO obu pasuje swym charakterem. W tym roku, jeśli się nie mylę, Elisabeth Vatn, na WOMEXie w Kopenhadze wystąpi. Bardzo jestem ciekaw tego recitalu.

 

Więcej na autorskim blogu Oss'over