Krzysztofow Kolberger był cenionym reżyserem oraz aktorem teatralnym i filmowym. Zmarł 7 stycznia w wieku 61 lat po ciężkiej chorobie, z którą zmagał się od 1992 roku. W udzielonych wywiadach mówił jednak o nadziei i o braku przyzwolenia na popadnięcie w stan rezygnacji. Uważał, że mówienie o prywatnej walce z nowotworem jest potrzebne nie tylko chorym jak on, ale też ich rodzinom. Przekonywał, że życie z rakiem jest możliwe, że można go ujarzmić. Zmagania Kolbergera z chorobą stały się pewnym drogowskazem i punktem odniesienia. Nieszczęśliwie dla aktora, przesłoniły też trochę jego zawodowe osiągnięcia. Dlatego w "Sezonie na Dwójkę" - przede wszystkim o artystycznych osiągnięciach Krzysztofa Kolbergera - rozmawiali prof. Barbara Osterloff i Konrad Szczebiot.
- Krzysztof był osobą niezwykle jednorodną, jeśli chodzi o życie i sztukę, to jaki był na co dzień, starał się wnosić do sztuki. Zawsze powtarzał, że kiedy deklamuje poezję, to stara się robić to tak, jakby mówił do konkretnego człowieka – mówił Konrad Szczebiot.
Gdy w 1972 roku Kolberger ukończył Wydział Aktorski na warszawskiej PWST, od razu otrzymał angaż w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pracował tam przez rok, po czym przeniósł się do Teatru Narodowego, kierowanego wówczas przez Adama Hanuszkiewicza. Rola Wacława/Poety w "Wacława dziejach" według poematu S. Garczyńskiego była pierwszą znaczącą rolą Kolbergera. Tam wśród wielu kreacji zapamiętany został przede wszystkim za Konrada w inscenizacji "Dziadów" i Iwana w "Braciach Karamazow". Od tamtej pory Kolberger bardzo często grywał w repertuarze romantycznym.
W filmie zadebiutował w 1974 roku rolą w serialu Zbigniewa Kuźmińskiego "Ile jest życia". Później wystąpił jako Zygmunt w "Mazepie" Gustawa Holoubka, w filmie Adama Hanuszkiewicza "Trzy po trzy", u Krzysztofa Zanussiego w telewizyjnym "Kontrakcie" oraz w głośnym filmie odcinkowym Jerzego Sztwiertni "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy". Jako reżyser robił spektakle kameralne, na ogół kilkuosobowe, z którymi podróżował nie tylko po Polsce. Z przedstawieniem "Sceny z życia małżeńskiego" według Bergmana objechał pół Europy.
- Gdy się myśli "Krzysztof Kolberger", to dwa hasła narzucają się od razu – "romantyzm" i "poezja" – powiedział Konrad Szczebiot, a Barbara Osterloff zauważyła, że jego role w repertuarze romantycznym były wolne od sztampy, co w dużej mierze zawdzięcza sposobom wystawiania dramatów przez Hanuszkiewicza, który zgrabnie usuwał to, co było złą tradycją – żaden sentymentalizm i patos się nie mógł się w owych przedstawieniach uchować. – Jego mówienie wierszem nie przeszkadzało Krzysztofowi w kreacji bohaterów współczesnych i prawdziwych, przyczyniło się do tego znacznie jego wyczucie muzyczności języka mówionego - dodał Konrad Szczebiot.
Nasi goście wspominali jedną z najwspanialszych ról Krzysztofa Kolbergera - Lucyfera w spektaklu Janusza Wiśniewskiego na scenie Teatru Narodowego: "Wybieram dziś zaduszne święto" według Juliusza Słowackiego. Pewna anegdota głosi, że matka aktora po zakończeniu spektaklu, myśląc że to dopiero przerwa, spytała, kiedy Krzysztof wejdzie na scenę. Okazało się, że zupełnie go w tej ujrzanej przed chwilą kreacji nie poznała. Barbara Osterloff przyznała, że sama również miała wtedy problem z rozpoznaniem Kolbergera w roli Lucyfera, a Konrad Szczebiot bez zdziwienia dodał, że Kolberger był przecież w stanie zagrać każdą rolę.
Audycję przygotował Andrzej Matul.
Aby wysłuchać całej rozmowy, kliknij ikonę dźwięku "Wspomnienia o Krzysztofie Kolbergerze" w boksie Posłuchaj po prawej stronie.
(Lm)