Są takie miejsca w Afryce, które podczas pory deszczowej stają się odcięte od świata. Choć można utknąć w nich nawet na kilka tygodni, to dla Janusza Tichoniuka taka sytuacja nie stanowi żadnego problemu.
- Lubię taką społeczność oazową. Czasami mówię nawet, że Białystok, w którym mieszkam w Polsce, też jest taką społecznością, bo do innego dużego miasta jest stąd 200 km. W Afryce na pustyni też jest tak, że trzeba jechać bardzo długo, żeby dojechać do oazy. Jak się chce stamtąd wrócić, znowu trzeba czekać na transport jakiś czas. Takie miejsca są nie tylko na pustyni, ale również w innych, bardziej odległych punktach poszczególnych krajów. Lubię tam docierać i być w takich miejscach, bo panuje tam szczególna atmosfera - tłumaczył gość audycji "Reszta świata".
Janusz Tichoniuk zjechał całą Afrykę wzdłuż i wszerz. Za najbardziej męczący i trudny do podróżowania kraj uważa on Republikę Środkowo-Afrykańską.
- Największy problem polega na tym, że podczas przejazdu przez ten kraj na drodze stoją, nie wiem czy nazwać ich bandytami, policjantami czy żołnierzami, ale są punkty kontrolne, na których wymusza się opłaty od podróżujących. Miejscowi nazywają to regularną opłatą za przejazd, ale biały turysta z plecakiem to jest dla nich łatwy łup. Podczas podróży na odcinku 200 km takich kontroli może być nawet kilkadziesiąt. Za każdym razem trzeba się tłumaczyć i oczywiście negocjować wysokość opłaty. Najgorsze, że na części z tych punktów obsada jest pijana i uzbrojona - podkreślał afrykanista.
Rozmawiał Tomasz Michniewicz.
Audycja "Reszta świata" na antenie Jedynki w każdy piątek o godz. 9.10.
pg