Stare porzekadło głosi: "ciekawość to pierwszy stopień do piekła". Nie zgadzam się, bo jeśli dzięki ciekawości można powalczyć z własną tumanowatością, uzupełnić wiedzę, to w ciemno idę do piekła.
Przyznaję się, nie przypuszczałem nawet, na jak szalenie interesujący trop wczoraj natrafiłem! Przytoczyłem tytuł walca Nad pięknym, modrym Dunajem Straussa, bo symbolizuje on wszystko, co odeszło wraz z końcem la belle époque. W Dusznikach utwór zabrzmi nie w oryginale, ale w wersji fortepianowej, sparafrazowany pod bardzo rozbudowanym tytułem Arabeska koncertowa na tematy... itd. – tutaj następuje nazwisko kompozytora i tytuł oryginału. Nie to jest oczywiście najciekawsze, przecież do takich parafraz przyzwyczaił nas wiek XIX, ta epoka wirtuozów. Można je liczyć w setki, jeśli nie tysiące – na fortepianie grywało się wszystko. Nazwisko autora Arabeski koncertowej – to jest najbardziej fascynujące w całej historii!
Tknęło mnie, żeby sprawdzić – Adolf Schulz-Evler – co jeszcze skomponował, opracował, jak układały się ścieżki jego życia? Internet oczywiście udzielił odpowiedzi, ale dość zdawkowej, lapidarnej. Okazało się, że urodził się w Radomiu, 12 grudnia 1852 roku, a zmarł 15 maja 1905 w Warszawie, był pianistą, kompozytorem i pedagogiem. Uczył się początkowo w Instytucie Muzycznym w Warszawie, następnie w Berlinie u Karola Tausiga. Uczucia i myśli zawirowały – poczułem jak rośnie we mnie poczucie dumy (narodowej) i konfuzji (osobistej). Bo jeśli Schulz-Evler miał dokonania całkiem spore, jeśli zachwycał się nim sam, wymagający Anton Rubinstein w Moskwie (do którego na studia Schulz-Evler też się udał), to dlaczego go nie znam? No tak – najgorsze jest poczucie świadomości własnych zaniedbań. Rzuciłem się więc, by wiedzę o pianiście z Radomia uzupełnić. Skoro Polak – sięgam po Encyklopedię Muzyczną, tom 9, zawierający hasła biograficzne "s-sł". Szukam pod "Schulz" – nic, może w takim razie fonetycznie, "Szulc"? – również nic! Kartkuję więc tom 3 (hasła "e-f-g"), bo meandry myśli redaktorów czasami naprawdę bywają nieodkryte. Może komuś przyszło do głowy, by Evler stało się kluczem do zamieszczenia biogramu. Bezskutecznie. Niestety, nasza szacowna encyklopedia – sztandarowe dzieło krakowskiego PWM – raczyła Schulza-Evlera zupełnie zignorować i pominąć. Mój osobisty wstyd złagodniał więc nieco, a w samopoczucie PT Drogich Autorów części biograficznej Encyklopedii wnikać nie będę. Ich pierwszym stopniem do piekła jest brak ciekawości!
Na szczęście honoru polskiej leksykografii broni – nie po raz pierwszy – Stanisław Dybowski swoim znakomitym Słownikiem pianistów polskich. Tu, na stronach 571-573, znaleźć można wyczerpujące hasło poświęcone Schulz-Evlerowi, z przytoczonymi recenzjami, nakreślonym profilem artystycznym i sposobem gry, w którym łączyły się "subtelność i delikatność uderzenia z brawurą i siłą". A tak zupełnie na marginesie, Schulz-Evler – wg ustaleń Dybowskiego – na imię miał Henryk, choć w dawnej prasie i wydawnictwach nutowych pojawiają się imiona Andrzej, Adolf albo sama litera K.
Marcin Majchrowski