Film to opowieść o paru ludzkich biografiach, które dotąd biegły do siebie równolegle. Tytułowe 11 minut splata je jednak w końcowej sekwencji.
- Tak wiele dziś się dzieje. Jesteśmy zalani potokiem informacji i wydarzeń. Coraz trudniej jest mieć nad wszystkim kontrolę - mówił w Londynie reżyser w rozmowie z Polskim Radiem.
POLSKI KANDYDAT DO OSCARA - serwis specjalny >>>
Film Skolimowskiego konkuruje z dwunastoma filmami, między innymi z "Cemetery of Splendour" uznanego tajlandzkiego reżysera Apichatponga Weerasethakula, "Córką", w której Simon Stone przenosi akcję ibsenowskiej "Dzikiej kaczki" do współczesnej Australii, czy kręconym przy użyciu smartfonów filmu "Tangerine" Seana Bakera.
Thriller katastroficzny Skolimowskiego otrzymał nagrodę specjalną jury w Gdyni, prezentowany też już był na festiwalu filmowym w Wenecji. W tym roku może powalczyć ponadto o Oscara, ponieważ jest polskim kandydatem do tej nagrody. W obsadzie znajdują się między innymi: Agata Buzek, Andrzej Chyra, Jan Nowicki czy urodzony w Irlandii Północnej Richard Dormer.
A jak ocenia swoje szanse sam reżyser? - Wiem, że mój film jest prawdopodobnie jednym z najlepszych. Jest też jednak wiele innych. Ta nagroda to wypadkowa wielu rzeczy, choćby nastroju jury tego dnia. Jest to jednak swego rodzaju loteria - zastrzega Jerzy Skolimowski.
IAR, bk