PolskieRadio24.pl: Pana nowa książka "Kochankowie Justycji. Powieść parahistoryczna w ośmiu i pół odcinkach", jak wielu zauważa, jest z pewnością na temat Galicji, i to w wielu okresach historycznych. Jest i o sprawiedliwości - to czytamy w tytule. Jest i o naturze człowieka. Ujawni pan, co może w tym zakresie znaleźć tutaj czytelnik, a może i specyficznie polski czytelnik?
Książka ta była zaskoczeniem dla mnie samego. Uważam siebie za człowieka nie bardzo dużej wiary, co prawda nie do końca ateistę, raczej za agnostyka.
WIĘCEJ O POWSTANIU POWIEŚCI >>>>
Jurij Andruwchowycz o Galicji, o justycji i o tym, czemu diabeł nie wziął sprzedanej duszy
Okazało się, że gdy pisałem tę książkę rozdział po rozdziale, to jako autor w pewien sposób buntowałem się przeciwko owemu agnostykowi. I na końcu każdej z tej historii docierałem może nie do wiary, ale do nadziei.
I na końcu wyszło na to, że to moja pierwsza powieść o Bogu. Jego nazwanie tam się nie pojawia, wprost nie pojawia się On sam. Ale wysyła On ostatnim z ostatnich niegodziwców jakiś swój znak nadziei. To, że tak się stało, było niespodzianką dla mnie samego, dla autora.
Z drugiej strony rozumiem teraz, że to wynikło z samej logiki tekstów. Było może poza moją autorską wolą. Po prostu, by każda z tych historii mogła się ziścić, na końcu musiało być właśnie to - finał z pewnym wyraźnym znakiem nadziei.
Jurij Andruchowycz Wszędzie na końcu pojawia się światło - albo jakiś znak uwagi z nieba
Tak jak w tym przypadku, o którym pan opowiadał na spotkaniu z czytelnikami w Warszawie - o człowieku, którego sprzedanej duszy diabeł jednak nie porwał. Człowiek ów, opisany w pana książce, skazany na spalenie na stosie w XVII wieku, sprzedał w celi duszę diabłu za 20 lat życia. Jednak spłonął. I tutaj zapytanie, czy nie przeszkodziła porwaniu duszy przeciwna diabłu siła.
Tak, choć to jest tylko jeden z przykładów.
Są też inne?
Każda z opisanych historii ma w sobie ten element. Nie chcę wszystkiego ujawniać. Każdy z rozdziałów ujmuje tę kwestię w inny sposób.
Jak też słyszeliśmy na spotkaniu w Warszawie, niektórzy na Ukrainie się żalą, że to nietypowa powieść. Bo powieść, jak to pan ujmował, "wedle oczekiwań większości czytającej" miałaby być sagą historyczną z odpowiedziami na wszystkie nękające naród pytania, liczącą najlepiej tysiąc stron. I dlatego pan, jak też we wcześniejszych latach twórczości, z tymi schematami trochę się zmaga. Powieść ma osiem i pół części.
Chciałem też, żeby każda z części tej powieści korespondowała z innym gatunkiem literackim. I dlatego możemy tam znaleźć powieść łotrzykowską, jest kryminał, jest dokument, jest powieść miłosna i tak dalej, i tak dalej.
W każdym razie - wszędzie na końcu pojawia się światło - albo jakiś znak uwagi z nieba.
Czy opowieść o Albercie Wieloziemskim, który na stosie spłonął, była napisana jako pierwsza?
Nie, pierwszy był Niemirycz. To człowiek, który popełnił poważne przestępstwo. To też szczególna postać.
A wszystko dzieje się w Galicji.
Nie zawsze. Kwestia Galicji jest zbyt generalizowana, gdy mówi się o tej książce. Bohaterowie to ludzie podróżujący. Pojawiają się i w Stanach Zjednoczonych, i na zachodzie Europy, w różnych miejscach.
Jednak na ogół oni w tych historiach stają się sobą poprzez ich obecność w Galicji.
Galicja to nie tylko tło czy miejsce. To także historia, i to często pewnie najbardziej żywa, jak się da, bo pan przeprowadził też wnikliwe badania historyczne. Bo też ta historia Galicji prezentuje się epokami.
Usiłowałem tym razem pracować nad książką nie zawsze jako poeta, ale tym razem też jako badacz, by nie powiedzieć - naukowiec. W każdym razie pracowałem nad źródłami.
Galicja to też miejsce, gdzie łączy się Polska i Ukraina.
Bardzo wiele jest tutaj tego, co wspólne. I wracamy tutaj do pytania, co polski czytelnik będzie mógł znaleźć w tej książce - wiele znajomych i bliskich sobie spraw...
Ukraina oczywiście jest coraz bliższa - nie tylko Polsce, ale też innym europejskim krajom…
Ach, Ukraina po prostu przyszła do Polski. I jest tutaj też mocno obecna.
Miałam na myśli to, że wszyscy z większą uwagą na nią patrzą, nie tylko w Polsce, ale i Europie. Ale pan jako pisarz zapewne wnikliwie przygląda się Ukrainie, Ukraińcom. Ukraina w ostatnich latach jest na fali zmiany. Jak pan postrzega obecną sytuację Ukrainy?
Miałbym zatem zacząć mówić o polityce. Bo niestety w naszym współczesnym świecie - gdy mówimy "zmiany", to są to zmiany polityczne. O innych trudno mówić - może o zmianach społecznych czy kulturowych.
Jednak wszystko jest zdeterminowane przez politykę. A polityka w mojej ocenie jest zdeterminowana przez media.
To bardzo ciekawa uwaga…
Jurij Andruchowycz Niestety w naszym współczesnym świecie - gdy mówimy "zmiany", to są to zmiany polityczne. Wszystko jest zdeterminowane przez politykę
Na Ukrainie mamy obecnie niepokojącą sytuację. Nie spodziewam się osobiście czegoś dobrego, pozytywnego w najbliższej przyszłości.
Może nie od razu? Sytuacja poprawia się powoli. Ja miałam na myśli zmiany na Ukrainie po Euromajdanie, nie po wyborach.
Może nie od razu… To prawda, może nie od razu. Chciałbym jednak od razu, żeby wszystko się poukładalo, i nie jestem szczęśliwy po ostatnich wyborach. Uważam, że społeczeństwo jest lepsze, niż pokazały wyniki głosowania. Mam nadzieję, że to tymczasowe odurzenie.
Jednak Ukraina, cokolwiek by się działo, będzie nadal szła na Zachód.
Mam nadzieję, że tak.
Inaczej być raczej nie może. Jest wciąż wojna z Rosją, a Ukraińcy zdecydowanie opowiadają się po stronie Zachodu. Politycy muszą przecież iść za głosem społeczeństwa.
Mam nadzieję, że tak, że w społeczeństwie jest wystarczająca odporność na wszelkie próby zablokowania naszego postępu.
Choć moim zdaniem ta ostatnia władza była ze wszystkich do tej pory najlepsza i nie zasłużyła na taki protest. Jednak mamy to, co mamy, i czas musi pokazać, co będzie. Czas pokaże. Może pokaże, że ja się myliłem.
Zawsze to jest sprzężenie zwrotne. Nowa władza w pewnym sensie jest jeszcze czystą kartą. Na działania władz na pewno wpływ mają nastroje innych, także ich obawy, może tym bardziej, jeśli są wypowiadane. Odczuwa pan obecną sytuację jako trudny moment?
To zdecydowanie trudny moment. Nie jest to taka sytuacja, jak dziewięć lat temu, gdy rozpaczałem po wygranej Wiktora Janukowycza. Przykro jest jednak. Można było dalej kontynuować to, co miało miejsce do tej pory, co miało miejsce przez pięć lat. Są głosy, że straciliśmy pięć lat, to zrobiło się takim utartym frazesem… Ale zobaczymy, co przyniesie czas.
Miejmy nadzieję, że wszystko potoczy się w dobrą stronę.
Z Jurijem Andruchowyczem rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl
***
Książka "Kochankowie Justycji. Powieść parahistoryczna w ośmiu i pół odcinkach" ukazała się w wydawnictwie Warstwy w przekładzie Katarzyny Kotyńskiej i Oli Hnatiuk.
**
Okładka książki