- Zaczęło się od "Kotów", były chyba najtrudniejsze - opowiada reżyser i dyrektor Teatru Muzycznego Roma Wojciech Kępczyński - Wymyśliliśmy, że koty będą buszować po polskich dachach, że będą mieć polskie imiona. Największa sensację w Londynie wzbudziło imię Sierściuch, którego nikt nie potrafił wymówić.
"Koty" to absolutna klasyka, jeden z największych musicali na West Endzie jak i na Broadwayu. Przeniesienie jego akcji "na polskie dachy" było jednak tylko jednym z elementów rozkwitu teatru muzycznego w Polsce. Przedstawienia śpiewane są obecnie w Polsce niezwykle popularne. Polscy reżyserzy proponują swoje własne, polskie musicale.
- Tu można próbować łączyć teatr autorski z teatrem dramatycznym i muzycznym jednocześnie. Co więcej jest odbiorca, ludzie chcą takiego teatru - mówi reżyser Łukasz Czuj - Dzięki temu, że teatr muzyczny nastawiony jest na dobrze rozumianą komercję czy rozrywkę, mogą istnieć spektakle autorskie, alternatywne.
usc