Najpierw w klubie Pardon, To Tu, potem w kawiarni Nie Zawsze Musi Być Chaos dwójka ekspertów od muzyki współczesnej oraz wyrastający z niepokornego jazzu pianista grali dwa Tria op.70 Beethovena przy nabitej sali; publiczność z piwem w ręku słuchała muzyki w tak nabożnym skupieniu, że nawet w filharmoniach trudno byłoby doświadczyć podobnego entuzjazmu dla muzyki Beethovena.
- Wybór miejsca nie wynikał z żadnej ideologii. Po prostu graliśmy sobie Beethovena w piwnicy i w końcu postanowiliśmy pokazać to publiczności. Zadzwoniliśmy więc do Daniela Radtke [z klubu Pardon, To Tu - przyp. red.], a on się zgodził - wyjaśnił Marcin Masecki. Te wykonania zaprzeczały akademickim schematom nie tylko ze względu na miejsce, czy instrumentarium (Masecki przywiózł ze sobą pianino za kilkaset euro, które, jak twierdzi, daje podobny efekt brzmieniowy, co kosztowne historyczne fortepiano), ale też przez swobodne podejście muzyków do kanonów wykonawczych.
- W głównym nurcie istnieją różne skodyfikowane sposoby wykonywania np. muzyki Beethovena, nad którymi ludzie pracują nawet przez pół życia - wyjaśniła prowadząca audycję Ewa Szczecińska - Ale ów wyścig szczurów prowadzi często do perfekcyjnych w każdym detalu wykonań, które jednocześnie zabijają ducha tej muzyki - dodaje. - Zwłaszcza muzyka Beethovena jest przepełniona walką, wielkimi erupcjami energii oraz intelektu. Dobrze, by było to słychać nawet kosztem technicznej doskonałości - zgadza się Masecki.
Czyżby więc przed muzyką klasyczną otwierała się zupełnie nowa epoka? Zachęcamy do wysłuchania audycji "Bita godzina”.
mm/mc