- Nieuczciwie jest nazywać Yoko Ono muzą Johna Lennona. Kiedy się spotkali, ona była już świadomą, ukształtowaną artystką. Owszem, brała udział w sesjach Beatlesów, ale też wciągnęła Lennona w swoje eksperymentalne nagrania. Otworzyła oczy najpopularniejszemu zespołowi epoki na świat muzycznej awangardy - podkreśla w rozmowie z Ewą Szczecińską muzykolog Mariusz Gradowski.
- Yoko Ono stała się w pewnym sensie symbolem całej epoki, w której doszło do bezprecedensowego przenikania się dyscyplin sztuki i środowisk artystycznych - mówi wydawca Michał Mendyk. - Przecież o tym, że Lou Reed jest dziś klasykiem muzyki rockowej, a Terry Riley klasykiem muzyki poważnej, zadecydowały późniejsze odczytania ich dorobku. Równie dobrze mogliby trafić na przeciwne strony barykady - dodaje.
- Komercyjny sukces muzyki popularnej w minionym stuleciu wynikał w dużym stopniu z faktu, że jej twórcy budowali przekaz z osobistych, często intymnych doświadczeń. Wielcy kompozytorzy muzyki poważnej pozostawiali w tym czasie ukryci za swoimi dziełami. A tak już jest w naszej kulturze, że lubimy słuchać muzyki, ale rozmawiać wolimy o życiu artystów - twierdzi z kolei publicysta Bartek Chaciński. Yoko Ono potrafiła być jednocześnie w obu światach i tworzyć z samej siebie...
A skąd wziął się, szokujący wówczas, zwierzęcy głos Ono? Jaki wpływ na fenomen artystki miały jej orientalne korzenie? Czy dziś żyjemy w epoce podobnego kulturowego fermentu, co pokolenie lat 60.? I czy internet wspiera te wolnościowe tendencje, czy paradoksalnie je ogranicza?
Zachęcamy do wysłuchania całej audycji Ewy Szczecińskiej.