Zapytałam przyjaciół, co jest pięknego w Bukareszcie (...) Dostałam zdjęcie: nogi w czarnych rajtuzach i kolorowych skarpetkach, wetknięte do plastikowego kosza. Nurkujący manekin, który chce się utopić w śmieciach. I dopisek: „Trzeba na siłę wymyślać, co jest w Bukareszcie pięknego, a po wyjeździe i tak się umiera z tęsknoty.
To fragment ostatniego rozdziału z książki Małgorzaty Rejmer będącej zbiorem tekstów poświęconych XX-wiecznej historii Rumunii. Poszczególne rozdziały rozsadzają ramy klasycznego reportażu, stanowiąc fascynujący międzygatunkowy kolaż. - Ta książka jest po części esejem i reportażem, prozą i osobistym pamiętnikiem, pojawia się nawet forma stylizowana na dramat. Jest to skonstruowane bardzo inteligentnie, z rozmysłem i wszystko do siebie pasuje - oceniał w "Czytelni" Piotr Kofta.
W książce Rejmer poznajemy różne wątki z życia mieszkańców Bukaresztu, począwszy od czasów z przełomu XIX i XX wieku, gdy miasto kreowane było na nowy Paryż, przez lata 30. będące początkiem rumuńskiego flirtu z faszyzmem, po ponurą epokę Nicolae Ceauşescu i czasy współczesne. - To jest rzecz o mieście, które jest pewnego rodzaju metaforą. Podobnie jak Warszawa, chociaż o Warszawie nikt takiej fajnej książki nie napisał - opowiadał Piotr Kofta. - Autorka stara się oddać, jak wszystko wygląda, jak się czuła gdy chodziła po bukaresztańskich ulicach. Widać, że zmysłowo odbiera świat - dodawała Magdalena Miecznicka.
Pisarka podkreślała, że książka Rejmer pozbawiona jest taniej fascynacji. Autorka potrafi spojrzeć na Rumunów krytycznie, poddać ich interesującej analizie. - To jest bardzo uczciwie intelektualnie - oceniała.
bch
Bukaresztański Pałac Parlamentu, za czasów Nicolae Ceauşescu zwany jako Dom Ludu, jeden z głównych bohaterów książki Małgorzaty Rejmer "Bukareszt. Kurz i krew".