Zdaniem znakomitego eseisty, zabawa literacka z rozmiarem zaczęła się, kiedy Herman Melville wpadł na pomysł napisania książki o wielorybie. Cytując Melvilla, stwierdził, że jeżeli pisarz chce stworzyć wielkie dzieło, nie może pisać o pchle ani o myszy – temat też musi być wielki. I stąd się biorą ciągoty pisarskie, żeby podejmować kwestie monstrualne, a nawet: lewiataniczne...
Ważnym zagadnieniem poruszonym w audycji był wpływ nauk ścisłych na literaturę i filozofię. Jeszcze w połowie XVIII wieku pisma encyklopedyczne utrzymywały, że najmniejszą istotą żywą jest robaczek, który żyje w serze i nazywa się roztocz. Wynalezienie mikroskopu przez Antonie van Leeuwenhoeka nagle postawiło świat do góry nogami.
– Im bliżej do współczesności, tym bardziej widać, że rozmiar, ogrom ma w sobie coś narkotycznego. W momencie rewolucji technologicznej na zachodzie zaczyna się fascynacja wielkimi statkami, armatami, które są obecne w tak wielu dziełach Verne’a. Samorodny rozrost wynalazków ludzkich ma ścisły związek z rozrostem gatunków w biologii. To stanowi obraz dekadencji i zapowiada zagładę danego wynalazku bądź gatunku zwierzęcego. Im coś bardziej robi się olbrzymie, tym bardziej jest skazane na zagładę. I niestety wielkie tematy i ogromne zamierzenia pisarskie, od Mellevilla począwszy, a na Joysie skończywszy, zapowiadały kryzys powieści – mówił w Dwójce Jan Gondowicz.
Oczywiście nie zabrakło rozmowy o dziełach Stanisława Lema i jego gigantycznych maszynach myślących, które w twórczości pisarza ewoluowały aż do świadomego oceanu w "Solaris", potrafiącego się zmienić przestrzeń i czas. – Maszyny myślące Lema. Wydawało mu się, że im bardziej taka maszyna będzie monstrualna, ogromna jak kamienica, tym bardziej będzie rosła jej moc obliczeniowa – powiedział pod koniec rozmowy Marek Oramus.
Audycję przygotowały Dorota Gacek i Elżbieta Łukomska.
wiklas
Marek Oramus. Fot. Igor Miszczuk