Zdaniem władz syryjskich odpowiedzialność za zamach miała ponosić kurdyjska zbrojna milicja YPG we współpracy z bojownikami Partii Pracujących Kurdystanu (PKK). Oświadczenie przypisujące autorstwo zamachu milicji YPG złożył w czwartek premier Turcji Ahmet Davutoglu, a w piątek rano z podobnym oskarżeniem wystąpił prezydent kraju Recep Tayyip Erdogan.
W czwartek tureckie media podały, że policja zidentyfikowała zamachowca z Ankary jako Saliha Necara, obywatela Syrii, który niedawno przedostał się do Turcji jako uchodźca i jest powiązany z kurdyjskimi milicjami w Syrii. Necar jest podejrzewany o związki z YPG.
"Zamach przeprowadzony 17 lutego na ulicach Ankary przez bojownika-samobójcę był wymierzony w żołnierzy faszystowskiej republiki tureckiej jako odwet za akcję tureckiej policji i armii przeciw ludności kurdyjskiej" – zaznaczono w oświadczeniu "Sokołów Wolności Kurdystanu".
Prawie wszystkie ofiary śmiertelne środowego zamachu to tureccy żołnierze (26 wojskowych na 28 wszystkich zabitych).
"Sokoły Wolności Kurdystanu" to grupa bojowników kurdyjskich, działająca w południowej Turcji i północnym Iraku. Ugrupowanie to dąży do secesji Kurdystanu. Zdaniem ekspertów pojawienie się "Sokołów Wolności" na scenie politycznej było wynikiem rozłamów w Kurdyjskiej Partii Pracujących.
Chan News Agency/x-news
Jeszcze w dniu zamachu tureckie źródło w służbach bezpieczeństwa, cytowane przez agencję Reutera, mówiło, że pierwsze oznaki sugerują, iż za zamachem stała separatystyczna Partia Pracujących Kurdystanu (PKK).
Jeden z głównych dowódców PKK Cemil Bayik oświadczył w czwartek, że nie wie, kto stoi za zamachem w stolicy, ale może to być odwet za "masakry w Kurdystanie" - podała kurdyjska agencja prasowa Firat.
Do zamachu w centrum tureckiej stolicy, gdzie znajduje się wiele ministerstw, sztab generalny armii, koszary, parlament i inne budynki rządowe, doszło w przedwieczornych godzinach szczytu. Samochód pułapka eksplodował w pobliżu wojskowych pojazdów czekających na czerwonym świetle. Zginęło 28 osób, a 61 zostało rannych.
Chan News Agency/x-news
Zamach w Ankarze został zdecydowanie potępiony przez Stany Zjednoczone. Przy okazji Waszyngton potwierdził swoją solidarność z Turcją, jako bliskim sojusznikiem i partnerem w NATO.
Turcja od dłuższego czasu zmaga się z terroryzmem. W październiku zeszłego roku doszło do największego zamachu we współczesnej historii tego kraju.
Bomby eksplodowały w Ankarze, gdy tysiące aktywistów z całej Turcji gromadziły się, by wziąć udział w proteście przeciwko wznowieniu konfliktu między Ankarą a kurdyjskimi bojownikami. Marsz zorganizowały związki zawodowe, organizacje pozarządowe i partie lewicowe. W ataku zginęło niemal 100 osób, a prawie 200 zostało rannych.
Władze ogłosiły trzydniową żałobę.
Chan News Agency/x-news
Ankara uważa, że za zamachy terrorystyczne w Turcji odpowiadają tak zwane Państwo Islamskie i Kurdowie. Z kolei wielu Kurdów, ale też zwolenników opozycji, oskarżało władze, że wspierają IS w Syrii, by zapobiec zbytniemu wzmocnieniu się walczących tam z dżihadystami Kurdów.
IAR/PAP/iz