O odejściu Merkel coraz głośniej mówiło się już od czasu ostatnich wyborów do landtagu Bawarii, gdzie siostrzana partia kierowanej przez Merkel CDU, czyli CSU, straciła bezwzględną większość. Ostatecznym testem na to, jak silna jest pozycja Merkel, miało być głosowanie do parlamentu regionalnego w Hesji. Ugrupowanie kanclerz Niemiec straciło w nim prawie 10 procent głosów w porównaniu z wyborami z 2014 roku. CDU uzyskało bowiem 27,9 proc, podczas gdy przed czterema laty było to 38,9 proc.
To najgorszy wynik CDU w tym landzie od 1966 roku. Na efekty takich wyborczych rezultatów nie trzeba było długo czekać: w poniedziałek Angela Merkel ogłosiła, że zrezygnuje z przewodniczenia swojej partii. Oprócz tego, zapowiedziała, że pokieruje rządem przez najbliższe trzy lata, a później wycofa się z polityki.
Zaczęło się od komunistycznej młodzieżówki
Angela Merkel, córka ewangelickiego pastora, przyszła na świat w Hamburgu. Nie angażowała się w działalność opozycyjną, a wręcz przeciwnie – pierwszą organizacją, do której wstąpiła, była FDJ (Wolna Niemiecka Młodzież), czyli komunistyczna organizacja młodzieżowa działająca pod Socjalistyczną Partią Jedności Niemiec.
Jak później wyjaśniała, kierowała się „w 70 procentach oportunizmem”. W politykę zaangażowała się dopiero, gdy runął mur berliński. Dołączyła do nowo powołanej partii Demokratyczne Przebudzenie, która niebawem połączyła się z CDU. Po pierwszych demokratycznych wyborach na terenach NRD, Merkel zaczęła pełnić funkcję zastępcy rzecznika rządu Lothara de Maiziere'a. Obecna kanclerz Niemiec szybko pięła się w górę - po zjednoczeniu Niemiec, już z ramienia CDU, dostała się do Bundestagu, i została ministrem do spraw kobiet i młodzieży w rządzie jej politycznej „ojca” - Helmuta Kohla. Po czterech latach, w 1994 r., zaczęła kierować resortem środowiska, ochrony zasobów naturalnych i bezpieczeństwa jądrowego.
Mimo związków z Kohlem, po przegranych wyborach w 1998 roku i wybuchu skandalu finansowego wewnątrz CDU, Merkel sama wzywała swojego „mentora” do ustąpienia ze stanowiska. W 2000 roku jako pierwsza kobieta stanęła na czele Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej.
Na objęcie stanowiska kanclerza Merkel musiała jednak jeszcze poczekać. CDU pod jej przywództwem przegrało kolejne wybory, a w 2002 kandydatem partii na stanowisko szefa rządu został Edmund Stoiber, przewodniczący CSU w Bawarii. Najważniejsze stanowisko w państwie Merkel objęła w 2005 roku, kiedy chadecja wygrała wybory, a w Bundestagu CDU rozpoczęła koalicję z socjaldemokratami.
Kryzys finansowy i imigranci
Pierwszym poważnym wyzwaniem, z jakim musiała zmierzyć się Merkel, był światowy kryzys finansowy. Kanclerz na początku nie zgadzała się na to, by ratować prywatne, bankrutujące banki z budżetu państwa. Jednak ostatecznie Niemcy podjęli decyzję m.in. o udzieleniu gwarancji na wypłatę depozytów przez państwo. Rząd Merkel jako metodę na złą sytuację finansową krajów europejskich wskazywał konieczność wprowadzenia polityki oszczędności - przede wszystkim miały ona obowiązywać m.in. w Grecji i we Włoszech.
Twarda polityka wobec krajów południowoeuropejskich była jednym z czynników, które pozwoliły Merkel wygrać wybory w 2009 roku. CDU weszło wówczas w koalicję z CSU i FDP (Wolna Partia Demokratyczna). Wybory w 2013 to kolejna wygrana Merkel, choć w Bundestagu jej partia musiała zgodzić się na koalicję z socjaldemokratami.
Jedna z najważniejszych, i jak się później okazało najbardziej brzemiennych w skutkach decyzja Merkel, została jednak podjęta na początku września 2015 roku. Wówczas kierowany przez nią rząd otworzył granicę Niemiec i krajów Europy Zachodniej dla imigrantów z krajów Bliskiego Wschodu czy północnej Afryki. Kanclerz twierdziła wówczas, że Niemcy „dadzą radę”, wbrew opiniom ekspertów, którzy twierdzili, że była to "noc, w czasie której Niemcy utraciły kontrolę".
Bunt przeciwko decyzjom Merkel
Wkrótce do Niemiec zaczęły przybywać setki tysięcy imigrantów, a przewodniczący landów, które musiały ich przyjmować, coraz głośniej protestowali przeciwko decyzji Angeli Merkel. Pierwszym politykiem otwarcie przeciwstawiającym się otwieraniu granic był premier Bawarii Horst Seehofer. Powodem takiej „wolty” była m.in. większa niż zapowiadano liczba migrantów, którzy przekroczyli granicę Niemiec, a także liczne ataki terrorystyczne spowodowane przez uchodźców. Niedługo słuszność decyzji Merkel o otwarciu granic Europy na migrantów zakwestionowały także rządy krajów skandynawskich, oraz Francji czy Wielkiej Brytanii. W kolejnych latach kanclerz sama zaczęła wycofywać się z wcześniejszych ustaleń, i korygować zasady przyjmowania uchodźców.
Jednak niekorzystnego dla siebie trendu Merkel nie potrafiła już odwrócić. Od 2016 roku poparcie dla niej nieustannie spada. W Niemczech do głosu doszła antyimigrancka i antyislamska partia AFD, która w wyborach w Bawarii i Hesji po raz pierwszy w historii dostała się do tamtejszych landstagów.
Jest życie po "Żelaznej Damie"?
Niemieccy dziennikarze twierdzą, że decyzja Merkel o rezygnacji jest słuszna.
- Trzymanie się dotychczasowego kursu oznaczałoby dalszy upadek dla jej partii (CDU), partnerów (koalicyjnych - CSU i SPD) oraz dla niej samej jako kanclerza - ocenił "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
"Die Welt" stwierdziło za to, że krajobraz partyjny przez decyzje kanclerz zmienił się nie do poznania. - Jeśli CDU chce odebrać swoich wyborców AfD, nie może naśladować coraz bardziej radykalizującej się prawicy, lecz musi rozbroić i uporządkować lęki, problemy i obawy obywateli, a także przyjąć do wiadomości, że istnieją miliony wyborców, którzy takiej polityki migracyjnej nie chcą i nigdy nie chcieli.
Dziennikarze są zgodni – odejście Merkel będzie oznaczało też zmiany w sposobie prowadzenia polityki międzynarodowej przez Niemcy. -Jako jedyny z odejścia Merkel cieszy się pewnie prezydent Rosji Władimir Putin. To ona utrzymywała jedność Europy w sprawie antyrosyjskich sankcji, to ona była obecna przy rozmowach pokojowych w Mińsku ws. konfliktu w Donbasie i na innych kryzysowych spotkaniach. Swoim partnerom w rozmowach z ostatnich 13 lat mogła przypominać, co zostało wówczas ustalone. Wraz z jej odejściem wszystko to się skończy - twierdzi "Tagesspiegel".
"Bild" jako polityczne dziedzictwo Merkel wskazuje osłabienie CDU i odejście wielu wyborców chadecji do AfD na znak protestu wobec jej polityki migracyjnej. Zaznacza jednak, że Niemcom obecnie powodzi się tak dobrze, jak nigdy wcześniej, i to również jest spuścizna Merkel. Ostrzega jednak, że wielu dostrzeże to dopiero wtedy, gdy era Merkel dobiegnie końca.
pz