Nowy spektakl Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego to tak naprawdę serial teatralny. Jego pierwszy (z czterech) "odcinek" zatytułowano "E01: Don’t mess with Jesus". Jak piszą producenci projektu (Teatr IMKA i Teatrem Łaźnia Nowa): "możemy się spodziewać kolejnego odautorskiego komentarza do aktualnych wydarzeń politycznych i społecznych, którego ostrze tym razem dosięgnie ludzi władzy: polityków, media".
- Sztuka Strzępki i Demirskiego to nie jest żaden teatr polityczny, tylko fasada żartów, za którą nie kryje się poważna dyskusja na tematy ważne dla społeczności. Nijak ma się on do tradycji scen alternatywnych lat 80., dokonań Teatru Ósmego Dnia czy Teatru Prowizorium. Tamci twórcy ryzykowali nawet swoją wolnością. Czym ryzykują Strzępka i Demirski? - pytał retorycznie Przemysław Skrzydelski, krytyk teatralny i publicysta tygodnika "wSieci". - Kiedyś społeczeństwo interesowało się polityką. Dziś większość z nas chodzi o stabilność i dobrobyt. Moim zdaniem Strzępka i Demirski świetnie tę potrzebę odczytują: "pośmiejemy się i pójdziemy do domu". Pytanie, czy należy to robić za publiczne pieniądze...
- Trudno winić ich za to, że działają w warunkach wolności słowa - sprzeciwiła się Kalina Zalewska. - Ich odwaga polega na czymś innym: na przeciwstawieniu się głównemu nurtowi oficjalnego medialnego dyskursu, z którego można wnioskować, że żyjemy w doskonale zorganizowanym państwie. Otóż pod tą fasadą sytuacja społeczna jest bardzo napięta, wręcz dramatyczna. O tym opowiadają spektakle Strzępki i Demirskiego - uważa.
Co ciekawe, zastępca redaktora naczelnego miesięcznika "Teatr" wskazała jako protoplastę tego rodzaju twórczości Olgę Lipińską. - Ale "Kabarecik" to była licencjonowana rozrywka, wentyl bezpieczeństwa, który w równym stopniu przysłużył się ówczesnemu establishmentowi. - zareagował Przemysław Skrzydelski. - Według mnie teatr polityczny to coś o wiele bardziej bezkompromisowego, to tradycja Brechta...
- Przecież właśnie Brecht mówił, że rozrywka to najważniejsze zajęcie, które trzeba absolutnie poważnie traktować - zauważył Bartosz Szydłowski, dyrektor Teatru "Łaźnia Nowa" i jeden z producentów "Klątwy". - Uważam zresztą, że polityczność teatru rozumieć należy w o wiele szerszym kontekście niż sam dyskurs sceniczny. Nie chodzi o ideologię, lecz o budowanie pewnego trybu życia wokół instytucji kultury...
A o czym tak naprawdę jest "Klątwa"? I dlaczego być może wszyscy jesteśmy... bankrutami? Odpowiedzi w nagraniu "Sezonu na Dwójkę" , który poprowadził Jacek Wakar.
mm/jp
mc/jp