Serwis specjalny Polskiego Radia poświęcony Wojciechowi Młynarskiemu >>>
Przypominamy fragment obszernego wywiadu, którego Wojciech Młynarski udzielił w listopadzie 2000 roku.
Wojciech Młynarski o krytyce i błogosławieństwach skrótu:
Nie zdarzyło mi się, żebym nie zastosował się do krytycznych uwag, które padają pod adresem jakiegoś mojego przedsięwzięcia. Kazimierz Rudzki powiedział kiedyś, że jeśli tekst nie jest zbyt dobrze odbierany, to należy przede wszystkim poszukać winy w tym tekście, a nie mówić, że publiczność jest głupia i się nie zna.
Największym krytykiem tego, co w życiu robiłem, był nieżyjący już niestety wybitny twórca kabaretowy Jerzy Dobrowolski, który na ogół - gdy mu coś czytałem - mówił: "to jest może i dobre, ale trzeba o połowę skrócić". I od tego zawsze zaczynał. Nauczył mnie dyscypliny słowa i poszukiwania tego, co w sztuce jest w moim mniemaniu najważniejsze, a mianowicie skrótu. Skrót jest tym wspaniałym komunikatem dla inteligentnego odbiorcy, którego namawiam: spróbuj zrozumieć, co zaszyfrowałem w tym jednym małym powiedzonku czy jednym małym zdanku.
O śpiewanych felietonach:
Wypracowałem sobie taką krótką formę wypowiedzi, która nie przekracza czterech strofek, czyli szesnastu wierszy, w której umiem się zamknąć - i zacząć, i spointować. To jest mój śpiewany felieton.
Śpiewane felietony to coś w rodzaju takiego pomieszania, że intencja jest publicystyczna, ale w niektórych utworach pozostaje publicystyką śpiewaną, a w niektórych utworach publicystyka miesza się ze sformułowaniami poetyckimi. I to przemieszanie daje bardzo dobre efekty. Dodawałem do tego jakieś powiedzonka, które da się usłyszeć gdzieś w zasięgu ręki, gdzieś w mlecznym barze czy w tramwaju. Lubiłem chodzić i podsłuchiwać, jak ludzie ze sobą rozmawiają. Pakowałem to potem do piosenek. Myślałem, że to mój patent, ale kiedy zacząłem zajmować się tłumaczeniami Francuzów, zwłaszcza Brela czy Brassensa, zorientowałem się, że właściwie cała klasyczna francuska piosenka śpiewana przez Edith Piaff czy Yvesa Montanda opiera się na tym pomyśle.
O piosence "Lubię wrony" z 1970 roku:
Kiedy opublikowałem tę piosenkę, napisał do mnie pewien profesor ornitolog. W tej piosence użyłem sformułowania, że polskie wrony zostają na zimę, bo źle fruwają i tu niestety mijam się z prawdą, ponieważ okazuje się, że nasze wrony odlatują na zimę na Węgry, a do nas przylatują wrony ze Związku Radzieckiego. Pomyślałem, że to jest bardzo ciekawa informacja i że będę mówił o tym na koncertach. Niestety, musiałem to ocenzurować, gdyż cenzor uaktywnił się, że nie można takiej wiadomości o ruchach polskich wron ujawniać.
Zapraszamy do wysłuchania dołączonego nagrania całej rozmowy.