Janusz Głowacki brał udział w ukraińskiej premierze filmu Andrzeja Wajdy, która miała miejsce wiosną tego roku. Obraz "Wałęsa. Człowiek z nadziei" Ukraińcom spodobał się tak bardzo, że jego kwietniowa emisja w pierwszym kanale ukraińskiej telewizji przyciągnęła przed telewizory około 20 milionów widzów. Choć Janusz Głowacki był pod wrażeniem atmosfery w Kijowie i wolnościowych dążeń jego mieszkańców, to poważnie obawia się o dalszy los Ukraińców.
- Wschód Ukrainy jest już właściwie oddany. Mam nadzieję, że Zachód uda się uratować, bo to są ludzie tak zdeterminowani, wspaniali i tak dziko odważni, że to zatyka. Jeśli Putin nie wyśle czołgów do Kijowa, to oni już się nie zwrócą w stronę Rosji. Wyzwolili się spod jej czaru, kiedy polała się krew na Majdanie - mówił pisarz w rozmowie z Jerzym Kisielewskim.
Jednocześnie Głowacki przywoływał słowa swojego przyjaciela, rosyjskiego pisarza Wiktora Jerofiejewa, który po podpisaniu listu przeciwko aneksji Krymu, stracił pracę w telewizji i jest bojkotowany przez część swoich znajomych. - On się zaczął obawiać o swoje życie. Mówi, że Putin musi iść do przodu, bo za nim stoją ludzie, którzy go chętnie wymienią. Jego całym kapitałem jest dziki entuzjazm narodu. Bez tego będzie po nim, w związku z czym czarno widzę dalszy rozwój wypadków...
Więcej na temat ukraińskich przemyśleń Janusza Głowackiego, ale też anegdot z okresu pracy nad filmem "Wałęsa. Człowiek z nadziei" - w nagraniu audycji "O wszystkim z kulturą".
bch, ac