26 stycznia mija 15 lat od śmierci Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej. Była prawdziwą gwiazdą przedwojennego kabaretu ("Qui pro quo"), filmu i teatru. Wydawała też pismo satyryczne "Duby Smalone". W czasie okupacji dawała (m.in. z Andrzejem Panufnikiem i Witoldem Lutosławskim) tajne koncerty, także dla powstańców warszawskich.
Po wojnie, po sukcesie "Żołnierza królowej Madagaskaru", zdecydowała się rzucić ukochaną scenę i spełnić wojenne przyrzeczenie dane Tadeuszowi Sygietyńskiemu. Wraz z profesorem stworzyła, a po jego śmierci samodzielnie prowadziła unikatowy zespół "Mazowsze", sławiący polską kulturę na całym świecie. – Tadeusz dyrygował i czarował, spojrzał, zrobił gest i oni go kochali, ja byłam ten tyran od załatwiania spraw – wspominała po latach. Po kabarecie to właśnie "Mazowsze" stało się drugą miłością jej życia, o czym wspomina w jednej ze swoich książek.
Do końca życia nie traciła energii, zamiłowania do pracy i humoru. Nie chciała nawet słyszeć o przejściu na emeryturę – miała 2430 dni niewykorzystanego urlopu! Jej artystyczny sukces potwierdzają liczne nagrody i odznaczenia, w tym Order Orła Białego i honorowy tytuł "Kobiety Stulecia" nadany po raz pierwszy przez Polskie Radio. – Trzeba kochać to, co się robi, inaczej życie traci sens – powtarzała z uporem. Należała do grona szczęśliwców, którym los podarował wszystko: nieprzeciętny talent, potężną osobowość, wybitną inteligencję, pasję twórczą i upór w realizacji zamierzonego celu. Tym celem regulującym bieg jej długiego życia była sztuka – mówił o wielkiej artystce Bogusław Kaczyński.
W audycji można posłuchać dźwięków archiwalnych oraz wspomnień autora audycji Andrzeja Matula ze wspólnej "podróży życia" z panią Mirą i Mazowszem do Chin i Korei Północnej. Jak Mania z Płocka stała się Mirą, wspomnienia pierwszych ról, wywiad Miry Zimińskiej dla Radia BBC w 1972 o podbijaniu przez Mazowsze kolejnych miast na wszystkich kontynentach – wszystko to w audycji "Rozdroża kultury".
(ed)