Roman Kumłyk zaczął przyjeżdżać do Polski na początku lat dziewięćdziesiątych, tutaj współpracował z Filharmonią Lubelską i Warszawską, Ośrodkiem Praktyk Teatralnych Gardzienice. Roman Kumłyk przyjaźnił się z Orkiestrą Świętego Mikołaja w Lublinie, był częstym gościem na Festiwalu "Mikołajki Folkowe".
- Miał specyficzny sposób bycia, był filutem, ciągle chichotał. Trudno mi znaleźć przykład innego człowieka, który byłby tak skierowany na innych ludzi. Do tego 24-godzinny ambasador huculszczyzny, tej magicznej i niedostępnej wcześniej tradycji - powiedział we wspomnieniu artysty Marcin Skrzypek.
Jak dodawał Bogdan Bracha, Kumłyk był zwierzęciem scenicznym. - Wszędzie go było pełno, świetnie się odnajdywał w każdych okolicznościach. Do tego miał anielską cierpliwość - byl wirtouzem skrzypiec, a potrafił godzinami grać z ludźmi, którzy ledwo trzymali instrument.
- Roman Kumłyk miał niespotykaną prezencję sceniczną, "w stylu wysokim". Miał też w sobie coś z bluesmana - nieważne, czego się tknął, to wychodziła mu muzyka huculska. Był jednocześnie muzykiem ludowym, estradowym i animatorem kultury. Trzy w jednym. To była wyjątkowa osoba.
Huculskiego multiinstrumentalistę w piątą rocznicę śmierci wspominali muzycy Orkiestry świętego Mikołaja: Agnieszka Matecka-Skrzypek, Bogdan Bracha i Marcin Skrzypek.
***
Przygotowała: Mariana Kril
Data emisji: 26.01.2019
Godzina emisji: 8.10
Materiał wyemitowano w audycji "Poranek Dwójki".
at