Joanna Gemma Auguri, balansując na styku dark folku, poezji, filmu, smutnego popu i wschodniowuropejskiej muzyki tradycyjnej, wydała właśnie swój pierwszy album „11”, efekt zamknięcia w czasie pandemii koronawirusa. Co ważne, ma pochodzenie polskie – w wieku kilku lat wyemigrowała z rodziną do Niemiec. Jak przyznaje, a z tego doświadczenia bierze się duża część jej twórczości.
- Ma to duży wpływ na moją muzykę, myślę, że większość utworów dotyczy domu, poczucia przynależności. Tęsknota za domem, za miejscem, w których czułabym się zakorzeniona, jest jedną z moich głównych inspiracji do komponowania i pisania tekstów przyznaje artystka, która dorastała jednocześnie w dwóch krajach, bo choć mieszka w Niemczech, to w dzieciństwie dużo czasu spędzała w Polsce u dziadków. Od małego też dużo śpiewała.
- Zawsze w mojej rodzinie bardzo ważne było przywiązanie do tradycji i oczywiście kościoła. W kościele jako dziecko spędzałam dużo czasu, tam słuchałam pieśni, widziałam siłę wspólnoty i grupowego śpiewu. Tak w sumie zaczęła się moja przygodą z muzyką, bo już w Niemczech chodziłam do szkoły katolickiej i śpiewałam w kościelnym chórze. Ten śpiew mam we krwi, ale co dla mnie dzisiaj najcenniejsze, to harmonizowanie z innymi ludźmi i śpiewanie w świętych miejscach. Nie chodzę już do kościoła na modlitwę, ale w Niemczech i innych krajach obserwuję, że kościoły jako szczególne miejsca coraz częściej wykorzystywane są w służbie kultury. Myślę, że tego rodzaju miejsce, w których ludzie zbierają się na wspólnej modlitwie, dzielą się życzeniami czy marzeniami, mają wyjątkową atmosferę. Ona nas porusza. I ja podobnie chcę poruszać ludzi swoją muzyką - mówiła.
Artystka wypuściła w tym roku swój pierwszy studyjny album "11". Jego tytuł bierze się z symboliki cyfr, gdzie każda jedynka oznacza jedną osobę. Razem, obok siebie, tworzą coś więcej, choć nadal są to dwie oddzielne, samotne jedynki. Wiele utworów z płyty powstało przed pierwszym lockdownem z powodu pandemii koronawirusa. - Przechodziłam wtedy przez rozstanie, a potem doszły do tego emocje związane z zamknięciem. Postanowiłam przenieść te emocje i energię do studia, stworzyć możliwie najczystszy, najbardziej autentyczny album. Postanowiłam nie używać perkusji ani elektroniki, nagrywałam w sposób analogowy, przez co wszystkie kompozycje powstały za pierwszym podejściem. Nie ma w tym cięć, wszystko brzmi tak, jak zostało zagrane - mówiła o przygotowaniu albumu.
Jak przyznaje, "11" ją w pewnym sensie uratowała, bo w czasie lockdownu miała coś, na czym mogła się skupić. A słuchaczy chciałaby zachęcić do konfrontowania się ze swoimi uczuciami, uznaniem swoich słabości i tym, kim się naprawdę jest. - Żyjemy w świecie szalonej optymalizacji, szukamy szczęścia, harmonii i zdrowia za wszelką cenę, media społecznościowe nakazują nam być lepszymi, niż jesteśmy rzeczywistości. Na albumie "11" chcę się zatrzymać i poczuć, co tak naprawdę jest najważniejsze. Dla mnie samej nagrywanie go wiązało się przestojami, trudnościami, tym, z czego składa się życie. Bo nie wszystko w życiu jest piękne i łatwe.
***
Tytuł audycji: folkowy "Poranek Dwójki"
Rozmawiała: Aleksandra Tykarska
Data emisji: 13.11.2021
Godzina emisji: 8.10