Choroba w kulturze żydowskiej zawsze była postrzegana jako potencjalna kara za grzechy.
- Zazwyczaj rabini tłumaczą fakt posiadania ciała ludzkiego darem bożym. W efekcie nieszczęścia dotykające ciało miałyby być zesłanymi na człowieka przez Boga napomnieniami, aby zmienił swoje postępowanie albo przypomniał sobie o swoich obowiązkach – mówił Marek Tuszewicki, wicedyrektor Instytutu Judaistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Były różne sposoby radzenia sobie z nieszczęśliwymi chorobami w kulturze żydowskiej.
- Jeśli była to choroba wewnętrzna, jak ospa czy żółtaczka, wówczas wyobrażano sobie, że jej pochodzenie wynika z pewnych zmian w funkcjonowaniu ludzkiego ciała i trzeba również na nie oddziaływać za pomocą naturalnych środków – mówił Marek Tuszewiecki. - Żydowska medycyna ludowa była uzależniona od roli kobiety, jako strażniczki domowego ogniska. W relacjach oficjalnych kobiety nie miały zbyt wiele do powiedzenia, ale jeśli chodzi o dom i jego utrzymanie, to wszystko spoczywało na ich barkach. Przygotowywały one posiłki i zioła, ale nie zawsze to pomagało.
Istniały dwa podstawowe stopnie praktyków medycznych, do których zgłaszano się po pomoc. Felczerzy i ludzie o nie do końca medycznym wykształceniu byli zwykle łatwo dostępni w obrębie gminy żydowskiej. Drugi stopień stanowiła grupa lekarzy, ale byli oni drożsi i leczyli w sposób nie zawsze akceptowany przez tradycyjną społeczność. Istnieli też różnego rodzaju znachorzy.
- W świecie żydowskim duże znaczenie mieli Cadycy - przywódcy grupy Chasydów. Cadyk w wierzeniach Żydów znajduje się w stałej łączności z Wszechmogącym. Wystarczało udać się do Cadyka i zostawić mu kwitek z prośbą, którą ten przeczyta i prośba zostawała automatycznie wysłuchiwana przez Boga - dodał Marek Tuszewiecki.
Jak korzystano z amuletów w wierzeniach żydowskich i jak one wyglądały? Zapraszamy do odsłuchania audycji.
***
Tytuł audycji: Poranek Dwójki
Rozmawiał: Franciszek Bojańczyk
Gość: Marek Tuszewicki (Uniwersytet Jagielloński)
Data emisji: 23.03.2019
Godzina emisji: 15.15
gs/pg