173:53 2021_05_30 22_00_53_PR2_Wieczor_plytowy.mp3 Bob Dylan x2: "Desire" i "Slow Train Coming" (Wieczór płytowy/Dwójka)
Sprawdź serwis specjalny Polskiego Radia o Bobie Dylanie
W każdą niedzielę słuchamy - razem z Państwem - najważniejszych płyt. Z namaszczeniem i pietyzmem - od początku do końca, strona A, strona B. A dopiero potem bonusy, konteksty, porównania, komentarze zaproszonych gości. Klasyka, jazz, rock, awangarda, elektronika.
Tym razem było to wydanie specjalne audycji z okazji 80. urodzin Boba Dylana.
Wysłuchaliśmy następujących albumów:
- Bob Dylan - Desire - 1976 Columbia
- Bob Dylan - Slow Train Coming - 1979 Columbia
Playlista audycji:
SLOW TRAIN COMING
1. Gotta Serve Somebody
2. Precious Angel
3. I Believe in You
4. Slow Train
5. Gonna Change My Way of Thinking
6. Do Right to Me Baby (Do Unto Others)
7. When You Gonna Wake Up
8. Man Gave Names to All the Animals
9. When He Returns
DESIRE
1. Hurricane
2. Isis
3. Mozambique
4. One More Cup of Coffee (Valley Below)
5. Oh, Sister
6. Joey
7. Romance in Durango
8. Black Diamond Bay
9. Sara
24.05.2021 Bob Dylan skończył 80 lat, które świętowaliśmy w Wieczorze Płytowym słuchając dwóch albumów noblisty Desire oraz Slow Train Coming. Jak zawsze Wasze maile były bardzo ważną częścią audycji, dlatego ponownie zapraszamy do lektury spostrzeżeń, refleksji i komentarzy związanych z wysłuchanymi płytami.
Desire to ewenement. Dylan jest tu bardziej wspólnotowy, jak w bluesie call and response tu przypominają chórki, skrzypce, "potwierdzające" jego kaznodziejski trans. I to są kobiety, które budują Go mniej samotnym. Jest takim wodzem taboru, niekwestionowanym autorytetem w grupie, a każdą jego przypowieść potwierdza ta wąska społeczność.
Tomek Rentowski
Pierwszy raz usłyszałem piosenkę Dylana pod koniec lat 70tych na tzw. składance Johnny Casha, na której Cash wykonywał piosenkę Dylana "It ain't me babe". Miałem jakieś 12 lat i byłem przekonany, ze Dylan to jakiś świetny "countrowiec", wiec kiedy później na gdańskiej giełdzie płyt w klubie Rudy Kot zobaczyłem płytę DESIRE z Dylanem w kapeluszu oddałem za nią swoje płyty. Zaskoczenie było spore, bo to nie było country, ale i tak nie mogłem się oderwać od tej muzyki. Słuchana teraz po latach nadal brzmi znakomicie.
Co do tekstów, to pamiętam, ze w liceum w tzw. pamiętniku wpisałem koleżance cały tekst piosenki "Forever young", bo wydawało mi sie, że to bardzo ładny tekst i idealny na taka okazje. Natomiast podczas studiów na gdańskiej filologii angielskiej nasz wykładowca literatury amerykańskiej już wtedy (a było to w latach 80-tych) mówił nam, ze najlepszym współczesnym poetą amerykańskim jest Bob Dylan. Dlatego kiedy 20 lat później Dylan otrzymał nagrodę Nobla nie było to dla mnie dużym zaskoczeniem.
Kilka lat temu podczas tzw. biznesowej kolacji rozmawiałem z prezesem jednej z największych globalnych korporacji chemicznych i okazało sie, ze ten jest fanem Dylana, który był na 25 jego koncertach. Dowiedziałem, sie wtedy, ze kiedy Dylan gra koncert w białym kapeluszu koncert będzie świetny, a kiedy wychodzi na scenę w czarnym to lepiej wyjść z koncertu. Ja byłem na jednym koncercie Dylana. Miał chyba czarny kapelusz.
Piotr Maciąg
Lubię z Drogimi Redaktorami podróżować ku przeszłości. Wiele lat minęło od ostatniego nasłuchiwania rytmu „nadjeżdżającego osobowego”. Nagrałem tę płytę na upragniony wówczas magnetofon szpulowy. I „slow train” często przejeżdżał przez moje wieczorne potyczki maturalne i egzaminacyjne. Oczekuję zatem na wjazd „osobowego” do zupełnie innej stacji mojego życia. Teraz sięgnąłem po antologię poezji amerykańskiej „Od Walta Withmana do Boba Dylana” w wyborze i przekładzie Stanisława Barańczaka. Ostatnie słowa tego tomu brzmią „odpowiedź gwiżdże wiatr”. Z kolei w zakończeniu pierwszego wiersza Walta Withmana (Śpiewam ja pojedyncze) zamieszczonego w przywołanej antologii, przeczytamy „Nowoczesnego Człowieka śpiewam”. Mam wrażenie, że Bob Dylan tak śpiewa ponad stuleciami, śpiewa „Wrażliwego Człowieka”.
Jacek z Łodzi
Chciałbym dodać dwa słowa dodać do Nobla dla Boba Dylana. moim zdaniem, nie dostał on tej nagrody za "hippiesowanie" czy jakiś inny mniej lub bardziej merkantylny nurt rock'nrolla. Dostał go za nawiązanie do osadzonej w anglosaskiej tradycji "dziadowskiej pieśni", to o wiele bardziej uniwersalne, niż jakiekolwiek miary oceniające twórczość Noblisty. to nagroda za nawiązanie i utrwalenie wielkiej tradycji przygodnej i uniwersalnej opowieści, niczym - nie przymierzając - arturiańskie legendy...
przyznam, miałem łzy w oczach, gdy z mediów dowiedziałem się, że Bob Dylan dostał literackiego Nobla, czekałem na to długo i wiedziałem, że w końcu go dostanie... a płyty czy koncerty mają przy tym znaczenie drugorzędne ;)
Krzysztof Majewski
Jego muzyki słucham od dziecka, czyli od ponad 40 lat.
Nie pamiętam jak odkryłem jego muzykę, ale fascynacja nie mija:-)
Dylana uważam za NAJWAŻNIEJSZEGO ARTYSTĘ WSZECHCZASÓW.
Mam oczywiście wiele płyt, bywałem na jego koncertach. To naprawdę
wielki artysta. Nie ma chyba nikogo innego, kto przez tyle lat
potrafiłby zajmować uwagę ludzi na całym świecie nie tylko swoją
twórczością, ale przede wszystkim osobowością , a nawet otaczającą go aurą tajemniczości. Jego wszechstronność jest niezwykła – śpiewa, gra na wielu instrumentach, pisze wartościowe i zaangażowane poetyckie teksty, ale dla mnie najbardziej istotny jest fakt, że Dylan to GENIALNY KOMPOZYTOR. Znam ludzi, którzy słuchając wielu piosenek w różnych wykonaniach nie mają pojęcia, że ich autorem jest Dylan i są bardzo zdziwieni kiedy się o tym dowiadują. Liczba artystów, którzy sięgają po jego piosenki najlepiej świadczy o wielkości Dylana.
Maurycy Męczekalski z Torunia
Do audycji włączyłem się już w jej trakcie, ale "Desire" znam na pamięć (zacząłem od kasety nagranej kiedyś z radia, jeszcze w latach 1908., choć nie dam głowy, że był to "Wieczór płytowy", bo krąży mi po głowie komentarz odtwarzającej całą płytę pani prezenterki, że nie lubi śpiewu artysty), więc mogłem w skupieniu dosłuchać do końca transmisji na żywo z przepięknego, pierwszego po pandemicznego mozartowsko-bachowskiego recitalu Andrasa Schiffa. "Slow train coming" też znam na pamięć (na szczęście winyl został odpowiednio szybko odciążony przez płytę kompaktową, więc wciąż nadaje się do słuchania), ale zostanę z Bobem i Panami już do końca.
Mój Dylan osobisty to oczywiście płyty (łatwiej byłoby mi wyliczyć te, których na pamięć nie znam), ale też dwa koncerty, kilka lat temu w Stodole, a później w Dolinie Charlotty. Nie będę pisał banałów, ograniczę się do dwóch anegdot. Bohaterem pierwszej jest jakiś dziennikarz z wybrzeża, który w relacji prasowej z koncertu w Charlotcie napisał, że muzyk grał wyłącznie zupełnie nowy repertuar, choć w rzeczywistości mniej więcej połowa utworów pochodziła z kilku pierwszych płyt, były "Blowin' in the wind, "Like a rolling stone", "Ballad of a thin man" i wiele innych. Zgubiły biedaka nowe aranżacje starych przebojów, a słów też nie rozpoznał.
Druga anegdota ma związek z występem w Stodole. Kilka dni po koncercie na jednym z zamorskich portali przeczytałem wywiad z Leonardem Cohenem, który nieco wcześniej grał w jednym z miast wschodniej Kanady. Przyjechali dzień przed występem, a że w mieście grał akurat Dylan, poszli posłuchać. Tuż przed wejściem do sali basista Cohena wręczył wszystkim zatyczki do uszu. Zdziwili się, ale posłusznie zastosowali i nie żałowali. Niestety przeczytałem o tym za późno, zatyczek nie miałem. Słuch odzyskałem kilka dni po koncercie, szum został na dłużej... Ale nie żałuję :)
Andrzej Daszkiewicz
Pieśni Dylana to historie z przesłaniem opowiadane z przekonaniem człowieka, który potrafi odróżnić dobro od zła, przenikliwie obserwuje rzeczywistość i nie godzi się na wszystko, co ta rzeczywistość niesie. Wyrazistość przekazu - nie budzący sprzeciwu, czasami oskarżycielski ton muzycznej wypowiedzi i towarzyszącą tym balladowo- rockowym pieśniom rytmiczna, często o countrowym - podkreślanym harmonijką - brzmieniu muzyka przekonuje jeszcze dzisiaj swoim uniwersalnym brzmieniem - jasnym, nieskomplikowanym i ciekawym instrumentalnie.
Słucha się tej płyty dzisiaj bez uczucia przeterminowania, jest ona ciągle na czasie. Muzyczny mentor nie budzi wątpliwości co do głoszonych prawd, te prawdy wciąż są aktualne, a muzyka wybijanym rytmem podkreśla ich ważną humanistyczną wymowę.
Głos Dylana na płycie Slow train coming, brzmi inaczej , niż na Desire. To inny timbre głosu, ten inny głos jest trochę nonszalancki, trochę seksowny, bardziej modulowany, z innym zakresem i inną artykulacją muzycznej wypowiedzi. Muzyka też przeszła metamorfozę, jest bardziej rockowa, ostra, z dominującą gitarą i perkusją i wyrazistymi chórkami,
Urszula
To twórca, który znany jest z tego, że podczas swych koncertów wykonuje własne utwory w wersjach dalece odbiegających od studyjnych oryginałów. Bywa i tak, że jedynie warstwa tekstowa pozwala na rozpoznanie tytułu danej kompozycji... Widziałam jego występ na festiwalu w Roskilde w 2006 roku i w połowie był to taki właśnie koncept. "Maggie`s Farm" rozpoczynał ten występ i to był numer zbliżony do wersji studyjnej, ale chociażby "Highway 61 Revisited" czy "Summer Days" to były piosenki bardzo odmienione, wręcz ograbione z niuansów nadających im mocny wyraz, detali do których się przyzwyczaili odbiorcy. Wiedziałam o tym, że Dylan w taki sposób traktuje swe hity, ale mimo to byłam nieco rozczarowana owym występem, co nie znaczy, że był zły W festiwalowych warunkach artysta wykonał jedynie 14 utworów, a pewnie zazwyczaj gra ich więcej, ale program był na tyle zróżnicowany, że była to ciekawa lekcja z jego dokonań. "Like A Rolling Sone" wykonane na koniec zrekompensowało właściwie te niedostatki o których wspomniałam Międzynarodowa publiczność w Roskilde przyjęła go z dużym ożywieniem, wybaczając Bobowi jego ekstrawagancje.
Maria Szycher
Oprócz komplementów związanych z postacią Boba Dylana dostaliśmy od Was się również mniej pochlebne komentarze! Ale właśnie za taką szczerość Was cenimy!
Na początku musze ostrzec, że niestety nie mam do Boba Dylana stosunku nabożnego, fanatycznego i to z kilku powodów.
Moim zdaniem Bob Dylan na szacunek słuchaczy i swoje miejsce w historii zapracował sobie głównie w latach sześćdziesiątych. W kolejnych dekadach wydawał wiele płyt, z których większość jest solidna, ale ich znaczenie nie jest już epokowe. Uważam też, że cześć jego późniejszych dokonań brzmi niestety rutynowo, "bezpłciowo" ( "Dylan & The Dead", "Planet Waves") i nie pozostawia niczego w pamięci po przesłuchaniu. Druga sprawa to jego chimeryczność na koncertach - ja niestety miałem pecha. Dylana widziałem kilkanaście lat temu rok po roku w Berlinie, Warszawie i Dublinie. O ile koncert Warszawski był moim zdaniem super, to pozostałe były - nie owijając w bawełnę - bardzo słabe. Tyle wstępu - żeby było wiadomo, z jakiego punktu widzenia piszę. A na koniec napiszę dlaczego Dylana tak czy owak słuchał i szanował zawsze będę.
Spośród wszystkich płyt Dylana nagranych po 1970roku najbardziej sobie cenie dwie: "Blood On The Tracks" i właśnie dzisiejszą: "Desire". Mam na tej płycie czterech faworytów:
Bardzo lubię otwierający płytę utwór "Hurricane" - są piękne skrzypce i dylanowska folkowa gitara, ale pod spodem perkusja i bas już grają jak za chwile na płytach Patti Smith - w końcu mamy 1976rok. O tekście już powiedzieliście, więc podam tylko cytat, dość aktualny zresztą chyba „Teraz wszyscy przestępcy w płaszczach i krawatach / mogą pić martini i oglądać wschód słońca / Podczas gdy Rubin siedzi jak Budda w dziesięciostopowej celi / niewinny człowiek w piekle”.
Bardzo lubię „One More Cup Of Coffee” zawierający jeden z najbardziej imponujących i czarujących śpiewów Boba, jakie kiedykolwiek wykonał. U mnie śpiew Boba pod koniec pierwszej linijki powoduje gęsią skórkę. Mimo upływu lat i setek przesłuchań utwór nadal imponujący .
Potem "Joey". Transowe 11 minut. „Joooeeeeeeyyyyyyy” powtarzane do znudzenia podczas refrenu. Opowieść wieloznaczeniowa, rzekoma "gloryfikacja" gangstera Joe Gaillo. „Widziałem limuzynę starego człowieka zbliżającą się do grobowca / myślę, że musiał pożegnać się z synem , którego nie mógł uratować” i „Kiedyś, jeśli Bóg w Niebie tego nie przeoczy / Wiem, że ludzie, którzy go zastrzelili, dostaną to, na co zasługują. "
Ostatni mój faworyt to łamiąca serce oda do żony Boba, „Sara”. Piosenka zaczyna się jako falująca morska szanta, w której Bob gra podczas intro jedną z najbardziej inspirujących i melodyjnych harmonijki w swojej karierze. Po wielu sugestywnych obrazach opisujących jego żonę i użyciu plaży jako metafory związku, Bob kończy żałosnym błaganiem „Saro, Saro, nigdy mnie nie opuszczaj , nigdy nie odchodź." Cóż - rozwód został sfinalizowany w 1977 roku.
Tak jak napisałem na początku - Bob Dylan najlepszy swój czas miał ponad 50 lat temu, miewa słabe koncerty, do tego beznadziejnie śpiewa i tak sobie pogrywa na gitarze czy pianinie. ALE JEST PRZEDE WSZYSTKIM WIELKIM POETĄ. KTÓRY OD ZAWSZE MA ŚWIATU COŚ DO POWIEDZENIA. I JEST WIELKIM KOMPOZYTOREM. I właśnie dlatego od czasu do czasu warto sięgnąć po Dylana, dla zachowania pewnego punktu od niesienia do wszystkiego co się dzieje w muzyce rockowej
Jacek „Leśniczy” ze Szczecina
***
Tytuł audycji: Wieczór płytowy
Prowadzili: Tomasz Szachowski, Przemysław Psikuta i Piotr Metz
Data emisji: 30.05.2021
Godzina emisji: 22.00