W Wigilię w Beskidzie Śląskim panuje zwyczaj, że jeśli komuś czegoś zabraknie, przykładowej soli, to nie dziewczyna idzie po nią do sąsiadki, ale chłopak. Dzięki temu zanosi do sąsiedzkiego domu szczęście. Katarzyna Broda-Firla to córka Józefa Brody, który przekazał jej swoją wiedzę i miłość do muzyki. Jest bardzo mocno związana z miejscem swoich korzeni – Beskidem Śląskim. W krótkiej rozmowie przytoczyła obyczaje towarzyszące obchodom Świąt Bożego Narodzenia na Śląsku Cieszyńskim. Opowiedziała zarówno o zwyczajach wigilijnych, jak i o przechodzeniu przez poszczególne stadia „wtajemniczenia” w grupach kolędniczych wciąż chodzących w tym regionie w okresie Bożego Narodzenia.
- U mnie w domu śpiewało się niesamowicie piękną pieśń, rozpoczynającą misterium wigilijne… Z Raju pięknego miasta | Wygnana jest niewiasta… Zaczynał ojciec, po chwili wszyscy śpiewaliśmy. Potem była modlitwa Ojcze nasz i przygotowane przepyszne potrawy – wspominała Święta w rodzinnym domu Katarzyna Broda Firla. – Pierwszymi, którzy zjawiali się w domu byli mali kolędnicy…
Sama Katarzyna także była małą kolędniczką. Pamięta pięknie przystrojone zielone drzewko, które trzymała podczas kolędowania, a które następnie wieszało się nad drzwiami na znak powodzenia, radości i obfitości dla domu.
Zatrzymać czas, zatrzymać tradycję. Przekazywać ją dalej. Z pokolenia w pokolenie, z pokolenia w pokolenie. Bo to naprawdę piękna tradycja. Pełna miłości, pełna ciepła. Mówiąca o tak głębokich rzeczach… Katarzyna Broda-Firla
- I taki mały człowiek przychodzi do domu o 3-4 nad ranem i mówi tak: Jo je mały chrząszcz, nie mogłech tu donść | musieli mnie mama z tatą na kyrkusa wziąć, musieli mnie nieść połaźniczkę pleść… Sporo było takich wesołych wierszyków. Potem chodzili pastuszkowie. Trzej chłopcy. Mnie akurat przydarzyło się tak, że mój brat i jego kolega nie mieli trzeciego do chodzenia. Więc pod taką baranicę, u nas to jest takie nakrycie głowy z wełny, warkocz mi wsadzili, nazwali mnie Franek i tak chodziliśmy „po pastuszkach”! – śmiała się nasza rozmówczyni na wspomnienie tej zamiany ról, skądinąd przecież popularnej w wielu ludycznych obrzędowościach. Pastuszkowie wypowiadali przepiękną długą orację o narodzeniu Boga. Po kilku latach mogli już wstąpić w szeregi dorosłych kolędników.
- Dorośli kolędnicy chodzą u nas nie z gwiazdą, a pięknie przystrojoną jodełką. Malutkie drzewko, które niosą, symbolizuje nowe życie, powodzenie. Chodzą od domu do domu: Wstawajcież już mili ludzie, nie leżcie delij w tej budzie | bo tu kolędnicy uż wyśpiewują i okropne dziwy się pokazują!
Kolejny „etap wtajemniczenia” kolędniczego to pochód Trzech Króli. Trzej Królowie przepięknie wystrojeni chodzą od domu do domu, wyśpiewując kolejną orację o narodzeniu Pana…
- Pamiętam, jak mój ojciec odtworzył tę orację Trzech Króli. Chłopcy poszli z nią na wieś. Pamiętam, jak ludzie przychodzili później do mojego taty ze łzami w oczach i mówili: „Panie Broda, myśmy już nie wierzyli, że usłyszymy jeszcze kiedyś orację Trzech Króli”! Wystarczy jeden człowiek. Może zmienić tak wiele.
***
Tytuł audycji: folkowy Poranek Dwójki
Prowadził: Piotr Kędziorek.
Data emisji: 25.12.2021
Godzina emisji: 7.30