Plac Żłóbka w Betlejem zawsze pełen jest turystów. Każdego roku do miejsca narodzin Chrystusa przyjeżdża ponad półtora miliona ludzi. Odwiedzają bazylikę Narodzenia i miejscowe sklepy z pamiątkami. Mało kto jednak widzi, jak naprawdę wygląda to miasto.
W palestyńskim Betlejem mieszka 25 tysięcy ludzi. 25-procentowe bezrobocie sprawia, że część mieszkańców szuka pracy w oddalonej o zaledwie kilka kilometrów Jerozolimie. Ale pokonanie tych kilku kilometrów zajmuje nawet kilka godzin. Betlejem oddzielone jest izraelskim murem, a Palestyńczycy muszą przejść przez cieszący się złą sławą izraelski punkt kontrolny – tzw. checkpoint 300.
-Ludzie zaczynają się tu zbierać już o 2 w nocy, żeby zająć miejsce w kolejce. O 6 rano, kiedy zazwyczaj otwierane jest przejście jest tu kilka tysięcy osób. Każdego dnia dzieją się tu dantejskie sceny - opowiada 40-letni Amir, taksówkarz, który codziennie dowozi Palestyńczyków z centrum Betlejem. Sytuacja powtarza się po południu, kiedy Palestyńczycy wracają z pracy. A jeśli do wieczora nie wrócą do domów, grozi im utrata pozwolenia na pracę.
Pielgrzymi nie widzą jednak tego, co dzieje się w punktach kontrolnych. Autobusy z turystami mają bowiem specjalny pas i na wjazd do Betlejem czekają co najwyżej kilka minut.
W samym Betlejem z turystyki żyje jedna trzecia mieszkańców. Ale Palestyńczycy i tak narzekają, że nie zarabiają na rzeszy pielgrzymów odwiedzających miasto.
-Pieniądze zostawiają tu głównie palestyńscy turyści. To oni są główną siłą nabywczą. To w większości oni zostają tutaj na noc - a jak dodaje Fairuz Khouri z Izby Handlowej w Betlejem – spora część wycieczek z zagranicy przyjeżdża do miasta na zaledwie kilka godzin po czym wraca do Jerozolimy. Palestyńczycy skarżą się też, że większość przewodników turystycznych to Izraelczycy. -Tylko nasi palestyńscy przewodnicy tłumaczą turystom sytuację. Izraelczycy już nie - mówi minister turystyki Autonomii Palestyńskiej Rula Maja.
Na rogatkach Betlejem znajduje się wioska An Numan. To miejsce szczególne, bo niemal w całości otoczone izraelskim murem. Prawo wjazdu tam ma wyłącznie dwustu rodowitych mieszkańców.
-Nasi przyjaciele spoza wioski nie mają prawa nas odwiedzać. Tak samo jeśli ktoś ożenił się z osobą spoza wioski, to taki małżonek też nie może tu wjechać. Izraelczycy nie pozwalają tu wjeżdżać nawet karetkom z Betlejem - mówi mieszkaniec An Numan Abu Mahmud.
Mieszkańcy An Numan nigdy nie widzieli na oczy żadnej zagranicznej wycieczki z turystami. Mimo, że mieszkają zaledwie kilka kilometrów od Betlejem.
PAP/iz